Świąteczny poranek w Wąchocku był jeszcze lekko pochmurny,
ale ciepły. W powietrzu unosił się zapach kwitnącej w pobliżu stacji kolejowej
i ruin zakładu przemysłowego Schoenberga czeremchy.
Mam prawie pół godziny do czasu zakończenia porannej mszy w
kościele Wniebowzięcia NMP i św. Floriana, spaceruję więc nad rzeką. Wypada
przejść wąchocką Aleją Humoru. Zebrano tu na płytach wbudowanych w chodnik 33
dowcipy o tym mieście, niegdyś wsi. Aleję zamyka pomnik sołtysa. Nie jest to
jakiś konkretny sołtys, choć w roku 2023 zadedykowano ów obiekt pamięci prezesa
Stowarzyszenia Sołtysów Ziemi Kieleckiej, Feliksa Januchty. Był on jednym z
inicjatorów budowy tego jedynego we Polsce pomnika.
Uliczki zapełniają się ludźmi wychodzącymi z kościoła, można
więc udać się na jego zwiedzanie. To najcenniejszy zabytek Wąchocka, zbudowany
przez cystersów, którzy w XII wieku założyli tu swój zakon. Jako pierwszy
zbudowali kościół. Powstał z miejscowego piaskowca, układanego w
charakterystyczne pasy – czerwone i szare.
Podobne, choć zamiast czerwonego
białe i szare pasy zauważamy w rozglifieniu romańskich okien kościoła.
Spokojnie podziwiam nawę główną i boczne. Zachwycam się freskami na sklepieniu i ścianach, ołtarzami, organami.
nawa główna
Ołtarze boczne przy filarach nawy
głównej są barokowe, pięknie zdobione, z obrazami przedstawiającymi świętych.
W ołtarzu głównym siedemnastowieczny obraz MB Miłosierdzia.
Nie zamierzam prezentować wszystkich godnych obejrzenia
obiektów znajdujących się w świątyni, ale jeszcze jednego nie mogę sobie odmówić. To
kaplica św. Anny z rokokowym ołtarzem przedstawiającym patronkę kaplicy.
Z kościoła przechodzę na klasztorne krużganki. Spacer nimi
to prawdziwa lekcja historii zakonu cystersów oraz odkrywanie
architektonicznych i malarskich ciekawostek. Najcenniejszym pomieszczeniem
udostępnionym do zwiedzania jest bez wątpienia romański kapitularz ze sklepieniem
krzyżowo-żebrowym wspartym na 4 kolumnach i przyściennych wspornikach. Roślinne
i zwierzęce motywy zdobiące kolumny i wsporniki zachwycają urodą. Są
jednocześnie surowe w obróbce i bardzo delikatne.
Udaje mi się zajrzeć do klasztornego karceru. Zwykle dostępny do zwiedzania refektarz tym
razem zamknięty. Myślę, że to z powodu Świąt.
Klasztorna kawiarenka też jeszcze nieczynna, można za to pospacerować
po klasztornych ogrodach, gdzie magnolie kończą kwitnięcie, a jabłonie już mają
spore pąki.
Znajduje się tu pomnik świętego Bernarda z Clairvaux, reformatora
reguły zakonu cystersów.
Można tu też spojrzeć na kościół i klasztor z innej perspektywy.
Po zakończeniu zwiedzania wędruję przez rynek z pomnikiem
majora Piwnika „Ponurego”, którego prochy spoczywają w krypcie wąchockiego
klasztoru.
Moim celem jest lessowy wąwóz Rocław. Dawno już do niego nie
zaglądałam. Liczę, że teraz uda mi się go przejść, bo jeszcze nie wypasa się
tam krów. I rzeczywiście – wąwóz dostępny, trawa się zieleni, kwitną krzewy
czeremchy i tarnin. Trzeba tylko poruszać się bardzo ostrożnie, bo w wielu
miejscach podłoże z kałużami i błotem.
Poza tym nad wąwozem góruje duży, prawdopodobnie
drewniany krzyż. Nie udało mi się dotrzeć do niego – zsunęłam się po ścianie
wąwozu na dół. Nie ponawiałam próby.
I tym razem znów nie dotarłam do końca wąwozu. Jest
niemiłosiernie zarośnięty, nie do przejścia. Zrobiłam więc sobie spacerek górą
– na skraju wąwozu i pól.
Próbowałam dotrzeć do krzyża od strony łąk. Nie udało się –
nie ma tam drogi. Może jest jakieś dojście od wsi Rataje? Gdzieś ono musi być,
no bo jak by dostarczono krzyż na pola.
Jako zamiennik mogę zaprezentować
kamienny krzyż z roku 1865 stojący przy szosie na skraju Wąchocka.
Na zakończenie spaceru po Wąchocku i okolicach wybieram się
nad tutejszy zalew na Kamiennej. Zwykle z grupą idziemy szlakiem czerwonym
wzdłuż południowo-zachodniego brzegu zalewu. Tym razem nie opuszczam ścieżki spacerowej, a ignoruję szlak. Moim celem jest dotarcie do mostku prowadzącego
na drugi brzeg.
Zanim się tam udam, zaglądam nad rozlewiska Kamiennej przed
zalewem.
Z oddali zauważam dziwny kształt – wygląda to coś jakby jasna, zgięta
na górze rurka. Nie jest nią jednak – porusza się, znaczy – żyje. Podchodzę
bliżej i już wiem – to samica łabędzia krzykliwego wysiaduje młode skryta w
szuwarach, wystaje tylko jej sługa szyja i niewielka głowa. W pobliżu samiec
patroluje teren. W tej sytuacji pozostaje tylko jedno – oddalić się po cichu.
Zdjęcia robię z bezpiecznej odległości.
Na drugim brzegu zalewu robi się jakby tłoczniej. Pojawia
się wielu spacerowiczów, śmigają rowery. Wniosek – zbliża się południe. W tej
sytuacji pora się zbierać do domu. Jeszcze tylko rzut oka na plażę póki
spacerowicze nie wlezą w kadr.
Można już zmierzać do stacji. Po drodze zaglądam jeszcze
przez płot na teren wokół pałacu Schoenberga i kończę wiosenny spacer.
Warto było wybrać się do Wąchocka. Mój spacerek trwał prawie
4 godziny, był nieśpieszny i sprawił mi wiele radości. Jak tylko znajdziecie
czas, wybierzcie się też w te rejony. Wasz spacer nie musi być kopią mojego.
Wąchock daje różne możliwości przyjemnego spędzania czasu.
Zdjęcia tylko mojego
autorstwa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz