sobota, 31 maja 2025

Teraz Sandomierz

Spacer po mieście zaczynamy na Rynku. Króluje tu, rzecz jasna, Ratusz. Zbudowany w formie wieży w czternastym wieku, w późniejszym czasie wielokrotnie rozbudowywany. Obecny kształt z piękną attyką zawdzięcza przebudowie w okresie renesansu. Przechodziliśmy obok niego kilkakrotnie, udało nam się także wysłuchać dźwięku zegara bijącego co kwadrans. 
 

W pobliżu Ratusza liczne grupy zatrzymują się przy niezbyt zrozumiałej instalacji artystycznej w postaci kotwicy, która zdaniem autora symbolizuje związek miasta z niebem oraz przypomina jego historię jako znaczącego portu nad Wisłą. 
 
 
Nasza grupka zostawia na później badanie więzi miasta z Wisłą i rusza na spotkanie z historycznymi budowlami nieco oddalonymi od Rynku. 
 
 
Po nabraniu dozy optymizmu, o którą zadbał „kamień optymizmu” przechodzimy przez dawną furtę dominikańską, znaną jako „Ucho igielne”. Podobno takie przejście zapewnia spełnienie jednego marzenia. No i przenosi w czasie, jak to opisał Wiesław Myśliwski w swojej powieści „Ucho igielne”.
 
 
My wędrujemy przez Podwale Górne i Dolne w kierunku Wąwozu św. Jacka. 
 

 
Prosto z wąwozu wychodzimy na kościół św. Jakuba Apostoła i klasztor dominikanów. Kościół jest zabytkiem architektury romańskiej i gotyckiej. Zachwycamy się przepięknym romańskim portalem i wchodzimy do wnętrza na zwiedzanie.
 
 

Nie można pominąć drewnianego barokowego sarkofagu fundatorki kościoła, księżnej Adelajdy, zmarłej w roku 1211. 
 
 
Wypada zajrzeć do kaplic i krypty skrywającej szczątki 48 mnichów z zakonu dominikanów i ich przeora, Sadoka, którzy zginęli z rąk wojsk tatarsko-mongolskich podczas najazdu na nasze ziemie. 
 
ołtarz w kaplicy Męczenników Sandomierskich 
 
sarkofag w krypcie skrywający ich szczątki 
 
kaplica Cudownego Obrazu MB Różańcowej (zwróćcie uwagę na bogatą secesyjną dekorację) 
 
obraz w kaplicy św. Jacka
 
Po zwiedzaniu kościoła wdrapujemy się także na dzwonnicę (nie jest wysoka, ale ma strome, niewygodne schody), żeby obejrzeć czternastowieczne dzwony. 
 

W grupie narasta zmęczenie, decyduję się więc na skrócenie planowanej trasy i przejście Wąwozu Królowej Jadwigi. Ten lessowy wąwóz nie jest długi (ot, coś około pół kilometra), ale w upalny dzień zapewnia cień i pozwala zachwycić się plątaniną korzeni drzew rosnących nad nim. 
 
 


Po wyjściu z wąwozu drepcemy obok sandomierskiego zamku w kierunku Rynku, gdzie odpoczywamy przy obiedzie.
 
 

Dalsze zwiedzanie to spokojny spacer uliczkami, odwiedziny w moich ulubionych kościołach – św. Michała Archanioła i św. Józefa z ich oryginalnym wyposażeniem i spokojem z dala od tłumów w bardziej znanych miejscach.
 
ołtarz boczny z 1694 roku w kościele Michała Archanioła
 
barokowe ławki malowane w kwiaty
 
skromne wnętrze kościoła św. Józefa 
  
Z katedrą już nie jest tak łatwo – koczują przed nią liczne grupy, które z mniejszym lub większym zainteresowaniem słuchają przewodników. We wnętrzu jest bowiem kategoryczny zakaz oprowadzania z głośnym komentarzem. Dlatego oddalamy się w okolice Domu Długosza, odpoczywamy w jego ogrodzie na ławeczce, podchodzimy do schodków, z których rozciąga się widok na przedmieścia Sandomierza, wspominamy historie opowiedziane przez Myśliwskiego z jego powieści „Widnokrąg”, a do katedry wracamy, jak już zostanie cicha i bez tłumów. 
 
portal Domu Długosza
 
Możemy sobie teraz spokojnie obejrzeć freski w prezbiterium, rozszyfrować męczenników ukazanych na obrazach Karola de Prevot w nawach bocznych, czy przeżyć chwile grozy podczas oglądania jego obrazu „Mord rytualny”.
 
nawa główna
 
Wybieramy się i nad Wisłę. Po drodze zatrzymujemy się na chwilę przy siedemnastowiecznym spichlerzu (ciągle w postaci ruiny), a potem spacerujemy po bardzo przyjemnych bulwarach w okolicy tak zwanego starego portu. To idealne miejsce na spacer – dużo zieleni, widok na Wisłę i jej portową odnogę, gdzie cumują łodzie. Nad wodą wznosi się sandomierska starówka. 
 
 przystań z widokiem na starówkę
 
katedra i siedemnastowieczny spichlerz widziane z bulwaru
 
Jest późne popołudnie – statki wycieczkowe już odpoczywają po ciągłych kursach z turystami. 
 


Wracamy na Rynek i zauważamy, że miasto inaczej oddycha – jest ciszej, uliczki opustoszały, gwar tylko przy kawiarnianych i restauracyjnych stolikach, miejski bruk oddaje ciepło słonecznego dnia. Nawet mnie ogarnia rozleniwienie. Dla takich chwil warto tu być. 
 

Już właściwie zaprezentowałam wszystko, co oglądaliśmy. Nie mogę jednak opuścić Sandomierza bez rzucenia okiem na jednego z Czworaczków Flisaka mojego ulubionego rzeźbiarza – Jerzego Kędziory. 
 

Poza tym muszę przyznać, że zapałałam sympatią do kolejnego artysty. To pan Józef Opala, którego piękną i pełną serdecznego ciepła rzeźbę wypatrzyliśmy przed restauracją „Widnokrąg”. Przedstawia ona artystę ludowego, Władysława Krawczyka, który długie lata sprzedawał w okolicy Bramy Opatowskiej wykonane przez siebie gliniane ptaszki i inne pamiątki. 
 

Przy okazji dodam, że restauracja ma też interesującą galerię sztuki, gdzie aktualnie są prezentowane obrazy zmarłego niedawno artysty, Witolda Kowalskiego.
 

W tym miejscu stawiam kropkę kończącą relację. Może ktoś z czytelników zauważy, że wielu miejsc nie odwiedziliśmy, ale nie było naszym zamiarem „zaliczanie” wszystkiego. Wybrałam miejsca, które lubię i takie, o które prosili uczestnicy wycieczki. Przyjedźcie tu sami i wybierzcie własna trasę. Też na pewno będzie warta przejścia. Jak to w Sandomierzu…
 

Zdjęcia mojego wyrobu

 

2 komentarze:

  1. Wąwozy były dla mnie największym (pozytywnym) zaskoczeniem, choć wiedziałem o nich wcześniej, ale co na żywo, to na żywo. Dobrze, że ich nie zabetonowali, jak to było oryginalnie w planach. Także nie do końca rozumiem tej kotwicy, tzn. wytłumaczenie jej idei jest ok, ale spodziewałbym się czegoś takiego u siebie w Gdyni, a nie Sandomierzu.

    Polecam podziemia Katedry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do kotwicy - to chyba wyraz tęsknoty ludzi w głębi lądu do morza. W Skarżysku jest na przykład pomnik wystawiony przez kolejarzy w 15. rocznicę odzyskania dostępu do morza (https://swietokrzyskiewloczegi.blogspot.com/2014/03/morskie-opowiesci-z-centrum-polski.html).
      Podziemia katedry zostawię sobie na kolejne odwiedziny w Sandomierzu. Tym razem wystarczyły nam skromne katakumby kościoła św. Jakuba.

      Usuń