poniedziałek, 30 maja 2016

A jednak się udało

Nadchodzą najdłuższe dni w roku, jest więc okazja do planowania wycieczek w odległe strony. Wspólnie zaplanowaliśmy wypad w Pasma Orłowińskie i Cisowskie. Jak zwykle najtrudniejszą stroną jest logistyka. Czy wszystko co zaplanowane wypali?
Tym razem miejscem startu była Złota Woda. Leśną bitą drogą po 4 kilometrach docieramy do pomnika upamiętniającego mieszkańców niegdyś istniejącej tu wsi Orłowiny.

tablica na miejscu dawnej wsi Orłowiny

poniedziałek, 23 maja 2016

Do dwóch razy sztuka

W kwietniu pierwszy raz próbowaliśmy przewędrować przez Pasmo Bielińskie, ale uporczywy deszcz uniemożliwił nam przejście zaplanowanej trasy (relacja w tym linku).
Nie ma jednak, podobno, tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym razem to powiedzenie się sprawdziło. Niedziela zapewniła rewelacyjną pogodę i szło się przyjemnie.
Wystartowaliśmy w Belnie, gdzie jakieś dwadzieścia lat temu był czynny młyn wodny, który znajdował się przy stawach hodowlanych. Stawy zniszczyła burza w latach sześćdziesiątych, młyn jeszcze pracował, ale teraz i on popada w ruinę. Jest to bez wątpienia zabytek (zbudowano go w roku 1884), ale stan zabytku pozostawia wiele do życzenia.

ruiny zabytkowego młyna w Belnie 

niedziela, 22 maja 2016

Busko-Zdrój raz jeszcze

I, jak przypuszczam, nie ostatni raz. Bo znów nie wszystko obejrzane.
Tym razem duży wpływ na spacer po uzdrowisku miała niesamowita słoneczna pogoda, która działa rozleniwiająco. Naszej spacerowej gromadce udzielił się nastrój uzdrowiskowy.
Tak więc rzut oka na niektóre wille uzdrowiska. Mieszczą się one przy ulicy 1. Maja.

willa Oblęgorek wybudowana w roku 1903 

sobota, 21 maja 2016

Ile muzeów jest w Jagodnem?

Jedno. Ale za to, jakie!
Pierwsze określenie, które przychodzi mi na myśl, to żywe. Temu obiektowi nie grozi zastój – tu zawsze coś się dzieje. Ostatnio kustosz Muzeum Pamiątek Regionalnych, pani Jagoda Rafalska-Kawalec, zaprosiła gości na Noc Muzeów.  

Muzeum Pamiątek Regionalnych zaprasza 

środa, 18 maja 2016

wtorek, 17 maja 2016

Jeszcze jedno spotkanie z Solcem

Minął prawie rok od poprzedniego pobytu, a ja znów trafiłam na chwilę do Solca. Z jednej strony to samo miejsce, ale jednak inne. Możecie porównać (tu link do relacji sprzed roku).
Tym razem uzdrowisko skąpane w słońcu, jest ciepło i przyjemnie. No i pora przedpołudniowa – kuracjusze niespiesznie spacerują, w Łazienkach i na basenach tłum, na trawnikach pierwsi miłośnicy opalenizny wystawiają się na promienie słoneczne. 

 kuracjusze zjechali

poniedziałek, 16 maja 2016

Zimna Zośka z zimnym wiatrem

I to w pysk!* Wiało z zachodu, a my wędrowaliśmy z Bielin do Świętej Katarzyny, czyli na północny zachód. Wietrzysko dosyć nieprzyjemne, ale nie popsuło nam wycieczki.
Tym razem nie zwiedzaliśmy Bielin. Już porządnie zwiedzone. 
Powędrowaliśmy zatem bardzo przyzwoitą ścieżką szlaku rowerowego w stronę Porąbek i Kakonina. Drożyna prowadzi przez pola i okazała się nadzwyczaj sucha, bo wiatr wysuszył trawy – rosy brak.

sobota, 14 maja 2016

O jedno zdjęcie za daleko

Zeszliśmy z Chełmowej Góry w Pokrzywiance Górnej. Nie uwierzycie, ale dyskutowaliśmy zawzięcie o teatrze i sensie życia. W rozmowę wkradł się nagle nieprzyjemny dźwięk. W czasach mojego dzieciństwa mówiło się: „A, to u Szwedowej meble przesuwają”. Nie wiem, co się mawiało u was, ale to po prostu pierwsze, jeszcze odlegle, pomruki burzy. Nie przejęliśmy się nimi jakoś specjalnie, zwłaszcza, że po naszej prawej stronie wyłoniły się widoki na okolicę – na południu Pasmo Jeleniowskie, na północy pola Pokrzywianki, a na północnym wschodzie ona – pierwsza sinoniebieska chmura. Daleko była, nic specjalnego.

widok z Pokrzywianki na Łysogóry

środa, 11 maja 2016

Piknik kawaleryjski

Wszystkie oficjalne portale miejskie zamieszczają profesjonalne relacje z VII Pikniku Kawaleryjskiego, który odbył się 7 maja w lasach niedaleko leśniczówki Świnia Góra. U nas będzie amatorsko (od słowa „amare” – kochać, bo nasz szalejący reporter – Janek z autentycznego zamiłowania jeździ na imprezy rowerowe).
To nie  pierwszy jego wypad na piknik kawaleryjski, ale tym razem pogoda dopisała, aparat też się sprawdził w boju, więc podrzucił mi kilka zdjęć do wykorzystania na blogu.
Janek przyłączył się do grupy kolarskiej, która wyruszyła z Bliżyna. 

rasowy stalowy rumak gotowy do drogi (reporter również) 

wtorek, 10 maja 2016

Nasza majówka nad Kamienną

W ostatnią niedzielę wybraliśmy się małą grupką do Płaczkowa, żeby stamtąd ruszyć na sprawdzoną, jak się wydawało, trasę w pobliżu Kamiennej.  
I już od początku coś było inaczej – tempo jakieś takie ludzkie, nastrój spacerowy, no – majówka jak się patrzy. Mapa stale w użyciu, kompas też – bardzo się przydały, bo jednak trasa nie była taka jak zwykle. Poniosło nas bliżej rzeki.
Pierwszy odcinek trasy od Płaczkowa i Górek miał prowadzić w pobliżu rzeki, jedynie czasem zamierzaliśmy do niej zaglądać. Ale jednak udało się nam spokojnie wyszukać ścieżkę tuż przy wodzie i mogliśmy dłużej pobyć z Kamienną.  

 wiosenne rozlewisko Kamiennej

poniedziałek, 9 maja 2016

Te opolskie wyspy

Ładnie się nazywają: Pasieka i Bolko. Ta pierwsza jest otoczona wodami Odry z jednej strony i Młynówki z drugiej. Zaś wyspa Bolko leży w sąsiedztwie Pasieki, a otaczają ją wody Odry i kanału Ulgi. Nietrudno się domyślić, że Pasieka powstała po wspominanej już powodzi w roku 1600 i jest młodszą z wysp. Bolko swą nazwę zawdzięcza piastowskiemu księciu, a więc i historię ma dłuższą, pierwsze zapisy o niej pochodzą z czasów średniowiecza. Każda z wysp ma inny charakter, a jedno, co je łączy to zieleń. Sprawdźmy, czy uda mi się to udowodnić.
Pasieka znana jest z eleganckich wilii, wielu opolan marzy o mieszkaniu w tej okolicy, ale niewielu na to stać. W każdym razie spacer po uliczkach dzielnicy willowej jest bardzo przyjemny.

jedna z willi 

sobota, 7 maja 2016

Szczypta historii na opolskiej starówce

Postaram się, żeby ta porcja nie była zbyt obfita – nie chcę zanudzać. A jeśli jednak będę, z góry proszę o wybaczenie.
Godnym świadkiem opolskiej historii jest bez wątpienia Kościół Katedralny Św. Krzyża. Sam kościół uległ wielokrotnie pożarom i nie jest to pierwotna świątynia. Niemniej jednak późnogotycka katedra robi wrażenie, przechodzi właśnie remont za jakiś czas będzie jeszcze piękniejsza. 

jedna z wież katedry

piątek, 6 maja 2016

Do Wenecji? Do Opola?

Bez zastanowienia – opolska Wenecja, to jest to!
Przede wszystkim, nie jest aż tak daleko, jak tamta włoska. No i ludzi mniej. Mostów również, bo też ta Wenecja miniaturowa w porównaniu z oryginałem. 
Mimo wszystko zajrzyjcie.
Ze szkolnych lekcji geografii pamiętamy, że Opole leży nad Odrą, mało kto wie, że ta rzeka niegdyś płynęła inaczej niż obecnie. W roku 1600 miasto nawiedziła powódź, po której Odra zmieniła bieg, a jej dawne koryto nosi obecnie nazwę Młynówka. I to właśnie nad Młynówką rozłożyła się opolska Wenecja. O jej uroku stanowią stare budynki odbijające się w wodzie, dziewiętnastowieczna śluza, kolorowe mostki i spokojny ciąg spacerowy. Można tu przychodzić kilka razy dziennie i zauważyć, że za każdym razem rzeka i odbijające się w niej budynki wyglądają inaczej. 

opolska Wenecja rano

środa, 4 maja 2016

Zacznijmy od Wzgórza Uniwersyteckiego w Opolu

Dlaczego?
Od czegoś zacząć trzeba, a to wzgórze najlepiej nadaje się na początek spaceru.
A miejsce godne, owiane legendami. Tu podobno w roku 984 praski biskup Wojciech (późniejszy święty) nawracał opolan na chrześcijaństwo, nawróconych chrzcił, a kiedy zabrakło wody do chrztu, uderzył pastorałem w skałę wzgórza i z niej wytrysnęło źródło. Dziś źródła brak, ale w roku 2006 na wzgórzu pojawiła się studnia świętego Wojciecha. To może jednak coś z prawdy jest w tej pięknej opowieści?

studnia świętego Wojciecha (dawne źródło biło w innym miejscu)

wtorek, 3 maja 2016

Slalomem przez Dolinę Bodzentyńską

Nauczony przykrym doświadczeniem nie planowałem wycieczki w odległe tereny, bo 1 maja większa część busów nie kursuje i powrót do domu może okazać się niemożliwy. Niezawodnym pociągiem dojechaliśmy do Łącznej, by stamtąd przemierzyć przynajmniej w części Dolinę Bodzentyńską.
O tej porze roku jest ona szczególnie piękna i dlatego, żeby się nią nacieszyć, wędrowaliśmy wężykiem, od zachodu na wschód, czasem ostro skręcając na północ lub południe, a wszystko to po to, by napaść oczy widokami.