sobota, 31 grudnia 2016

Co nam przyniósł ten rok?

Cóż, trochę nas wystawił na próbę – a to drobna kontuzja, a to zdrowie już nie to, ale nie zrezygnowaliśmy z naszych ulubionych wycieczek. Odbyliśmy ich niemało, bo 83 o łącznej długości 1334,8 kilometra, co dało średnią długość trasy 16,1 km – no, coraz krótsze te nasze wyprawy.
Prawda – trasy nie zawsze były długie (najdłuższa liczyła 23,7 kilometra), ale więcej uwagi zwracaliśmy na zwiedzanie. Sporo ciekawych miejsc obejrzeliśmy w tym roku. W pamięci najbardziej utkwiły nam ruiny w Krzyżtoporze i Międzygórzu oraz kościoły w  Klimontowie. Tam zachwycaliśmy się najbardziej. Z górskich atrakcji najmocniej się utrwaliła góra Zamczysko. No, a wystawa, to dla mnie najlepsza w Orońsku – Tony Cragg. 

Krzyżtopór (tu opis)

piątek, 30 grudnia 2016

Tylko bez pośpiechu!

Trasę mieliśmy krótką, a nawet bardzo krótką. Podliczenie na stacji PKP w Tumlinie pokazało 14,5 kilometra. A czasu – pod dostatkiem. No to się zajęliśmy zaglądaniem w różne kąty, taki remanent na koniec roku – sprawdzamy, czy warto zajrzeć w takie miejsca, które się zwykle w marszu omija.
Na początek góra Buchciana w Miedzianej Górze (tej miejscowości, zdaniem kierowcy busa, nie ma – jak się okazuje nie tylko Londyn ma takie szczęście), a na jej szczycie ładna murowana kaplica świętej Barbary zbudowana prawdopodobnie w pierwszej połowie XIX wieku i rozbudowana o przedsionek w roku 1922 (data bezsporna, bo wykuta na portalu). 

kaplica św. Barbary

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Pasmo Masłowskie przyprószone śniegiem

Grunt to dobrze wybrać trasę i trafić w pogodę. Wybrałam trasę świetną (jedną z moich ulubionych), a pogodę na początku tygodnia zapowiadano na niedzielę ładną. I była na swój sposob ładna, tylko niezbyt sprzyjająca wędrowaniu i fotografowaniu.
Rano niewielki przymrozek – prawdziwy sprzymierzeniec turystów pieszych, bo nawet wieczne kałuże na skraju lasu w Koszarce zamarznięte. Wkraczamy mężnie do zaśnieżonego lasu i prujemy przed siebie w kierunku Białej Góry, a potem Domaniówki. 

na spotkanie z Pasmem Masłowskim 

sobota, 17 grudnia 2016

Nowe życie Muzeum Śląskiego

Dwa lata temu opisywałam to muzeum (tu link) kończąc relację z nadzieją na powtórne odwiedzenie go, tym razem w nowej siedzibie. I w końcu się udało.
W chłodny grudniowy dzień wybrałam się  z koleżanką pod ziemię na zwiedzanie. Czemu pod ziemię? Bo nową siedzibą muzeum jest kompleks budynków na terenie dawnej Kopalni Węgla Kamiennego Katowice, a muzealna ekspozycja została umieszczona na trzech podziemnych kondygnacjach.  

 przed wejściem do Muzeum Ślaskiego 

niedziela, 11 grudnia 2016

Nie jesteśmy z cukru

Ale z ortalionu też nie. I dlatego mimo zapowiadanych „opadów deszczu o umiarkowanym natężeniu”* wyruszyliśmy na trasę, ale wybraliśmy łatwą do modyfikowania i prowadzącą do domu. Sprytne, nie?
Rano lekko mżyło. Z domu wyszłam bez otwierania parasolki. Ale już po opuszczeniu autobusu, który dowiózł nas na Bernatkę, wszyscy wyciągnęli parasolki. Oczywiście, wszyscy, co je mieli. Jeden nie miał. Ale nie narzekał, chociaż opady stawały się coraz intensywniejsze. Nie, żeby ulewa, ale jednak bez przerwy.

podwójna kapliczka na Bernatce 

czwartek, 8 grudnia 2016

Trochę zimy zimą

Na razie nieśmiałe początki. Śniegu napadało niedużo, ale i tak mi buty kompletnie przemiękły (o impregnacie się zapomniało). Mrozik sympatyczny, tak nieco poniżej zera. Wiatr raczej nie dokuczał. No, może z wyjątkiem jednego odcinka, gdzie pokazał swą moc.
Tak więc mamy idealne warunki na środową wycieczkę. 

zimowe pola - co też tam tak dymi?

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Szaro, buro, ale nie ponuro


W niedzielę rano już na przystanku pojawił się problem, czy dotrzemy na miejsce startu naszej zimowej wycieczki w Michniowie. Przejazd kolejowy w Berezowie został wyłączony z użytkowania, bo prowadzone są prace remontowe. Istniało prawdopodobieństwo, że Michniów został poza trasą busa, na który czekaliśmy. Na szczęście kierowca jechał tak, że objazd nie przedłużył nadmiernie czasu podróży i do Michniowa dotarliśmy tylko z około 15 minutowym opóźnieniem. 

Bodzentyn znika, a co z Michniowem? 

niedziela, 4 grudnia 2016

O chrzcie Mieszka I przed Bożym Narodzeniem

Dopiero początek grudnia, a już w Muzeum Pamiątek Regionalnych w Jagodnem bożonarodzeniowa atmosfera. W środku sali ustawiono kilka żywych  sosnowych, pięknie ozdobionych choinek. Na kolorowych sznureczkach zawieszono czerwone jabłka, rumiane ciasteczka, suszone owoce, koronkowe cudeńka. Pod sufitem kołyszą się niezwykłe ozdoby – ludowe pająki.



piątek, 2 grudnia 2016

Tuż za miastem

Pogoda ostatnio nie sprzyja wędrowaniu, więc zapragnęłam powrotu do lata i chcę pokazać miejsca bliskie, a rzadko odwiedzane. Bo za blisko.
Mamy w pobliżu Skarżyska torfowisko Babica. Dotarcie tam to nawet nie wycieczka, a niedługi spacer. Można wystartować z Grzybowej Góry, żeby sobie pochodzić dla nabrania rozpędu. Ale nie jest to nic szczególnego, a i sama trasa zwyczajna – ot, trochę pól, trochę lasu. Dodatkową, choć wątpliwą, atrakcją jest przejście w pobliżu miejskiego wysypiska śmieci, na szczęście bez dodatkowych wrażeń węchowych.
Tak sobie krążymy, krążymy i wreszcie wchodzimy na teren torfowiska – i tu nadal nic nadzwyczajnego. Ale nie dajmy się zwieść pozorom.


środa, 30 listopada 2016

Jak budować zamek, to porządnie

Jakoś tak na początku 14. wieku wielmożny Jakub (a może jednak Krzesław – uczeni nie są co do tego zgodni) z rodu Odrowążów wzniósł zamek w Podgrodziu, które obecnie nosi nazwę Rembów. Sam zamek nazywał się Szumsko, czyli mamy lekki bałagan nazewniczy. 
Podczas budowy coś jednak nie poszło jak należy – góra, na której budowano, okazała się nie litą skałą, a lessowym wzgórzem. A i budulec na zamek czerpano w okolicy, kamień nie najlepszy się okazał. Nie miał więc szans ten zamek, żeby się utrzymać. Kolejni właściciele – Kurozwęccy zabrali manatki, spakowali cały cenny dobytek i opuścili zamek. Od piętnastego wieku zaczęła się rozbiórka. Podobno okoliczni chłopi sporo budulca na chałupy z zamku zyskali. A taki ładny zamek był…

tak podobno mógł wyglądać zamek Szumsko w Rębowie (źródło obrazka w opisie pod nim) 

poniedziałek, 28 listopada 2016

Czerwony szlak plus deszcz

Tak wyglądała niedzielna wycieczka kolegów. Trzech ich poszło. Na szczęścia tylu też wróciło, czyli szlak niestraszny.
Koledzy maszerowali z Wąchocka szlakiem, który niedawno zaskoczył nas swoim nowym przebiegiem.

nowe znakowanie 😊

niedziela, 27 listopada 2016

Trzy sakralne ciekawostki z okolic Rakowa

Na początek zaglądamy do Dębna, które jako miasto było o 2 lata młodsze od Rakowa, lokowane przez tego samego właściciela –  Jana Sienieńskiego nigdy chyba jednak miastem nie zostało. Wieś to niewielka. Z miejskości ostał się jeno rynek rozległy, kwadratowy. 
I na tym to rynku stoi sobie osiemnastowieczna kapliczka z figurą świętej Tekli. 

kaplica św. Tekli na rynku w Dębnie 

piątek, 25 listopada 2016

Czyżby pech nas opuścił?



Kilka środowych wycieczek przepadło z powodu deszczowej pogody, ale wreszcie pech przestał nas prześladować i tym razem mieliśmy pogodę wymarzoną. 


czwartek, 24 listopada 2016

Garść ciekawostek z Rakowa

Bez wielkich słów, bez zadęcia, ale z uczuciem i autentyczną pasją.
Tak oprowadzają po Rakowie przedstawiciele Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Rakowskiej i Regionu Świętokrzyskiego – ludzie serdecznie związani z ziemią ojczystą, umiejący o niej opowiadać, znający nie tylko fakty z wielkiej historii, ale i zwykłe ploteczki oraz historię rodzinną, najbliższą.  
Dzięki temu Raków wydaje mi się teraz bliższy. Był wspomnieniem ze szkolnej wycieczki z lat licealnych, a jest dobrym znajomym, którego warto odwiedzać i lepiej poznawać.
No, choćby taki rynek – zwróciłam uwagę na pomniczek ustawiony wcale nie w centrum. Normalnie to by mi wystarczyło foto pomnika i odczytanie zapisu na tablicy – i już wiem wszystko. I nie miałabym racji. 

pomnik na rynku (pierwotnie odsłonięty w roku 1928)

poniedziałek, 21 listopada 2016

Janek testuje różne rodzaje dróg na wycieczki

Niedzielna wycieczka była pierwszą, którą prowadził Janek. Widocznie nie był pewien, jaki rodzaj podłoża do wędrowania mu najbardziej odpowiada i zapewnił grupie całą paletę doznań w tym zakresie.
Zaczęliśmy od asfaltowych dróg z chodnikiem (czasem). Taki typ nawierzchni proponuje Zagnańsk. 

mocny asfaltowy początek trasy

poniedziałek, 14 listopada 2016

Na tropie Mnichów

Wyruszamy w niedzielę rano z Miąsowej – to niewielka wioska ze stacyjką kolejową. Wieś może i niespecjalnie wielka, ale jej początki sięgają XIV wieku. Niestety, w 1915 roku w tej wsi wojska austriackie ustawiły moździerz o wdzięcznej nazwie „Chuda Emma”, a ten był tak skuteczny, że wojska rosyjskie przystąpiły do kontrataku i  zniszczyły nie tylko moździerz, ale i zrujnowały wioskę. Taki los…
Ślady tamtych wydarzeń znajdujemy na skraju lasu w sąsiedniej wsi (Mzurowa się ona nazywa). Jest tu niewielki, zadbany cmentarzyk z lat 1914 - 15. Otaczają go biało-czerwone słupki, trawa wykoszona. W centrum cmentarza usypano kurhanek, na nim ustawiono  tablicę informacyjną. Można się domyślić śladów mogił, ale krzyże, które na nich niegdyś były, zmarniały. Został w gruncie rzeczy jeszcze jeden. Jak ten cmentarz wyglądał kilka lat temu, możecie zobaczyć na stronie poświęconej cmentarzom I wojny światowej (tu link). Z informacji z tej strony wiem, że pochowano tu głównie żołnierzy austriackich, jest też podobno mogiła legionisty. 


poniedziałek, 7 listopada 2016

Kilka spojrzeń na dworek w Mircu

Przyjeżdżam do Modrzewiowego Dworku i utrwalam moje spojrzenie przez obiektyw aparatu fotograficznego, najpierw z zewnątrz.

A miało być tak ładnie


Nikt nam tego nie obiecywał, ale plany się zrobiło i gdzieś tam w kąciku tliła się nadzieja, że będzie ładnie.
I rzeczywiście – okolica naprawdę ładna nam się po drodze napatoczyła. Cóż, kiedy słabo ją było widać.
Jeszcze, kiedy startowaliśmy w Białogonie, towarzyszyła nam jedynie mgła.

mgła nad Silnicą w Białogonie

niedziela, 30 października 2016

Trochę się przewietrzyliśmy

Na moje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że trasę zaplanowałam w poniedziałek, a wtedy jeszcze nikt, zwłaszcza ja, nie wiedział, że w niedzielę będzie wiać. I to mocno. Z zachodu.  
Wyruszyliśmy w niedzielny poranek z okolicy cmentarza w Cedzynie. Szliśmy sobie radośnie przed siebie. Wiało z boku i z przodu. Nie przewracało. Co jakiś czas zza chmur wychylało się słońce i wtedy jesienne barwy na chwilę ożywały, żeby zaraz przyblaknąć. 

polna droga

czwartek, 27 października 2016

Kilka razy się zdziwiłam

Najpierw się zdziwiłam, że w ogóle poszliśmy na wycieczkę w środę, bo ostatnio w każdą środę lał deszcz i wycieczki nie było. A tu, proszę – jedziemy. Za oknem busa ponuro, ale mimo wszystko jedziemy. Może nie będzie tak źle.
I nie jest. Wysiadamy w Mircu i ruszamy w szarość na wschód. Minęło trochę czasu, a tu ni z tego ni z owego zaczyna się rozjaśniać. Najpierw nieśmiało, a potem poszło na całość.
Słońce oświetliło pola Tychowa. I jesienne barwy zagrały aż miło. 

wtorek, 25 października 2016

Obrazek wyjątkowy, niepowtarzalny i niegotowy do momentu ułożenia ostatniego elementu

To właśnie układanka naszego życia.* 

W ciepły październikowy wieczór w Jagodnem podczas kolejnego „Spotkania z Niezwykłymi Ludźmi” mieliśmy niepowtarzalną okazję poznania kilku fragmentów układanki, z której składa swoje życie niezwykła osoba – pani doktor Agnieszka Janiec-Nyitrai. 

poniedziałek, 24 października 2016

Wokół niebieskiego szlaku

…na terenie pasm Posłowickiego i Dymińskiego krąży wiele znakowanych i nieznakowanych ścieżek. W niedzielę przeszliśmy niektóre z nich natrafiając przy okazji na ciekawe miejsca.
No to ruszamy!
Wysiadamy z pociągu na przystanku kolejowym Kielce Białogon i maszerujemy na południowy zachód do spotkania ze ścieżką prowadząca do Rezerwatu Biesak-Białogon. 

niedziela, 16 października 2016

Coraz bliżej domu

Taka ta jesienna pogoda niepewna, że trudno wyruszyć gdzieś dalej, bo będzie padać, albo nie będzie padać; będzie wiać, albo nie będzie wiać. A zimno to już jak w banku.
W tej sytuacji jedziemy do Michniowa. Nie pada. Zimno przejmujące plus nieprzyjemny wiatr.
Wysiadamy z busa żegnani czule przez naszą ulubioną Babcię Obwarzankową – jej ukochane królewny i skarbunie ruszają skrajem lasu w stronę Krzyżki. Jest lekko pod górkę, to się nawet rozgrzewamy.
Docieramy do porządnej polnej drogi, którą już chyba z półtora roku nie chodziliśmy. W jesiennej ponurej mgle pola szare, chociaż w słońcu, to by tu drzewa pokazały, na co je stać. 

piątek, 14 października 2016

Dzień nauczycielek

14 października świętujemy na całego. Pobudka – 6 rano, na dworze lekki przymrozek, ale słońce przebija się przez mgłę, więc nieustraszone nauczycielki wyruszają na trasę (po ósmej, rzecz jasna, po pierwszym dzwonku).
I gdzież to zaniosło niewielkie liczebnie grono pedagogiczne?
Do Rezerwatu Barcza.
Po drodze szron jeszcze, chłód prawie zimowy. 


wtorek, 11 października 2016

A w Piekle pochmurno

Ale przynajmniej nie pada. I dlatego wyruszamy na niedzielną wycieczkę z Bliżyna do rezerwatu Piekło Dalejowskie.
Idziemy nowym szlakiem.
Na początku testujemy altanę turystyczną w Jastrzębi. Bez wątpienia nie jesteśmy jej pierwszymi użytkownikami, bo jakiś bęcwał zostawił tu już ślady swojej bytności w postaci wypalonej ławki. Na szczęście ławka zrobiona solidnie i ten pożar przetrzymała.
My nie mamy aż tak ekstremalnych pomysłów. Ot, po prostu obżeramy się ciastem. 

 Kobylanka w okolicy lesniczówki Jastrzębia 

wtorek, 4 października 2016

Na spotkanie jesieni

Wyruszyliśmy w niedzielę z Mroczkowa. Tym razem zamierzaliśmy dojść do domu pieszo. I nadspodziewanie dobrze nam się to udało, choć młodziutka jesień robiła, co mogła, żeby nas zatrzymać po drodze przynajmniej na kilka chwil.

nasza ulubiona chałupa w Mroczkowie

niedziela, 2 października 2016

Król Janek Pierwszy

Szanowni państwo, mam zaszczyt zawiadomić, że nasz kolega, Janek, jest osobą ukoronowaną. I może z dumą nosić koronę zdobytą w pocie czoła na wycieczkach pieszych.  To nie byle jaka korona, a Korona Gór Świętokrzyskich. 

Janek z odznaką Korona Gór Świętokrzyskich w klapie 

wtorek, 27 września 2016

Nie zawsze wszystko się udaje

Tego wpisu miało nie być, ale ostatecznie, czego się tu wstydzić. Czasem coś się zaplanuje, a realizacja wyjdzie zupełnie inaczej.
Podczas naszej wielkiej wyprawy w okolice Klimontowa zaliczyliśmy dwa niepowodzenia. I o nich teraz opowiem.
Kolega Ed zaplanował oglądanie pałacu w Górkach Klimontowskich.  Podobno ten właśnie pałac widywał z okna swojego pokoju Wiktor Zysman – późniejszy Bruno Jasieński. No, może...
Podobno ja widziałam ten pałac w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. No, nie wiem…
Ala istnieją dowody na to, że kolega Ed tam był i widział opuszczony pałac popadający w ruinę. 
Był to drugi (obok Włostowa – tu link) pałac Karskich. Pod koniec XIX wieku był własnością Włodzimierza Karskiego herbu Jastrzębiec, który zlecił przebudowę pałacu pod kierunkiem Władysława Marconiego (to syn Henryka – projektanta palcu Karskich we Włostowie).
Po wojnie w pałacu działała szkoła mechanizacji rolnictwa. Uległ pożarowi, został opuszczony. Mimo wszystko trzymał się nieźle. Tak wyglądał ponad dwadzieścia lat temu.

niedziela, 25 września 2016

Po bitwie pod Konarami

Konary to miejscowość położona niedaleko Klimontowa. W maju 1915 roku w niej właśnie znajdowały się główne pozycje I Brygady Legionów pod dowództwem J. Piłsudskiego, tu stacjonował sztab. Oczywiście legiony nie walczyły jako polska armia, a były formacją w składzie Armii Austro – Węgierskiej.
Bitwa toczyła się na rozległym terenie w dolinie rzeki Koprzywianki, trwała, jak się podaje, od 16 do 24 maja. Legiony nie odniosły w tej bitwie spektakularnego zwycięstwa, ale utrzymały linię strategiczną na Koprzywiance. 

na rozstaju dróg w Konarach - kamień upamiętniający bitwę 

czwartek, 22 września 2016

Byliśmy w Klimontowie

I jesteśmy pod wrażeniem.
Tyle tu obiektów wartych obejrzenia, że zapowiada się najdłuższy i najnudniejszy wpis. No, chyba, że się czytelnikom Klimontów spodoba chociaż w części tak, jak nam. 
Klimontów uzyskał prawa miejskie w roku 1604 dzięki staraniom Jana Zbigniewa Ossolińskiego (obecnie to znów wieś, jak przed tą datą). Ossoliński też sprowadził do Klimontowa dominikanów i był fundatorem  tutejszego klasztoru. 

jedna z części budynku klimontowskiego klasztoru

poniedziałek, 19 września 2016

Jak trafiliśmy do ogrodu rzeźb

Zupełnie nieoczekiwanie się tam znaleźliśmy, bo kierownictwo zawiadomiło jedynie o miejscu i czasie startu na trasę niedzielnej wycieczki, a więcej szczegółów nie podało. Poza tym w deszczową niedzie nie było pewności, że w ogóle wybierzemy się gdziekolwiek. 
Mimo niepewnej pogody wyruszyliśmy z domu.
I tak dojechaliśmy busem do Mirca, z którego zwykle wyrywamy szybkim krokiem na trasę. Tym razem szczęśliwie przestało padać, więc zarządzono spokojne zwiedzanie.
Udaliśmy się w kierunku kościoła pod wezwaniem świętego Leonarda. Zbudowano go na początku XIX wieku w tak zwanym stylu oficjalnym, na jaki wydał zgodę car Mikołaj I. Może nie jest to jakiś szczególnie efektowny budynek, ale po pierwszym zdumieniu jego wyglądem można się przyzwyczaić i polubić. 

kościół pod wezwaniem św. Leonarda w Mircu 

sobota, 17 września 2016

Te zamki, połamane w zwaliska bez ładu, zdobiły cię i strzegły*

Wszyscy znamy obiegową opinię o królu Kazimierzu Wielkim, który, jak pisał Długosz, „zastawszy Polskę glinianą, drewnianą i nieschludną, pozostawił (…) ją murowaną, ozdobną i wspaniałą.”** Budowle murowane, o których się myśli mówiąc o tym władcy to przede wszystkim potężne zamki obronne. Nie zamierzam dociekać, które zamki w jakich czasach dokładnie powstały (niektóre jednak są podobno starsze) – tym niech się historycy zajmują. Wiadomo jednak, że zamki „bardzo mocnymi murami, domami i wysokimi wieżami, nadzwyczaj głębokimi rowami i innymi urządzeniami obronnymi otoczył, na ozdobę narodowi, na schronienie i opiekę Królestwa Polskiego.”***
Podróżując po okolicach Opatowa zwiedziliśmy dwa zamki powstałe w tamtych czasach. Sprawdźmy, co zostało z budowli, które „zdobiły i strzegły”*.

Naszym pierwszym celem jest zamek w Międzygórzu, który podobno tak pięknie usytuowany jest na wzgórzu, że widać go z daleka. Nic, tylko byliśmy za blisko, bo zamku nie zauważyliśmy z drogi i trzeba było szukać „języka”.

ruiny zamku w Międzygórzu

czwartek, 15 września 2016

Trzy szczyty kolejno zdobywane w środę

Ta wycieczka miała ściśle określone priorytety. Przede wszystkim musiało być wejście na Jaźwinę, poza tym miało być coś nowego dla wszystkich uczestników i niedużo asfaltu. I co z tego wyszło? Otóż, owe trzy szczyty.
Początek wycieczki był okropny. Tylko anielskiej cierpliwości kolegów zawdzięczam to, że mnie nie wystawili za burtę. A może nie znali planu i nie chcieli usuwać kierownictwa na początku trasy? 
W każdym razie choroba lokomocyjna, której się nabawiłam na bruku w Daleszycach (trzęsło niemiłosiernie i bujało busem) trochę mnie trzymała i byłam nieprzyjemna dla otoczenia. 

ruszamy na trasę (bez szlaku)

wtorek, 13 września 2016

Brama znikąd – donikąd ...*

Pamiętacie niedawny opis ruin zamku Krzyżtopór, zbudowanego przez Krzysztofa Ossolińskiego? Był on budowany między innymi po to, by przyćmić zamek w Ossolinie będący własnością przyrodniego brata Krzysztofa – kanclerza Jerzego Ossolińskiego. Czy to się udało, trudno dziś stwierdzić. Zbudowany w latach trzydziestych XVII wieku zamek w Ossolinie podobno był potężny (a może nie), ale na pewno niezwykle bogato urządzony.
Po nagłej śmierci właściciela w roku 1650, a potem splądrowaniu zamku przez wojska szwedzkie i wojska Rakoczego zamek podupadał, aż wreszcie w roku 1816 został wysadzony w powietrze przez ówczesnego właściciela Antoniego Ledóchowskiego (podobno z powodu nadziei na znalezienie skarbów, a może dla zapobieżenia zastawieniu majątku – tak czy inaczej głupio).   
Teraz o miejscu, gdzie był zamek świadczy pozostałość owej „bramy znikąd donikąd”, czyli arkady mostu łączącego przed wiekami zamek z pobliskimi zabudowaniami gospodarczymi.

niedziela, 11 września 2016

Jak zdobywaliśmy Osieczyńską Górę

Powiecie – bez problemu. Przecież to kolejny z mikrusów świętokrzyskich. No to znajdźcie szczyt tej góry. 

Osieczyńska przed nami (widok z Zalezianki)

piątek, 9 września 2016

Krótki spacer po Przedborzu

Spacer krótki, bo najciekawsze miejsca w Przedborzu są w niewielkich odległościach. Wniosek – nie męczymy się, a jest co obejrzeć. Już sama dawna zabudowa miasta ma urok.

na jednej z ulic

czwartek, 8 września 2016

Zdobyliśmy Fajną Rybę, ale jej nie zjedliśmy

Na „połowy” trzeba się było wybrać do województwa łódzkiego, ale właściwie cała nasza rybacka wyprawa balansowała miedzy dwoma województwami.
Po drodze do Ryby warto zauważyć dwie miejscowości (nasze, świętokrzyskie). Pierwszą jest Fałków. Byliśmy tam ze trzy lata temu (tu link do relacji), niby niedawno, ale zauważyliśmy zmiany, to może choć mała wzmianka.
Naszą uwagę przykuwa kościół o wielce skomplikowanych losach. Jest on zabytkiem, a właściwie to obiekt dosyć nowy – płonął kilkakrotnie, ostatnia wersja budowli pochodzi z lat trzydziestych XX wieku, a i ona też kilka razy uległa zniszczeniu i była odnawiana w latach powojennych. I jak nie pokazać takiego ciężko przez los doświadczonego kościoła?

kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy w Fałkowie 

wtorek, 6 września 2016

Imponujące ruiny

Pierwszy raz usłyszałam o nich z telewizora, kiedy profesor (a może wtedy jeszcze tylko doktor) Wiktor Zin rysował węglem bramę, przy której wyrzeźbiono wielki krzyż po jednej i topór po drugiej stronie. Tyle lat minęło, a ja ciągle pamiętam ten wykład i rysunek. To wieża bramna zamku Krzyżtopór w Ujeździe zbudowanego w pierwszej połowie XVII wieku przez Krzysztofa Ossolińskiego.  

po lewej tajemnicza litera "W", krzyż - symbol wiary (Ossoliński był zagorzałym zwolennikiem kontrreformacji), po prawej topór - herb Ossolińskich i data budowy zamku

poniedziałek, 5 września 2016

O tym, jak nie trzymaliśmy się planu i co z tego wyniknęło

Zaplanowałam wycieczkę z Bodzentyna do Wzdołu. Dla nabrania rozpędu przez Górę Miejską, bo to dłuższa droga wypadnie. Miało być minimum asfaltu i maksimum cienia, bo niedziela upalna.
Początek podejścia niestety asfaltowy, ale tylko do skraju lasu. Za to ze znanymi od lat widokami na Dolinę Bodzentyńską.  

początek podejścia asfaltowym wężykiem

niedziela, 4 września 2016

Czy warto zatrzymać się w Iwaniskach?

Wyobraźcie sobie, że wybraliście się na wycieczkę do zamku Krzyżtopór. Szukacie informacji na jego temat, no to może zatrzymacie się w Iwaniskach i zapytacie w Urzędzie Gminy o informacje. Błąd – nie warto nawet pytać, odeślą was do zamku, tam podobno są informatory. A tu nic wam o gminie oraz jej atrakcjach nie powiedzą.
Więc może jednak lepiej przejechać przez te Iwaniska i nie zawracać sobie nimi głowy?
My zatrzymaliśmy się. I to kilka razy.
Pierwszy postój – przy cmentarzu parafialnym, który znajduje się przy drodze z Opatowa. Skromnie jest. Kilka starych nagrobków i dwie ciekawe kaplice. 

kaplica grobowa Łempickich powstała w roku 1833

piątek, 2 września 2016

Co wam się nie kojarzy z okolicą Chęcin?

Wiele miejsc się kojarzy, ale mało kto mówiąc „Chęciny” pomyśli „Grząby Bolmińskie” i „Grzywy Korzeczkowskie”. Jeśli nie mam racji, to się cieszę.
Nasza grupa zaniedbuje te dwa pasma. Moim zdaniem niesłusznie. Co będzie do okazania.
Jest środa. Startujemy w Bolminie. Kierownictwo wycieczki oczywiście przegapia przystanek, więc zdezorientowany kierowca, żeby tej zrozpaczonej kobieciny z plecakiem już zupełnie nie dobić, wyrzuca nas z busa na pierwszym bezpiecznym miejscu za przystankiem. Dzięki temu możemy znów zajrzeć do bolmińskiego kościoła p.w. Narodzenia NMP.

pola Bolmina

środa, 31 sierpnia 2016

Wokół dworu w Lasochowie

Tak bym krótko określiła zwiedzanie zespołu dworsko-parkowego w Lasochowie. A, przyznam szczerze, wielce to interesujący i wart obejrzenia zespół. W dodatku z bogatą i ciekawą historią, którą właściciele chętnie opowiadają. 

pierwotny wygląd dworu w Lasochowie

wtorek, 30 sierpnia 2016

Odkrywamy świętokrzyskie tropy literackie

Nie te oczywiste – Oblęgorek, Nagłowice czy Ciekoty. Mniej znane. Niektóre były już sygnalizowane na blogu, a teraz je rozwinę.
Najstarszy trop znajdujemy w Oksie.
Oksa powstała jako miasto. Założył je w roku 1554 nikt inny tylko sam Mikołaj Rej herbu Oksza (Oksa). I wszystko jasne. I związek z literaturą i pochodzenie nazwy. 

herb Oksza umieszczony na frontonie dawnego zboru kalwińskiego w Oksie 

niedziela, 28 sierpnia 2016

Szlak nas trafił i komary pokłuły*

No i mamy podsumowanie wycieczki. Cóż więcej napisać po tak udanym wstępie?
Prawdę, panie, prawdę.
Po pierwsze – to nie ja wymyśliłam tę trasę; podpowiedział mi ją mój tatuś kochany. Miała być przez las, żeby upał nie dokuczał. I faktycznie nie dokuczał
Po drugie – nikt nas nie uprzedził, że zmieniono znakowanie szlaku czerwonego z Wąchocka. I to tak gruntownie, że zgłupiałam kompletnie. Szlak jest tam, gdzie go nigdy nie było.
Po trzecie – nie wiemy, gdzie się ten szlak zaczyna, bo beztrosko dołączyliśmy do niego za zalewem. Taki mieliśmy kaprys – przejść sobie innym niż zwykle brzegiem.

zalew sielankowo

czwartek, 25 sierpnia 2016

Raźnym krokiem na Szczytniak i dalej

Dawno już nie byliśmy na Szczytniaku. A na Jeleniowskiej? O, tego to już chyba nawet najstarsi świętokrzyscy górale nie pamiętają. Coś tam przebłyskiwało w pamięci, ale słabo. Czyli ładnych parę lat mięło.
Wymyśliłam więc trasę niezbyt długą, ale czasu na jej przejście mieliśmy nieco mniej niż 4 godziny. Trzeba się było sprężyć. 

 Święty Krzyż w porannej mgle 

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Wycieczka, na której spotkaliśmy patronkę turystów

Wystartowaliśmy spokojnie w Tumlinie. Nasza droga przebiegała szlakiem czerwonym, tempo mieliśmy spore, bo jeszcze nie było gorąco. Na szczycie Góry Grodowej wykonaliśmy tradycyjne zdjęcia kapliczki Przemienienia Pańskiego i kamieniołomu. A potem na dół.

kapliczka na Górze Grodowej

sobota, 20 sierpnia 2016

Krzemionki, czyli wyprawa w głąb historii

Młodzież nie potrafi wyobrazić sobie życia bez komputera, my bez telefonu czy samochodu. A wyobraźmy sobie życie bez łyżki, noża, widelca, żarówki. No to już chyba nikomu się w głowie nie mieści.
I z takim nastawieniem wybierzmy się do położonych niedaleko Ostrowca Krzemionek.
A tam znajdziemy się w eleganckim pawilonie Muzeum Archeologicznego. Ci, którzy bywali tu dawniej, zdziwią się jego obecnością, bo wcześniej pawilon skromniejszy był. Zdziwienie mija i jego miejsce zajmuje zainteresowanie ekspozycją w salach pawilonu. Leżą sporej wielkości kawałki krzemienia pochodzącego z różnych rejonów Polski, w tym ten najładniejszy – nasz, krzemień pasiasty. 

 najcenniejsza świętokrzyska kopalina - krzemień pasiasty 

czwartek, 18 sierpnia 2016

Bałtowskie impresje

Jeśli się spodziewacie spotkania z dinozaurami, to proszę. Jest jeden o imieniu Gerard, który stoi w centrum wsi.
Wystarczy? Nie? 

 pierwszy bałtowski dinozaur - allozaur Gerard

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Perfekcyjnie zaplanowana wycieczka w niełatwym terenie

Niektórzy miewają czasem „pod górkę”. I to nie z własnej winy.
Wyobraźcie sobie, że wymyśliliście fajną wycieczkę, w rzadko uczęszczanym terenie, wszystko zaplanowane co do minuty. I na peronie słyszycie komunikat, że wasz pociąg ma mieć 20 minut opóźnienia, które może ulec zmianie. Jak może, to czemu nie? Zrobiło się pół godziny.
Mimo wszystko wyruszacie na trasę. My tak zrobiliśmy.
Pierwszy punkt programu – zwiedzanie rezerwatu Sufraganiec – zrealizowaliśmy z przyjemnością. W lesie wydawało się niezbyt gorąco, strumyk Sufragańczyk malowniczy, chociaż wody to on nie miał specjalnie dużo. Nie wszystkie zdjęcia się udały, bo strumyk płynie w wąwozie i trochę czasem za ciemno było.

stary buk w rezerwacie