niedziela, 24 maja 2015

W parku pod platanem, czyli mały spacer po parku w Solcu-Zdroju

Pogoda – tegoroczna majowa, czyli zimno, mokro i paskudnie. A tu czymś się trzeba w tym Solcu zająć. Na szczęście mam wydrukowany z Internetu planik fragmentu miasta. Dużo tam zielonego i niebieskiego. Z tego wniosek, że wydrukowałam sobie plan Parku Zdrojowego w Solcu. A w tym parku jest kilka stawów. Dziwne tylko, że centralna ścieżka parku to ulica Daniewskich. O co tu może chodzić?
Sprawdzam. Park jest. A w nim wiele pięknych starych drzew. Wśród nich rozłożysty platan otoczony ławeczkami – i od razu przypomina mi się stara piosenka…

uroczy zakątek pod platanem

sobota, 23 maja 2015

Bochnia – miasto w blasku i cieniu kopalni

Przewodnik opowiada z dumą, że Bochnia jest jednym z najstarszych miast w Małopolsce, a jej lokowanie na prawie magdeburskim miało miejsce 4 lata wcześniej niż lokowanie Krakowa. Skąd takie znaczenie miasta? Wiadomo – kopalnia soli, białego złota, które pozwalało się bogacić kolejnym władcom i całemu państwu. I tak, dzięki kopalni, Bochnia rozkwitała, wiele budowano. Ślady tej świetności znajdziemy bez trudu, jeśli tylko poszukamy.
I tu się wyłania druga część tytułu – mało komu chce się zadać sobie trud zwiedzenia Bochni, bo przecież wszyscy słyszeli o słynnej kopalni, tam się więc jedzie, zwiedza i wraca do domu. 

szyb Campi - wejście do kopalni - muzeum w Bochni 

piątek, 22 maja 2015

Do źródeł Czarnej, Kamiennej i Bernatki

Pogoda ostatnio nas nie rozpieszcza, jest kapryśna i nieprzewidywalna. W tej sytuacji decyzję o wyjeździe na wycieczkę podjęliśmy na pół godziny przed startem.
Na trasę wyruszyliśmy z Niekłania szosą w kierunku Szydłowca. Po półrocznym urlopie zdrowotnym na wycieczkowe trasy wyruszył Andrzej, dlatego trasa nie była ekstremalnie trudna. Przy szosie, trudno było nie zauważyć kilku okazałych lip. Może uda im się przetrwać ostatnio panującą modę na wycinanie przydrożnych drzew. 

dziewiętnastowieczny budynek w Niekłaniu 

środa, 20 maja 2015

Udana nieudana wycieczka

Dlaczego taka?
Nieudana, bo nie udało nam się zrealizować założonego planu  w całości. Ale mimo wszystko się odbyła, sprawiła nam sporo radości, zażyliśmy ruchu na świeżym powietrzu, wiec może jednak udana?
A taka była organizowana na szybko, bo telewizor codziennie straszył, że w niedzielę załamanie pogody. To się nic nie planowało. I nagle w sobotę wieczorem ten sam telewizor powiedział, że na niedzielę „opady nie są spodziewane”, no to się formalnie załamałam. Jak to tak człowieka nagle postawić w sytuacji braku planu i zapowiedzi ładnej pogody?
Kiedy już pierwszy szok minął, coś się wymyśliło. Mieliśmy pójść czarnym szlakiem z Ubyszowa do niebieskiego i do Majdowa. I tu się Edwardowi przypomniało, że za Ubyszowem jest źródło Bernatki, to może zajrzymy. No może…

Tu jeszcze byliśmy pełni optymizmu, ale wkrótce ...

wtorek, 19 maja 2015

Wycieczka z niespodziankami - cz. 3

No i w Strzałkowie szef nareszcie pozwolił nam na pieszą wędrówkę. Nie wiem, jakim szóstym zmysłem wyszukał takie ścieżki, że ominął wszystkie zaznaczone na mapie mokradła, a nie kazał iść asfaltem. No ślicznie się szło. Niebo nad nami przepięknie się chmurzyło, wiatr wiał, skowronki śpiewały, cykały świerszcze czy pasikoniki, pachniało wiosną – kicz wiosenny, albo szczęście wędrowca.


poniedziałek, 18 maja 2015

Wycieczka z niespodziankami - cz. 2

W planach szefa była kolejna miejscowość – Mniszek (dojazd busem), która od połowy 15. wieku aż do roku 1819 była własnością wąchockiego klasztoru cystersów. I właśnie przeor z Wąchocka wybudował tu w 17. wieku drewniany kościół. Ten się jednak nie zachował, obecny kościół pochodzi z lat sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku. 

kościół p.w. św. Jana Chrzciciela 

niedziela, 17 maja 2015

Maratończycy są wśród nas


Tak sobie skromniutko wędrujemy po okolicach bliższych i dalszych, a tu pod bokiem wyrastają z naszych kolegów prawdziwi maratończycy (czasem półmaratończycy, ale to też spore wyzwanie).
W ostatnią sobotę koledzy mogli się sprawdzić w X Jubileuszowym Cross Maratonie „Przez Piekło do Nieba”. Długość trasy maratonu to oczywiście 42,195 km, a trasa półmaratonu liczyła 21,1 km. Maraton należało przebiec, a półmaraton pokonywało się w formie marszobiegu w czasie do 6 godzin. No to nawet spacerem taką trasę się pokona w tym czasie. Maratończycy mieli na dwukrotnie dłuższą trasę tylko godzinę więcej. 

na starcie maratonu

sobota, 16 maja 2015

Wycieczka z niespodziankami

Już sam termin wycieczki był niespodzianką dla nas – pogoda zdecydowała, że jedziemy w piątek. Nie pozostało nam nic innego, jak się zgodzić.
Pojechaliśmy kolejny raz do Przysuchy – żadna nowość. Ale dalej już nie było typowo. Z Przysuchy wyruszyliśmy w dalszą drogę busem. I to nie jednym. Tak to nam się porobiło nieoczekiwanie.
W samej Przysusze skracaliśmy sobie oczekiwanie na bus zwiedzaniem. Z narażeniem życia i zdrowia próbowaliśmy obejrzeć osiemnastowieczny lamus dworski, który znajduje się w pobliżu wielu ważnych miejsc w Przysusze i wygląda tragicznie. Jest otoczony przez współczesne zabudowania, ogrodzony ze wszystkich możliwych stron płotami, murkami, teren wokół niego zarasta pokrzywami, a sam zabytkowy budynek niszczeje w najlepsze. Widać, że nie jest zupełnie opuszczony, bo dach na nim poprawiono – wygląda na nowy, ale wiele jeszcze przy nim przyjdzie zrobić.

lamus w Przysusze w roku 2010

środa, 13 maja 2015

Kielce pachnące wiosną i ...

Na głównej ulicy kwitną czerwone kasztanowce. Bardzo je lubię. No bo ja lubię kasztanowce – to drzewo mojego dzieciństwa. 

kwiat czerwonego kasztanowca z ulicy Sienkiewicza 

niedziela, 10 maja 2015

Wariaci? Optymiści? Zapaleńcy?

Jak określić ludzi, którzy w niedzielny poranek, tak po siódmej, odbywają taki oto dialog telefoniczny:
„- Stachu, pada.
- U mnie też pada.
- To co robimy? Idziemy?
- Idziemy! Może przestanie.”
Nie przestało. Ale poszliśmy. Wybraliśmy wariant minimalistyczny – trasa krótka, z dojściem do domu. A nuż się uda.
I jakoś się udało. Chociaż na początku nasza trójka maszerowała w deszczu (słabiutki był), zdjęcia młyna w Jędrowie spod parasolki, ale stopniowo pogoda się poprawiała.  

młyn w Jędrowie 

piątek, 8 maja 2015

Do trzech razy sztuka

W odległości około 3 km od Borowej Góry jest miejsce w lesie nazwane „Jackowa Stopa”. Od dawna miejsce to intrygowało nas, ze względu na tajemniczą nazwę, a przede wszystkim z powodu źródła rzeczki o równie ciekawej nazwie – „Krzyk”. Pierwszą zimową próbę odnalezienia źródła opisała Ania we wpisie sprzed ponad dwóch lat (tu opis). Warunki, jakie panowały w tym dniu, uznaliśmy za niesprzyjające i kolejną próbę odszukania odłożyliśmy na inną okazję. 

okazały dąb przy drodze z Borowej Góry (grudzień 2012) 

środa, 6 maja 2015

Wizyta w muzeum, którego nie ma

Niemożliwe? A jednak…
Mała uliczka w pobliżu bielskiego rynku. Cicho, pusto. Jedna brama otwarta, a przy niej kolorowa tabliczka „Muzeum Literatury im. W. St. Reymonta”, w ciemnej sieni pojawia się długowłosy mężczyzna. To pan Tadeusz Modrzejewski – właściciel tego prywatnego muzeum – zaprasza do środka. Czyli obiekt istnieje, można go zwiedzić, ale oficjalnie nie jest wpisany do rejestru muzeów, władze miasta uważają je za prywatne hobby właściciela. Tak więc jest, a jakby go nie było.

ulica Pankiewicza w Bielsku-Białej

poniedziałek, 4 maja 2015

Królestwo za zieleń!

Szarość zimy i wczesnej wiosny mocno nam się znudziła i zapragnęliśmy zanurzyć się wreszcie w prawdziwą leśną zieleń. A gdzie jej najwięcej? Oczywiście w liściastym lesie – najlepiej bukowym.
No to ruszamy w drogę! Nie wiem, czy ja zmęczona jaka byłam, czy co, ale nie potrafię powiedzieć, kto prowadził tę wycieczkę, bo co i raz kto inny był na czele grupy. Nieważne, grunt, że zieleni było pod dostatkiem.
Najpierw – zielone pola koło Łącznej. Świeża zieleń traw i zbóż. Jeszcze trochę i zrobi się intensywna, trawy wyrosną i przyjdzie nam brodzić po rosie. Ale nie teraz.

pola na trasie, kawałek cywilizacji też widać

niedziela, 3 maja 2015

Jak ładowałam akumulatory w Bielsku

Po okresie zimowego zastoju i wiosennego osłabienia nadszedł czas, żeby wreszcie naładować akumulatory, a przy okazji spotkać się z przyjaciółmi. W tym roku spotkanie odbyło się w Bielsku-Białej, pogoda niespecjalnie się nami przejęła, to i my ja zlekceważyliśmy i wybrali się na Szyndzielnię.
Wyobraźcie sobie, jakie szczęście ma mój kolega – kilka minut jazdy autobusem i już góry! Można sobie chodzić do woli, wystarczy wybrać trasę. Wiem, wiem, zazdrość przeze mnie przemawia, ale takie są fakty. Zastanawiam się nawet, czy jest jakiś sposób, żeby naszą Górę Szpitalną trochę powiększyć i mieć namiastkę prawdziwych gór w Skarżysku – oj, marzenie ściętej głowy.

Beskid Śląski