Prawie trzynaście lat minęło od poprzedniego spotkania.
Relacja o nim pojawiła się na blogu w czasie pandemii (tu link). Pora więc na
powrót w Góry Pieprzowe, bo to z nimi się spotkaliśmy po tak długiej przerwie. Byłam
pewna, że nie będzie tak samo. I nie pomyliłam się.
Startujemy na stacji w Metanie. Tym razem bardzo pilnujemy,
żeby iść czerwonym szlakiem, który poprzednio z trudem odszukaliśmy. Od razu
powiem – nadal nie jest łatwo go znaleźć. Bardzo pomaga nawigacja w telefonie,
bo szlak jest słabo znakowany.
Na skraju wsi Kamień Łukawski szlak skręca w lewo. I tu już
powinna się pojawić tablica informująca, że oprócz oficjalnego szlaku
funkcjonuje szlak prywatny przygotowany przez Wspólnotę Gruntową Gór
Pieprzowych. Bardzo by to pomogło w planowaniu trasy. Ja wiem o tamtym szlaku,
ale nie jest on uwzględniony na żadnej mapie i trudno przewidzieć, gdzie się zaczyna,
postanawiam więc iść szlakiem czerwonym. Prowadzi on przez przyjemny wąwóz,
przechodzi obok winnicy i wśród pól (a raczej zarośli) pachnących kwitnącymi akacjami i polnymi
różami skręca ostro w prawo.
Przyznam szczerze, że jest naprawdę ostro. Bez znakowania,
stromo, po suchym, szarym jak pieprz podłożu. Idziemy właściwie na czworakach. W
charakterze podpory wykorzystujemy gałązki. I dobrze, jak się kto nie złapie za
różę, bo to naprawdę boli.
Zziajani, umorusani wdrapujemy się na płaski teren z
drewnianym krzyżem, ławeczkami i informacją o tym, że Góry Pieprzowe nas witają
(chyba się lekko z tym powitaniem spóźniły). Mapka na tablicy informacyjnej obrazuje przebieg szlaku,
którym idziemy.
Dodatkowo pojawiają się koszmarne drewniane tabliczki z
czerwonym paskiem na środku pokazujące drogę w przeciwnych kierunkach.
Widocznie inni turyści mają wyższy poziom abstrakcyjnego myślenia, ale ja
wychowana na przyzwoicie znakowanych szlakach w takim momencie kompletnie tracę
orientację. Jedna ze wskazanych ścieżek prowadzi
ewidentnie w dół i to znów stromo, tę ignorujemy. Druga też jakby w dół, ale
spokojniej i w kierunku Sandomierza. Jest nadzieja, że będzie dobrze. Nią
idziemy. Jest nieźle. Przy ścieżce umocowano solidne liny, które służą jako
podpora podczas przejścia. Doskonały pomysł i olbrzymia pomoc. Duży plus dla Wspólnoty,
która zarządza szlakiem. Jest to szczególnie pomocne przy schodzeniu po stromym
zboczu.
I w końcu musiał nadejść moment, którego się obawiałam –
znakowanie ścieżki Wspólnoty i szlaku się nie zgadzają. Może powinnam bardziej zaufać
Wspólnocie, ale zdecydowałam postawić na tradycję. Skutek – straciłam kontakt z
obiema ścieżkami i zaprowadziłam grupę na ścieżkę w starorzeczu Wisły. O, jakie
to było doskonałe zbłądzenie! Ścieżka łagodna, bez drapiących gałęzi, bez
stromizn, a w dodatku z efektownymi wierzbami pochylonymi nad wodą. Cisza,
spokój i kwitnące kosaćce.
Mapa wskazywała miejsce, gdzie możemy wrócić na czerwony
szlak. Tak też zrobiliśmy. Niestety, część grupy wykazała zdecydowaną niechęć
do kolejnej wspinaczki na grzbiet górski. Pokonaliśmy więc jedynie fragment
podejścia.
Grupa się rozdzieliła. Jedni zostali na podejściu. Inni poszli wyżej
na platformę widokową z rozległym widokiem na Sandomierz i okolice.
Plan wypadu zawierał jeszcze zwiedzanie miasta, a zbliżała
się jedenasta. Decyzja zapadła – wracamy na dół i docieramy do parkingu, skąd
na Rynek zabiorą nas taksówki. Tak
zrobiliśmy.
Dodam, że wstęp na teren zarządzany przez Wspólnotę jest
płatny – 7 zł od osoby. Dla turystów przygotowano parking i łagodne podejście
od innej strony niż prowadzi szlak czerwony. Wszystko jest zorganizowane bardzo
dobrze, solidne liny w charakterze poręczy – doskonałe, ale… Ścieżki
wprowadzone przez Wspólnotę nie są zaznaczone na mapach, nie mają poprawnego
znakowania choćby jako ścieżki dydaktyczne, chaotycznie rozmieszczone
drogowskazy nie pomagają. Dopracowanie szczegółów i porozumienie z organem
znakującym czerwony szlak turystyczny bardzo by pomogło. Góry Pieprzowe warte
są odwiedzin, ale chyba nikt nie podejrzewa, że są jacyś wariaci, którzy
próbują tego dokonać idąc od początku do końca ich długości.
Zdjęcia mojego wyrobu
"Góry Pieprzowe warte są odwiedzin, ale chyba nikt nie podejrzewa, że są jacyś wariaci, którzy próbują tego dokonać idąc od początku do końca ich długości. "
OdpowiedzUsuńCii, nas kusiło, ale zabrakło czasu. :-)
Na mapach OpenStreetMaps widnieje jakiś żółty szlak po Górach Pieprzowych (inna nazwa to Dzika Róża?), zaczyna się przy czerwonym, przy Wiśle i biegnie jakieś 700 metrów, gdzie na końcu staje się pętlą (według jednej mapy, bo według Mapy.com biegnie dalej do czerwonego):
https://mapy.com/pl/turisticka?x=21.7841633&y=50.6854245&z=18
Dzika Róża to pewnie dlatego, że Góry Pieprzowe są gęsto porośnięte właśnie tymi krzewami.
UsuńPodczas spaceru korzystałam z podobnej mapy w nawigacji, strome podejście zaliczyliśmy właśnie na zaznaczonym tam szlaku. Wystarczył jeden moment nieuwagi i straciłam kontakt z mapą w terenie, ale poradziłam sobie. Pętelka była do zrobienia, ale grupa już była zmęczona. No i myśl o powrocie do Sandomierza na zwiedzanie też nie zachęcała do dłuższego wędrowania po górach.