poniedziałek, 17 lutego 2014

Kot, proszę pana, to postać powszechnie znana*

Ne jestem w najmniejszym stopniu osobą, która powinna się wypowiadać na ten temat, ale skoro nie było chętnych …  
Dlaczego nie ja? Jak mówił Oskar Wilde "Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los.” Wystarczy spojrzeć na poniższe zdjęcie i już widać, w której grupie jestem.


Mogę się jednak poszczycić znajomością z dwiema kotkami – to moje sąsiadki na wsi, gdzie mam ogródek.
Jedna z nich – Mrytka - kochała całym sercem moją mamę. Kiedy ta tylko się pojawiała w ogrodzie, Mrytka przybiegała z najdalszej wyprawy. Mogło jej kilka dni nie być w domu, ciocia, jej właścicielka, wołała ją daremnie, a do mamy przybiegała natychmiast. Siedziały sobie we dwie, o czymś tam rozmawiały, łasiły się. Tatę Mrytka szanuje, bo wyratował ją kiedyś przed atakiem psa – skoczyła mu w ramiona i znalazła tam schronienie. 

Mrytka elegancka

 potrafi też napędzić stracha
 
Do mnie odnosi się z rezerwą. Kiedyś próbowała się zaprzyjaźnić, ale nie napotkała odzewu, więc uznajemy wzajemnie naszą niezależność. Nie mamy innego wyjścia, bo Mrytka lubi kocią plażę, czyli miejsce w moim ogródku, gdzie trawa słabo rośnie, a za to słońce mocno przygrzewa. Tam się wyleguje do woli. Jest to kocica doskonale wychowana, z manierami damy, więc wie, że za gościnę wypada się odwdzięczyć. Pozwala mi więc czasem na zrobienie sobie kilku zdjęć. Kiedy jednak uzna, że za bardzo się spoufalam, dystyngowanie się oddala. 

 na plaży

pazurki ma ostre

pełna swoboda

Raz zrobiła specjalne przedstawienie, które trwało ponad pół godziny – na kocią plażę przyniosła jeszcze żywą mysz i pozwoliła fotografować całą z nią „zabawę”. Osobom o słabych nerwach odradzam oglądanie zdjęć z tej „sesji” (wybrałam łagodne). A gdyby ktoś chciał zawiadomić obrońców zwierząt, że nie ratowałam myszy, to chyba już za późno – sprawa zapewne uległa przetrawieniu.

oko w oko 

ot, malutkie pacnięcie
 
Jest też druga kocica. Nie wiem, jak ma na imię i nawet nie muszę wiedzieć, bo ona sobie tego wyraźnie nie życzy. Czasem tylko zaczai się na płocie, przemknie przez ogród lub przysiądzie pod krzakiem, ale jak tylko zauważy, że próbuję ją sfotografować, z wyniosłą miną odwraca się wielce obrażona. Taki ma charakterek. 

 na czatach

zmykam

niby taka niezależna, ale i ją sen czasem zmorzy

ale tak naprawdę, to tu mnie ma 

I na koniec mała prośba – z okazji przypadającego dzisiaj Dnia Kota zróbcie coś, co waszemu kotu sprawi przyjemność. Bo, jak pisał Eugen Skasa-Weiß "Szczytem szczęścia dla kota jest uwaga, rozmowa, pieszczoty i miłość ze strony człowieka; a dla ludzi nic nie może być pochlebniejszego niż przywiązanie istoty tak dalece niezależnej."

*Jan Brzechwa

Zdjęcia - wuj Stefan i ja

4 komentarze:

  1. Koty się przewijały przez moje życie... szczególnie zżyty bylem z Pandi-m,niestety po trzech latach odszedł do domu ojca po nieudolnym leczeniu przez znanego konowała. Leży w naszym ogrodzie... palimy mu lampki kilka razy w roku.
    Obecnie rezyduje Lucek... uroczy maluch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I przez rok nazbierasz zdjęć Lucka, to go nam pokażesz na kolejny Dzień Kota.

      Usuń
  2. Pięknie się prezentują dzisiejsi bohaterowie.
    A Ty przecież jesteś w grupie miłośników kotów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, miłośników, ale z dystansem. Kot ma swoją niezależność i ja też.

      Usuń