W ramach
wspominania dawnych czasów proponuję wycieczkę w góry. Nie są wysokie – ot,
około 200 m n.p.m. Ale za to bardzo stare – powstały z osadów morskich w
środkowym kambrze, czyli jakieś 500 milionów lat temu. Starsze są od
Świętokrzyskich. I to dużo starsze. A do tego malownicze i trudno dostępne.
To co?
Brzmi zachęcająco? Nie? Sprawdźmy.
zdjęcie gór wykonane w maju 2009 r.
Jest
początek września roku 2012. Pociągiem do Sandomierza nijak nie dojedziesz.
Docieramy busem do Dwikóz, a potem maszerujemy przez Metan do Kamienia
Łukawskiego. I tu wreszcie długo wyczekiwana tabliczka kierująca w góry.
Jeszcze niedawno nie lubiłam takich dróg, a teraz z największą ochotą bym po niej nawet przebiegła...
drogowskaz w Kamieniu Łukawskim
Tak, nie
mylicie się, odbędziemy spacer przez Góry Pieprzowe. Gdzieś w okolicy
kamiennego krzyża z roku 1870 wchodzimy w pola i szukamy szlaku prowadzącego
przez nasze góry.
kamienny krzyż
poszukiwania szlaku
Szlak jest. Prowadzi przez teren rezerwatu.
Ale czasem ginie wśród roślinności bujnie porastającej grzbiet. Cóż to za zarośla? No, takie z gatunku niełatwych. Najczęściej to krzewy dzikich róż (to podobno największe skupisko naturalnie rosnących dzikich róż w Polsce), zdarzają się i tarniny, jakieś wisienki i co tam jeszcze – już nie pamiętam.
jesienna róża
a tak było w maju
Przedzieramy się z trudem. W kronice zapisałam taką refleksję – początkowo
żałowałam, że nie zabrałam kijków, ale szybko się okazało, że w gęstych
zaroślach tylko utrudniają chodzenie, bo zaplątują się w krzaki.
byle do ścieżki ...
i znów niełatwo
Czasem
wyłaziliśmy z tych zarośli pokłuci, zakrwawieni i podziwialiśmy widoki na
okolicę i wychodnie skał budujących Góry Pieprzowe. To łupki w różnych
odcieniach brązu i szarości. Przypominają podobno pieprz i stąd pochodzi nazwa
gór.
widok na Wisłę z Gór Pieprzowych
łupkowa wychodnia w plamach słońca
piórko
Kiedy już
pokonaliśmy najgorsze zarośla, udało się nam wyjść na porządną ścieżkę z
tablicami informacyjnymi i nowymi widokami.
wschodnie zbocze Gór Pieprzowych
wreszcie wygodna ścieżka
Zwykle do tego miejsca dochodzą
turyści, którzy wyruszyli w Góry Pieprzowe z Sandomierza. Skąd to wiem? Z
własnego doświadczenia, bo odbyłam i taki wariant wyprawy. Z przewodnikiem,
który ciekawie opowiada o budowie gór, porastającej je roślinności, a potem
odradza przejście dalej, bo trudno iść. Ma
rację, ale nam się podobał i ów trudny
odcinek szlaku.
Dzięki temu
kolejna jego część wydaje się dużo łatwiejsza.
szeroko, ale uważać trzeba
widoki znów się pojawiają
Udaje nam
się nawet zejść w stronę starorzecza Wisły, gdzie podziwiamy szeroki powolny
nurt rzeki i rośliny.
Te przynajmniej nie kłują. We wrześniu zaskoczyła nas
kwitnąca strzałka wodna. Wiosną gdzieś w tej okolicy obserwowałam kosaćce.
kwiaty i owoce strzałki wodnej (wrzesień)
kosaciec żółty (maj)
Jeszcze
tylko najbardziej popularne wychodnie łupków, rzut oka na Sandomierz i opuszczamy
Pieprzówki.
łupki Gór Pieprzowych
widoki na Sandomierz z Gór Pieprzowych
Samo przejście przez grzbiet Gór Pieprzowych nie trwa długo – ot, nieco
ponad godzinę. Ale za to ile wrażeń!
tęskne spojrzenie na grzbiet, który już za nami
i jeszcze ścieżką wśród zarośli
Ciąg dalszy
wycieczki to zwiedzanie Sandomierza, ale o nim już sporo pisywałam na blogu, to
tym razem nie będę tam wracać.
w stronę Sandomierza
Zdjęcia – Edek i ja
Miałem wrażenie,że były pieprzone... ale warto było.
OdpowiedzUsuńNie były. Słoneczne były.
UsuńTen szlak prowadził przez zbocze i takie chaszcze? Ciekawe, jak to teraz wygląda.
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa, tyle lat minęło.
UsuńNa pewno odcinek od Sandomierza jest nadal uczęszczany, bo to łatwe do zrealizowania, każdy idzie, ile się da, a potem zawraca. A może ktoś zadbał i o ten trudniejszy fragment. Ale na terenie rezerwatu trudno to zrealizować.
Ostatni raz w Górach Pieprzowych byłem 3 lata temu. Wycieczka rozpoczęła się w Dwikozach gdzie po długim odcinku asfaltem dotarłem z rodzicami do Kamienia Łukawskiego. Tam szlak przez krótki wąwóz wprowadził nas na niewielką polankę. Dalej trzeba było forsować kujące krzaki dzikiej róży i wspinać się na strome zbocze. Co jakiś czas na trudniejszych odcinkach w ziemię wbite były drewniane kołki, do których przymocowana była lina. Chcąc się jej jednak złapać, w momencie kołek wyciągało się z ziemi. Aż do fragmentu, który ze względu na łatwy dostęp i piękne widoki jest najczęściej odwiedzany przez turystów; szlak można było streścić jednym słowem - chaszcze. Mimo wszystko dostarczył nam mnóstwo wrażeń. Z tego co się orientuję ze względu na ochronę rezerwatu planuje się w najbliższym czasie zmienić przebieg szlaku w taki sposób, by jak najmniej szkodzić tutejszej przyrodzie.
UsuńDziękuję za świetne uzupełnienie. Przeszliśmy, jak się okazuje, tę samą trasę i wrażenia podobne. Teraz tylko trzeba liczyć na poprawę sytuacji i szlaku, a wtedy wyruszamy sprawdzić, co się zmieniło. Bo opisanych przez Ciebie kołków wcześniej nie było. Biorąc pod uwagę łupkowe podłoże trudno się dziwić, że one nie trzymają się mocno.
UsuńA wiesz że tam jeszcze nie byłem?! A fajnie to wygląda!
OdpowiedzUsuńTo było kiedyś moje marzenie wycieczkowe. A dojazd z przesiadkami - niezapomniany.
UsuńJuż nieaktualne... Ale co Ci powiem, to Ci powiem, ale ... pół miliarda lat robi wrażenie!
UsuńRobi, zwłaszcza, jak się samemu tam wybierze. Nawet przy takiej paskudnej pogodzie, jak ro się Tobie udało. :) Czym jest jeden deszczowy dzień w porównaniu z takim czasem....
Usuń