czwartek, 25 lipca 2024

I znów włóczymy się po świętokrzyskich lasach

Tym razem głównym celem okazała się Góra Miejska. 
 
na szczycie
 
Oczywiście ze startem w Świętej Katarzynie dla nabrania rozpędu. Przy okazji przetestowaliśmy specjalny bus, który Związek Gmin Gór Świętokrzyskich zafundował turystom. Bus ma 7 kursów z Bodzentyna do Nowej Słupi i tyle samo z powrotem. Na trasie wyliczono 55 (!) przystanków. A cały przejazd kosztuje złotówkę. Na początek przejechaliśmy w tej cenie 8 minut do przystanku przy szkole w Świętej Katarzynie, skąd ruszyliśmy na trasę. Udało się spojrzeć na klasztor i pobliską kapliczkę z innej perspektywy niż tydzień temu.
 

patronkę kapliczki, świętą Katarzynę, najlepiej widać od strony szosy

Niestety znów musieliśmy przejść niebieskim szlakiem do przystanku Słupski Wechsel. Na początek zajrzeliśmy do miejsca pamięci o poległych i zamordowanych w czasie 2 wojny światowej  żołnierzach AK oraz mieszkańcach Świętej Katarzyny.
 



Idąc drogą szlaku mieliśmy wrażenie, że tym razem szło nam się dużo szybciej. Chociaż obiekty do fotograficznego grzybobrania nadal się pojawiały.
 
na szlaku
 
tym razem takie grzybki
 

Ba, kolega Ed wypatrzył nawet strumyk z wydeptaną przez mieszkańców ścieżką do źródła i zaryzykował jego zbadanie. Zajęło mu to mniej niż 5 minut. 
 
leśne źródło
 
Na skrzyżowaniu Słupski Wechsel spotkaliśmy turystów, którzy wędrowali szlakiem z Bodzentyna i podpowiedzieli, gdzie spotkali czerwone kozaki i prawdziwki. Czekały na sfotografowanie.
 
 
w lesie


nie ukryły się przed nami

Z sentymentem wróciliśmy też na znane i lubiane od zawsze pomosty nad bagiennym terenem. Pokonywać je trzeba ostrożnie, bo jednak miejscami murszeją. Ale są. Pamiętamy czasy, gdy ich nie było, a my w mokrych butach przedzieraliśmy się przez łąki, mogliśmy też spotkać słynną samotniczkę, Stasię, która tu pasała swoje byki, a mieszkała w samotnej chacie w lesie na odludziu. 
 

pomosty
 
altanka wypoczynkowa na mokradłach

na małym pomoście
 
chaber łąkowy

Pora wreszcie zacząć podejście na Miejską. Dziwnie jest, bo zazwyczaj schodzimy tą drogą, a teraz wszystkie miejsca widzimy jakby w filmie odtwarzanym do tyłu. I w dodatku drzewa jakby bardziej omszałe, strumyk mniejszy, a wiatrołomów nad nim więcej. Las pewnie też zauważył, że i my się zmieniliśmy, tylko nas publicznie nie obgaduje.
 
ulubione drzewo wszystkich turystów - przez jego dziuplę można zajrzeć do świata przyrody 
 
powalone drzewa niedaleko drogi

ślady strumienia 
 
wiatrołomy nad strumieniem

mostek w obniżeniu terenu nad wyschniętym strumieniem
 
i tradycyjne foto na mostku

nowe życie na zmurszałym pniu

okazała sosna
 
kostropaty pień dębu

Na szczycie krótki postój i ruszamy na spotkanie ze skałkami, przy których byliśmy prawie 5 lat temu (tu link). Co gorsza Edek i ja mieliśmy zupełnie sprzeczne wspomnienia dotyczące sposobu dotarcia do nich. W efekcie nieco błądziliśmy, ale w końcu udało nam się dojść do porozumienia i dotarliśmy najpierw do grupy najmniejszych skałek.  
 
jedna z mniejszych skałek
 
Tu Jacek przytomnie zaproponował postój na posiłek i najedzeni mogliśmy spokojnie przeanalizować sytuację. Ja się wyrwałam na dalsze poszukiwania i bez trudu znalazłam nową grupę skałek prawie na skraju lasu. Sarenka tam się pasła. Nieco ją wystraszyłam.
 
skałki prawie na skraju lasu
 
Później odrobinę powyżej ścieżki wypatrzyliśmy główne skałki.
 
Są? Są!
 
I one wydają się mocniej porośnięte mchem, ale nadal są imponujące.
 
tu musi być jakaś jaskinia 
 
skalna żaba
 

mech zdobywa teren 

Sprawiają wrażenie, jakby spływały ze zbocza Miejskiej. Trzymają się jednak mocno. Dokładniejszy ich opis znajdziecie w poście sprzed pięciu lat. 
 


Od skałek mogliśmy wyjść na skraj lasu, ale wolałam wrócić do szlaku. 
 
Tu muszę pokazać niebezpiecznego prawdziwka. Nie wiem, jak on to zrobił, ale podczas robienia tego zdjęcia moje spodnie doznały trwałego uszkodzenia. 😉
 
Po emocjach poszukiwań szybciutko zeszliśmy szlakiem do drogi w kierunku Bodzentyna. Zwykle nią podchodzimy i musimy się wciąż oglądać, żeby zobaczyć widoki, a teraz spokojnie podziwialiśmy jedną z naszych ulubionych okolic.  
 
na zakręcie
 
wiem, to okropne, ale postanowiłam pokazać postępy prac "remontowych" na zamku biskupim; szczerze wątpię, aby jego projektant przewidział takie szare (oby nie) betonowe mury

figura św. Jana  Nepomucena

i pochylony kamienny krzyż na skraju Bodzentyna

W Bodzentynie mieliśmy ledwie kilka minut i już można było wracać do domu.
 
PS Skoro cała trasa szlakiem, to mapki nie zamieszczam.
 
Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Stare dobre czasy... fota na zamek ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odważyłam się tylko na zdjęcie z takiej odległości. Boję się podejść blisko i zobaczyć, co tam się zmieniło i do czego to może być podobne. Bo do tenesansowego zamku raczej nie.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Owszem. Trochę go sobie rozbudowaliśmy o skałki,a le poza tym wszystko według mapy.

      Usuń