środa, 31 grudnia 2014

I znów minął rok

Tym razem cały ten rok mamy udokumentowany internetowo. W tej sytuacji podsumowanie będzie krótkie.
Jako grupa przeszliśmy podczas 69 wycieczek 1232,8 km, co daje średnią 17,9 km. Znów narasta tendencja do unikania dłuższych tras, zaledwie 18 wycieczek liczyło ponad 20 kilometrów. Cóż, chyba to oznaka starzenia się i wygodnictwa.
Najdalej na północ wybraliśmy się w tym roku do Bartodziejów, a na południe do rezerwatu Grabowiec. Na wschód zaniosło nas najdalej do Gołoszyc, a na zachód do Papierni. I na tym obszarze udało nam się wyszukać kilka ciekawych miejsc, gdzie jeszcze nie byliśmy, ale coraz trudniej o takie nowości. W tej sytuacji niech Was nie dziwi, że w następnym roku spotkacie na blogu powtórki z tras lub miejsc. 


ruiny dworu w Bartodziejach 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Mała zimowa przechadzka



Jak to mówią, z pustego to i Salomon nie naleje. Więc i ja nie będę robić z naszej niedzielnej przechadzki wielkiej wyprawy.
Wyruszyliśmy mała grupką z Grzybowej Góry polnymi drogami w stronę lasu. Nawet dosyć zimno było – mróz i trochę wiatru (tam zawsze wieje – wiadomo, Kieleckie). Jedna z koleżanek sprawdziła zaraz na początku twardość gruntu – było twardo. Takie badania trochę bolą.

ruszamy na trasę

wtorek, 23 grudnia 2014

Wigilia w Majkowie

Odbyła się w szkole w ostatnim dniu przed feriami świątecznymi. Przygotowano ją perfekcyjnie. Wystarczyło wejść do budynku, żeby poczuć nastrój świąteczny. Hole udekorowane drzewkami, lampkami i czym tam się jeszcze dekoruje. Miło. Goście (a mógł przyjść, kto chciał – wigilia była dla mieszkańców Majkowa) zostawiali okrycia w szkolnej szatni, mieli na sali zapewnione wygodne krzesła. A sala jak wyglądała! Takie trzy w jednym: scena, widownia i wielki stół nakryty białym obrusem i elegancko ozdobiony. 


niedziela, 21 grudnia 2014

Zima co za pożytki czyni i co za rozkoszy w sobie ma*


Tak na pierwszy rzut oka – żadne. Ale przy dokładniejszym przyjrzeniu się i przemyśleniu może coś się jednak znajdzie.
Przede wszystkim zimą wycieczki tanieją, bo dni krótkie, to i daleko jechać nie warto. Łazimy więc po okolicy aż do znudzenia. Tak by się wydawało, ale nudno zimą nie jest. A dlaczego? Ano dlatego, że droga zimą potrafi różna być, a więc raz się człowiek ślizga po lodzie, raz przedziera się przez zaspy, a czasem maszeruje po drodze pięknie odśnieżonej jak po stole. 

 ślisko jak diabli

piątek, 19 grudnia 2014

O tym, jak wyszłam z domu w zwyczajnych butach turystycznych, a wróciłam w najnowszym modelu glinobutów

Podobno w środę miała być paskudna pogoda, a była ładna. Nawet bardzo. W czwartek też miała być paskudna. I była. No to kiedy poszliśmy na wycieczkę? Oczywiście – w czwartek! I jak było?
Najpierw był marsz przez Starachowice do zalewu na Lubiance. Zalew, o dziwo, lekko przymarznięty na powierzchni. A poza tym w okolicy nasze ulubione radośnie bure barwy.

nieznana z imienia rzeczka wpływająca do zalewu

środa, 17 grudnia 2014

Odrobina luksusu


Czytaliście opowiadanie Trumana Capote „Śniadanie u Tiffany’ego”? A może oglądaliście film pod tym samym tytułem? Wiem, wiem, to dawne czasy, ale są rzeczy ponadczasowe. I do nich, moim zdaniem, należy właśnie „Śniadanie u Tiffany’ego” i nieśmiertelna rola Audrey Hepburn. Jedna z niezapomnianych scen to ta, kiedy bohaterka filmu w prostej czarnej sukni wieczorowej stoi bladym świtem z papierowym kubkiem kawy w ręku przed salonem jubilerskiej firmy Tiffany & Co

praca pisarza i jej efekty

niedziela, 14 grudnia 2014

Okropnie nudna wycieczka


Różne wycieczki prowadziłam, to i do takiej muszę się przyznać z podniesioną głową. No cóż, nudno było, bo nic nowego. A i pogoda znów typowo niedzielna. I tempo – ech, ślimacze! Nic, tylko umrzeć z nudów.
Ja w każdym razie przeżyłam i zdaję relację.
Na początek wymarzyłam sobie zajrzeć do młyna w Jędrowie, sprawdzić, co tam, panie dziejski, nowego. Są zmiany widoczne gołym okiem. Młyn pięknieje, ma nowe okna, malutkie wieżyczki. Pewnie jest więcej zmian, ale nie wszystkie są dostępne oczom laika. Zapuściliśmy żurawia w dostępne kąciki i nie żałuję, że nas tu zaniosło. Najbardziej mnie porusza głęboka i szczera dbałość o detale, ich autentyczność. Tu nie chodzi o to, żeby było „ładnie”, ale ma być pięknie, czyli prawdziwie. 

tym razem widok młyna od strony Kamionki

czwartek, 11 grudnia 2014

Och, jak to zdrowo, tak na sportowo!


Na środę zapowiadano ładną pogodę, więc zaplanowałem trasę z Niekłania do Chlewisk, przez Furmanów, Lelitków, Skłoby, Wolę Zagrodną. Rano nie wyglądało ciekawie, bo nasz powiat spowiła gęsta mgła, ale nie odstręczyła nas od powziętego zamiaru. W Odrowążu mieliśmy okazję zobaczyć z okien busa, jak przez mgłę przebija się słońce, a w miejscu startu – Niekłaniu – świeciło pełnym blaskiem. 

początek trasy - wieża gichtociągowa w Furmanowie 

środa, 10 grudnia 2014

Był sobie kiedyś hotel w Katowicach …


Wybudowano go w ostatnich latach XIX wieku, nazwano go dumnie „Grand Hotel”. Był niezwykle elegancki, goście mieli do dyspozycji nie tylko pokoje hotelowe, ale też restaurację i kawiarnię. A klatki schodowe jakie tam były! Szyk. Wyobraźcie sobie, że nawet winda elektryczna woziła gości na piętra. 

klatka schodowa trochę inaczej 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Mgliście, ale radośnie

Wczesny ranek niedzielny nie zapowiadał rewelacji pogodowych... prognoza była mało zachęcająca, ale skoro zdecydowaliśmy się iść na rajd pieszy, to nic nam nie mogło przeszkodzić.
Z miejscowości Bugaj wyruszyliśmy szlakiem żółtym, po kilkuset metrach zaciekawił mnie tarasowo położony ogród ze stawem i strumyczkiem wypływającym prosto ze źródełka, które niegdyś zaopatrywało miejscową ludność w smakowitą wodę. W dobie centralnej formy zaopatrywania w wodę, ujęcie przestało być przydatne.

 tak mógłby wyglądać wymarzony dom Ani z Zielonego Wzgórza

środa, 3 grudnia 2014

Dawno już nie byliśmy w tych okolicach


Czyli gdzie? Na północny zachód od Chlewisk. A dlaczego? Nasz ulubiony niedzielny bus w te okolice zawiesił działalność.
W końcu kolega Ed wymyślił i poprowadził środową wycieczkę, która rozpoczęła się w Ninkowie, a zakończyła w Chlewiskach. Pierwszym punktem programu był dziewiętnastowieczny dworek należący prawdopodobnie do dawnych dziedziców Ninkowa – Żarskich. Wydaje mi się, że zastaliśmy go w momencie zmian, bo widać wymienione okna, dym wylatuje z komina, czyli ktoś tam mieszka i pewnie z czasem wprowadzi kolejne unowocześnienia. Na zdjęciu zauważycie stary łamany polski dach kryty gontem. Trzeba tu zajrzeć za jakiś czas i zobaczyć, w jakim kierunku podążą zmiany. 

dworek w Ninkowie

niedziela, 30 listopada 2014

Niedzielna wycieczka imienia inżyniera Mamonia, czyli znane trasy lubimy najbardziej

Cóż, mamy swoje słabości. I oto jedna z nich – Kamienna. W tym roku przyczepiła się do nas w sposób nieznośny i ciągle powraca jak uparty bumerang.
W ostatnią niedzielę listopada też nas skusiła. Na szczęście ma ta rzeka w sobie coś takiego, że za każdym razem jest niby ta sama, a jednak nie taka sama. Teraz jej brzegi przymarzły, można wiec było przedrzeć się w okolice zwykle niedostępne. Woda nabrała ciemnej, prawie czarnej barwy – zrobiła się nasza rzeka obca i wyniosła. Dziś obserwowaliśmy ją na odcinku od Starego Gostkowa do Boru. Jeśli macie ochotę, rzućcie okiem.

piątek, 28 listopada 2014

Buro i ponuro


Tak było w pogodzie na czwartkowej wycieczce (termin wybrany, bo miało być ładniej. No, było ładniej niż buro, ponuro i deszczowo – fakt). W tej sytuacji estetom radzę zaprzestać lektury tego wpisu, a osoby wytrzymałe może mimo wszystko dadzą radę, bo ja z obowiązku kronikarskiego muszę się wywiązać.Wyruszyliśmy z Zagnańska, gdzie tym razem przechodziliśmy w pobliżu domu rodzinnego znanego kieleckiego rzeźbiarza, Adama Wolskiego. Jego pamięć uczczono w sposób oryginalny, jak jego prace – przed posesją znajduje się niesztampowa tablica ze zdjęciem artysty, a obok dwie tablice z informacjami o nim i fotografiami. Może kiedyś zdecydujemy się umówić na spotkanie z rodziną artysty, ale przed ósmą rano nie wypadało. 

tablica upamiętniająca zagnańskiego artystę

środa, 26 listopada 2014

W Katowicach kultura rozkwita nawet jesienią


Wybrałam się do Katowic w pochmurny listopadowy weekend, aparat fotograficzny zabrałam z przyzwyczajenia, bo nie spodziewałam się, że będę coś fotografować. Wiadomo – duże miasto, tłok, ciasne ulice. Na szczęście miasto zaskoczyło mnie pozytywnie, szkoda tylko, że słonko nie chciało współpracować, więc fotki nieco ponure, zupełnie niezgodne z moim nastrojem.
Zatrzymałyśmy się z koleżankami w centrum miasta i tuż pod oknami hotelu miałyśmy Park Powstańców Śląskich, a w nim słynny pomnik projektu rzeźbiarza prof. Gustawa Zemły i architekta Wojciecha Zabłockiego. Wśród drzew zauważyłyśmy też pomnik samotnego mężczyzny – nie udało nam się zgadnąć, kto to. Wojciech Korfanty i Gustaw Morcinek okazali się strzałami nietrafionymi.

Pomnik Powstańców Śląskich 

poniedziałek, 24 listopada 2014

poniedziałek, 17 listopada 2014

Krzyk w lesie


I to we mgle. Ale i tak go widzieliśmy. Nie, to nie pomyłka – nie słyszeliśmy, a widzieli. Jak to było, opowiem we właściwym czasie.
Wyruszyliśmy bladym świtem z Zagnańska w kierunku Borowej Góry. Pogoda była taka typowo niedzielna – wilgotno, chłodno, wietrznie i mgliście. Że tak powiem – sama radość. Mimo wszystko pomaszerowaliśmy przed siebie. Na szczęście szliśmy lasem, więc wiatr nam mocno nie douczał. 

 Ostro ruszamy do marszu.

środa, 12 listopada 2014

Czy znacie Cygańską Kapę i Biały Kamień?


Jeśli tak, to zajrzyjcie, żeby zobaczyć, co tam się zmieniło. Jeśli nie, może się dowiecie, co to takiego.
Na dzień 11 listopada trzeba wymyślać trasy z pewnym dojazdem i możliwością powrotu, bo tego dnia wiele firm zawiesza kursowanie busów. Wybraliśmy pewniak i nie zawiódł, ale zmusił do wczesnego wstawania, żeby zdążyć na start o 7:05. Dojechaliśmy do wsi Dobra Dróża (taka dobra wróżba na cała trasę, nieprawdaż?) i stamtąd pomaszerowaliśmy dobrymi drogami na południowy wschód. Takie te drogi dobre, że aż nudne, ale na szczęście przy nich toczy się normalne leśne życie i udało nam się wypatrzyć zakola Żarnówki, która niespiesznie zdąża w stronę zalewu.

 ładna droga, prawda?

poniedziałek, 10 listopada 2014

Byli tacy, co się dziwili …

Bo pogoda fatalna. Bo leje. Bo mgła. Bo paskudnie.
Ale byli i „tacy, którym to było mało”* i uznali, że trzeba iść. Cóż miałam robić? Poszliśmy.
Już podczas jazdy busem widać było, że na oknie coraz mniej kropelek. Gorzej, że Bukowej Góry też nie było widać, ale to nas tylko mobilizowało, żeby sprawdzić, czy ją ktoś ukradł, czy tylko się schowała.
Najpierw dotarliśmy do Psar, gdzie według informacji jala powinna być nowa tablica upamiętniająca miejsce, gdzie stała szkoła, w której uczył się Żeromski.  Informator godny zaufania – tablica jest! Umieszczona na solidnym kamieniu, literki złote; długo postoi. Jakaż to miła odmiana po niegdysiejszych pojemnikach na śmieci w tym samym miejscu.

tablica upamiętniająca miejsce szkoły, do której uczęszczał Stefek Żeromski

piątek, 7 listopada 2014

środa, 29 października 2014

Uciekł nam autobus i …


świat się nie zawalił. Kierownik trasy z niejakim żalem zrezygnował z zaplanowanej trasy i wsadził nas do innego autobusu. I tak zamiast na południe od Starachowic pojechaliśmy na północ. Wysiedliśmy w Pastwiskach i rozpoczęli improwizowaną wycieczkę zastępczą. Pewnie, gdybyśmy w domu układali trasę, to by nam taka fajna wycieczusia nie wyszła, a tak mieliśmy wiele radości i nawdychaliśmy się czystego tlenu w lasach iłżeckich i starachowickich. A słońce? A słońce świeciło cały czas, nareszcie!

Świeci? Świeci!

poniedziałek, 27 października 2014

Mglista świętokrzyska jesień

A miało być tak pięknie – ślęczałam nad mapą, analizowałam trasy i wreszcie mnie olśniło – Pasmo Zgórskie tu są najładniejsze bukowe lasy! Będzie feeria barw i szaleństwo jesiennych pejzaży!
Wyjeżdżamy ze Skarżyska – lekki mróz, ale słońce świeci. Będzie dobrze.
W okolicach Zagnańska całe widoki za oknem spowija mgła i nie odstępuje nas ona aż do południa. Taka towarzyska bestia.
Rozklekotany bus i zawadiackiego kierowcę porzucamy w Szczukowskich Górkach, gdzie planuję sfotografować kolejną figurę „odwróconego” Chrystusa. Widywaliśmy ją wielokrotnie z okien różnych busów i wreszcie specjalnie wysiadamy w pobliżu, ale zdjęcie takie, jak widać, bo mgła nie sprzyja fotografowaniu. Żeby tylko …, ale o tym później.


krzyż w Szczukowskich Górkach (w pobliżu szkoły)

środa, 22 października 2014

Filharmonia wciąga!

Mnie na pewno. Może i Was też wciągnie. Spróbuję opisać jeden wciągający wieczór w Filharmonii im. Oskara Kolberga (oczywiście w Kielcach), to może jeszcze ktoś pójdzie w moje ślady.
17 października koncert zaczął się, jak mi się początkowo wydawało, fatalnie. Od wykładu „Rola muzyki w teatrze”. Nie będę przytaczać, co ja sobie o tej propozycji pomyślałam, bo mi wstyd. Otóż wykładowca UJK Andrzej Kozieja okazał się kompetentnym mówcą, który potrafi słuchaczy zainteresować, mówi zwięźle i dowcipnie, a przy okazji przekazuje sporą porcję wiedzy. Więcej takich wykładów!
Sam koncert – miód na uszy i duszę słuchacza. Wystarczy dodać, że w pierwszej części wysłuchaliśmy I i II suitę „Peer Gynt” Griega. Tutaj człowiek się radośnie budzi z „Porankiem”, przeżywa głęboko „Śmierć Azy”, poddaje się narastającemu wirowi „W grocie króla Gór”, by po „Tańcu arabskim” powrócić do rodzinnej wioski i wysłuchać pełnej miłości i tęsknoty „Pieśni Solvegi”. Orkiestra daje z siebie wszystko, by oczarować słuchaczy, a dyryguje sam Kazimierz Kord.

Nie byłabym sobą, gdybym opuściła okazję zdobycia autografu Mistrza.

poniedziałek, 20 października 2014

Precz z rutyną, czyli wyprawa w okolice Oblęgorka


Co robi turysta zmotoryzowany, gdy zapragnie odwiedzić Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku? Bierze mapę, sprawdza trasę dojazdu i jedzie. Proste.
Co robi turysta pieszy, kiedy ma ten sam zamiar? Bierze mapę, sprawdza jak dojechać busem do Oblęgorka, przegląda rozkłady jazdy wszystkich dostępnych firm i stwierdza, że nie ma żadnego busa, który w niedzielę rano jedzie z Kielc do wymarzonego celu. Rutyniarz rezygnuje, kreatywny szuka busów do pobliskich miejscowości. I w końcu jest! Bus do Kuźniaków. A po drodze Cierchy. Mówi wam to coś? Bo mnie do niedawna nic nie mówiło. Teraz wiem, że to wieś na północ od Baraniej Góry, z której najbliżej do naszego celu podróży. 

przydrożny krzyż w Cierchach

wtorek, 14 października 2014

Śladami Stefana Żeromskiego (okres młodzieńczy)


Chronologicznie rozpoczniemy od Strawczyna, gdzie 14 października 1864 roku urodził się Stefan Żeromski. W tamtejszym kościele odbył się chrzest czwartego dziecka Żeromskich, jak się okazało później, ich jedynego syna - Stefana. Zachowała się tam metryka, którą wyeksponowano w dzwonnicy przy kościele. 

kościół w Strawczynie

poniedziałek, 13 października 2014

Do źródła Świśliny


W niedzielę wybraliśmy się obejrzeć wymienione w tytule źródło. Gdzie je można znaleźć? Kto wie, niech się na razie nie wyrywa, kto nie wie, musi odrobinę poczekać, albo szybko poszukać na mapie.
Wyruszyliśmy ze znanej wszystkim czytelnikom Barbarki kierując się polną drogą w stronę Orzechówki. Nawet nie było dużo błota, niestety, z widokami było podobnie – trochę było widać, resztę trzeba było sobie przypominać z dawnych wycieczek. Mały postój na skraju wsi Kamionka i do Podmielowca marsz!

żwawo wyruszamy na trasę

środa, 8 października 2014

Uwaga – to nie wpis o turystyce, a o mnie. Może lepiej od razu zrezygnować z czytania.

Nie jest chyba dla nikogo tajemnicą, że czytam różne blogi, nie tylko te, zaznaczone na bocznym pasku. Także takie o życiu, gotowaniu, modzie i inne. Ostatnio (tu) natrafiłam na swego rodzaju akcję – ankietę, która do tematyki turystycznej pasuje jak szpilki do namiotu, ale co mi tam. Moja siostrzenica mnie wywołała do odpowiedzi, to odpowiem na pytania. Szczerze. Ale trochę z przymrużeniem oka to ilustruję.

Dwa obowiązki domowe, które lubisz robić w domu.
Lubię prać. Namaczać w misce, wyciągać z pralki, rozwieszać czyste według określonego schematu. I żeby każda sztuka miała dwa spinacze różnego koloru. A potem obracać, żeby lepiej schło, zdejmować, układać w stertę i prasować. Ręczne przepierki też lubię. Ale niewielkie, bo przy dużych kręgosłup nieprzyjemnie daje znać o sobie.
Ostatnio zauważyłam u siebie pewną słabość do mycia podłogi. Nie, żebym lubiła ją myć, ale podoba mi się czysta. No to – do roboty. I zaraz lepszy humor.

to nie moje pranie

poniedziałek, 6 października 2014

Nie pytajcie, gdzie byliśmy w niedzielę, bo …

nawet na torturach nikt z nas tego nie wydobędzie. Żeby zacząć zeznawać, trzeba wiedzieć cokolwiek, a my nie wiemy. I już.
Oczywiście nie cała trasa jest spowita mgłą tajemnicy. Ale przynajmniej połowa.
Na początku nic na to nie wskazywało. Wyruszyliśmy z Kucębowa Dolnego na zachód, dotarliśmy do „Piekielnego szlaku”, który pokrywa się z żółtym, ale teraz lepiej więcej szlaków narobić, zawsze ktoś się skusi. Jeden pójdzie żółtym, drugi piekielnym i każdy zadowolony. 

kamienny krzyż z 1813 roku w pobliżu wsi Luta 

sobota, 4 października 2014

4 października - Światowy Dzień Zwierząt

Już o różnych zwierzętach spotykanych na naszych trasach nieraz pisałam. A tu znów okazja, żeby coś dodać. I dlatego ten wpis będzie jedynie „zwierzęcym” dodatkiem.
Najczęściej spotykamy pieski i kotki. Ale jest też inne, tym razem duże, zwierzę, które przygląda się nam często z pastwiska. To oczywiście krowa. Nie wiem, czy zauważyliście, jak przez lata zmieniły się krowy na polskich łąkach. Zupełnie prawie zniknęły powszechne dawniej czerwone krówki, zastąpiły je czarno-białe, a ostatnio spotykamy i inne, niegdyś nieznane u nas rasy. 

czerwona, jak dawniej, ale z kolczykiem

czwartek, 2 października 2014

Kopalnia Anna – trzecie podejście

Ta kopalnia była czynna przed laty w pobliżu wsi Majków Anna (obecnie ulica Świętej Anny), wydobywano tu rudę, a potem doły pokopalniane pozostały i z czasem wypełniła je woda, co dało nieduże jeziorka. Jest ich kilka. Za każdym razem wyglądają inaczej. Lubię do nich raz na jakiś czas zaglądać.  
Najpierw próbowałam wczesną wiosną – klapa. Wszystko szare, nieciekawe. Wycofałam się.


wtorek, 30 września 2014

Ach, nie wrócisz ty już, rzeko, rzeko... Coraz dalej płyniesz, coraz dalej...*



Długo myślałam, co i jak napisać w tekście na Światowy Dzień Rzek, jakie zdjęcia pokazać, żeby się nie powtarzać, bo tyle już rzek było na blogu. I na ratunek przyszła przyjaciółka moja, Poezja, która skierowała mnie do Przeszłości.
Zasiadłam więc na kanapie ze starym metalowym pudełkiem wyciągniętym z dolnej szuflady komody. I mogłam tak sobie godzinami „patrzeć w płynącą wodę, śledzić nieustanny film czasu”**
Spotkałam grupę nieznanych mężczyzn a może młodych chłopców odpoczywających nad rzeką, która już dawno odpłynęła, a oni zostali na tej swojej wycieczce. (Mam podejrzenia, że pierwszy z lewej to mój tata, ale on siebie nie poznaje.)


sobota, 27 września 2014

Hej, morze moje, morze …

Z okazji Dnia Morza opowiem wam o „moim” morzu. Spędziłam w jego pobliżu ładnych parę lat i właściwie chyba za nim trochę tęsknię.
To ciepłe morze z piękną lazurową wodą, choć nazwa, którą jakoby nadali mu greccy żeglarze zaskoczeni przez burzę morską, zupełnie temu przeczy.


 woda, niebo i skały

czwartek, 25 września 2014

Wybraliśmy mniejsze zło


Środową wędrówkę rozpoczęliśmy w Bodzentynie we wczesnych godzinach porannych, aby potem ruszyć na wschód.

Bodzentyn młodnieje - stary mur obronny wygląda jak prosto spod kielni

wtorek, 23 września 2014

Przyjdzie jesień, azaż nie rozkosz..? *


Wkradnie się ta jesień cicho i nawet się człowiek nie obejrzy, a tu już poranki chłodne, mgły się snują, palce marzną, o szaliczku pora pomyśleć, a nie o krótkich spodenkach na wycieczkę. 

ciepło ubrani maszerujemy we mgle

poniedziałek, 22 września 2014

Schyłek lata w Gorcach

Ostatnie dni sierpnia grupka kolegów spędziła w Gorcach, Beskidzie Wyspowym i Pieninach. Pogoda nie zawsze sprzyjała, stąd nie dostałam wielu zdjęć, ale już dwie relacje z ich pobytu możecie przeczytać tu i tu.
Gorczańskie trasy, które grupa pokonała, to podejścia na Turbacz kilkoma szlakami, zajrzeli też do schroniska na Starych Wierchach i byli na Polanie Maciejowej (z tej ostatniej nie mam relacji fotograficznej). Może zdjęcia, które tu pokażę wywołają u czytających wspomnienia z dawnych lub zupełnie nieodległych w czasie wypraw, bo ja wróciłam we wspomnieniach na tamte trasy. Tak więc, kto był, to sobie przypomni, a kto nie był, może nabierze ochoty do wyjazdu.

Zdarzają się ładne, suche odcinki.

niedziela, 21 września 2014

Krasna – rzeka, której nie udało nam się dziś zobaczyć

Przynajmniej raz na dwa lata staramy się odwiedzić jedną z naszych ulubionych rzek, którą jest Krasna. Wybieraliśmy się tam w niedzielę, ale pogoda splatała nam figla i ulewny deszcz o poranku uniemożliwił wyruszenie na trasę. Co się odwlecze, to nie uciecze, jeszcze się wybierzemy nad Krasną. A z braku aktualnego materiału sięgnijmy do naszego archiwum i podzielmy się dotychczas zrobionymi zdjęciami.

Rzeka Krasna ma swoje źródliska na zboczach Świniej Góry. Kilka potoków łączy się pod wsią Szałas i stamtąd płynie do Czarnej jako rzeka Krasna.
W okresie przedwiośnia, przy obfitych opadach śniegu i deszczu tworzy ona rozlewiska trudne do przebrnięcia. Mieliśmy okazję przekonać się o tym na własnej skórze, kiedy mały strumyk zamieniony w rwąca rzekę zmuszał nas do zmiany trasy.

wiosenne rozlewisko Krasnej - tędy zamierzaliśmy przejść

piątek, 19 września 2014

Nie jestem małym chłopcem, ale …

Skarżysko to moje rodzinne miasto i miałam dwóch dziadków kolejarzy, więc trudno mi przejść obojętnie obok przystojnego parowozu. Lokomotywa na spaliny też bywa niebrzydka. Elektrowóz wydaje mi się za bardzo nowoczesny, trochę mu brak romantyzmu, ale w ostateczności mogę go obdarzyć sympatią. Mam w rodzinie młodego człowieka, który w dzieciństwie spędzał wiele czasu z dziadkiem na peronie naszego dworca podziwiając pociągi. To widocznie u nas rodzinna słabość.
I tu nagle dostaję od kolegi zdjęcia z wyprawy w Gorce i co widzę? Skansen Taboru Kolejowego w Chabówce! A w nim kilka „wypasionych” okazów. Może zechcecie rzucić okiem? Chętnie się podzielę zdjęciami.

czwartek, 18 września 2014

Pasmo Jeleniowskie raz!



I to raz na jakiś czas, bo dojazd długi i kłopotliwy – z przesiadkami. Ale warto tu zajrzeć, pooddychać leśnym, górskim powietrzem. Szlak na tym odcinku jest bardzo dobrze znakowany, a ścieżki suche.

pola na południe od Pasma Jeleniowskiego 

środa, 17 września 2014

Kieleckie instalacje



Dawniej, jak człowiek słyszał o instalacji, to myślał – „centralne ogrzewanie”, no może czasem „kanalizacja” albo "elektryczność". A teraz nie. Instalacja stała się ważnym elementem prezentacji a właściwie realizacji sztuki. I ta sztuka w instalacji pojmowana jest szerzej, łączą się tam elementy przeróżne, sztuką staje się i to, co znamy z codzienności, ba nawet to, co już z niej usunęliśmy. Nie wierzycie? To zajrzyjcie na Plac Artystów w Kielcach i obejrzyjcie instalację Roberta Kuśmirowskiego „Tężnia”. Zaskoczy was na pewno. No, chyba, że  przeczytacie o niej na blogu i będziecie przygotowani.
Na placu ustawił artysta konstrukcję z drewnianych bali i desek. Przypomina ona jako żywo słynną tężnię z Ciechocinka.  Można ją sobie obejść naokoło, wejść do środka,  odbyć „inhalację sztuką”. A ta sztuka zgromadzona wewnątrz tężni nie jest typowa, oj nie. To zbiór wykorzystanych dawno przedmiotów, które niszczeją, zmieniają się pod wpływem czasu i zjawisk atmosferycznych. Całość ma specyficzny zapaszek, więc nawdychałam się tej sztuki do woli.   

"Tężnia" w całej okazałości

poniedziałek, 15 września 2014

Natura ciągnie włóczęgę do kamieniołomu

Jeszcze jak ciągnie! Ostatnio co i rusz zaglądamy do jakiejś dziury w ziemi i zaczyna się nam to niebezpiecznie podobać. Kto nie wierzy, może zajrzeć do etykiety „kamieniołomy” i się przekona, że mam rację.
A teraz opowiem, jakiego odkrycia dokonaliśmy w niedzielę. Podjechaliśmy sobie długo wyczekiwanym busem do Skałki, a stamtąd pomaszerowali w stronę kamieniołomu Ostrówka w pobliżu Gałęzic. Droga omija kamieniołom, ale ta nieszczęsna natura ciągnęła nas w jego stronę. Podeszliśmy ostrożnie do brzegu i rzucili okiem (a raczej ośmioma parami ócz) w dół. O, spodobało nam się. Bo ten kamieniołom to urodziwa dziura w ziemi. A jaka wielka! I ma różne poziomy, kolorowe skały, nawet małe jeziorko. Na szczęście w niedzielę nikt tam nie pracował i pilnowani przez dbająca o bezpieczeństwo Irenę naoglądaliśmy się do woli. 

czwartek, 11 września 2014

poniedziałek, 8 września 2014

Krótka relacja z Jeziora Czorsztyńskiego



Dostałam od Andrzeja kilka zdjęć, którymi się teraz chętnie podzielę. 
Autor razem z grupką kolegów miał okazję odbycia wycieczki w okolice Jeziora Czorsztyńskiego, a pogoda zrobiła wtedy miłą niespodziankę rozpościerając malownicze mgły po okolicy. Zresztą, sami zobaczcie.

niedziela, 7 września 2014

Znacie? To poczytajcie!

Może ktoś skrupulatny przypomni sobie, że rok temu byliśmy na wycieczce w rodzinnych stronach Staszka. I znów nas tam zaniosło. Pewne elementy trasy się powtórzyły, ale wycieczka była jednak zupełnie inna. Zresztą, przeczytajcie oba teksty, to się przekonacie.
Tak, jak rok temu, prowadził Staszek, ale tym razem wybrał inną trasę.

od razu widać, kto tu dowodzi

środa, 3 września 2014

Kilka pikantnych szczegółów, a poza tym – nic nie widać



Taką to, proszę państwa, mieliśmy wycieczkę we środę. W dodatku ja się uparłam, że nie będziemy moczyć nóg w wysokiej mokrej trawie, a Andrzej od samego rana odmieniał przez przypadki Bęczków – a czy daleko do Bęczkowa, a gdzie ten Bęczków, a czy będziemy w Bęczkowie. I wykrakał…
Stach zarządził wyjazd do Krajna Zagórze, gdzie wysiedliśmy na tak zwanej pętli, czyli tam, gdzie bus zawraca, bo dalej drogi nie ma. Jest tylko ścieżka, a raczej dwie – jedna przez trawy prosto na Wymyśloną, druga na zachód – omija Wymyśloną, ale jest sucha. Wybraliśmy więc tę drugą, to znaczy ja poszłam w zaparte i panowie byli bezsilni. Poza tym, mgła była taka gęsta, że Wymyślonej nie było widać. 

w pajęczej sieci

wtorek, 2 września 2014

O tym, jak szukaliśmy nowej drogi ze Stachowic do Krynek

Pojechaliśmy sobie do Starachowic, gdzie można było wysiąść z autobusu na przystanku i na tym samym poczekać pół godzinki na przesiadkę. Oczywiście tak nie było, bo pół godziny wystarczyło nam na zrobienie dwukilometrowego spaceru po mieście i obejrzenie skałek przy ulicy Armii Krajowej. Pamiętam te brudne skałki schowane za straganami targowiska, które oglądaliśmy parę lat temu. A teraz – nowe skałki! Wyczyszczone, pięknie wyeksponowane na estetycznym skwerku, można podejść, sfotografować całą długą na około 400 metrów ścianę, jedyna niedogodność – rosa na trawniku i buty mi lekko przepuściły. 

niedziela, 31 sierpnia 2014

Szkoło! Szkoło! Gdy cię wspominam … *

Nadchodzi, jak co roku, ten dzień, kiedy wszyscy mówią o szkole. I nie jest to pierwszy dzień wakacji. Dziś mogę sobie pomyśleć o nim z sympatią i z nutką tęsknoty spojrzeć na moją pierwszą szkołę. Była to Szkoła Podstawowa im. Stefana Żeromskiego w Majkowie.
Kiedy się tak teraz obok niej przechodzi, można pomyśleć – ot, typowa tysiąclatka, nic nadzwyczajnego. Ale po pierwsze, ma ta szkoła swoją historię, a po drugie – kto z młodych ludzi wie, co to takiego ta tysiąclatka?

szkoła wiosną roku 2007

czwartek, 28 sierpnia 2014

Kielecki koktajl artystyczny na koniec wakacji

Nie miałam z kim się wybrać na wycieczkę pieszą, to postanowiłam zajrzeć do moich ulubionych miejsc w Kielcach. Nie spodziewałam się jednak takich wrażeń, jakie mnie spotkały, bo zaplanowałam jedynie obejrzenie kilku wystaw. A jednak, niektóre wystawy potrafią mocno zaskoczyć.  

dawny Pałac Biskupów Krakowskich w Kielcach od strony ogrodu włoskiego

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Gombrowicza nigdy za wiele

Całkiem niedawno przy okazji urodzin pisarza zapraszałam na ciekawy spektakl do skarżyskiego MCK. Nie mogłam się tam wybrać, ale znalazłam świetną relację z tego przedstawienia. Zajrzyjcie na stronę portalu skarzysko.info i przeczytajcie tekst oraz obejrzyjcie zdjecia. Moim zdaniem jasno z nich wynika, że kto nie był, ten trąba. Niżej podpisana przede wszystkim.

jedno ze zdjęć autorstwa KRC

środa, 20 sierpnia 2014

Tropami przodków Stefana Żeromskiego


W tym roku mija 150 rocznica urodzin Stefana Żeromskiego, wielkiego polskiego pisarza, którego życie i twórczość były związane z Kielecczyzną. Może następne wpisy poświęcę osobie pisarza i jego twórczości, ale w  tym spróbuję przybliżyć dzieje jego przodków i ich związki z naszym regionem.
Żeromscy przybyli na Kielecczyznę w połowie XVIII wieku. Pradziad pisarza Jan (Sariusz) Żeromski był administratorem dóbr F. Szaniawskiego w Drzewicy. Brał czynny udział w powstaniu kościuszkowskim, po upadku którego zmuszony był opuścić Kielecczyznę i przeniósł się do Galicji. Z trójki dzieci, najstarszy Józefat (dziadek pisarza) słynął z  wesołego trybu życia i szerokiego gestu. Był organizatorem hucznych zabaw, polowań i kuligów. Ożenił się z Klarą Kłodnicką. Mieli pięcioro dzieci. W 1818 r. Żeromscy wzięli w dzierżawę dobra Lasochów (pow. jędrzejowski). Tu przyszedł na świat syn Wincenty (ojciec pisarza). Wystawne życie i udział drugiego syna Teofila w powstaniu listopadowym mocno nadwyrężyło majątek. Sprzedali więc dobra Micigózd i Brynicę, by osiedlić się na korzystnej dzierżawie w Mokrsku Dolnym. 

kościół w Drzewicy, w którym modlili się przodkowie pisarza

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

W odwiedzinach u starych znajomych, czyli znów zaglądamy do Rosochacza i Skałek pod Adamowem


Ostatnio byliśmy w tych rezerwatach w maju ubiegłego roku, ale znów zapragnęliśmy sprawdzić, co nowego w znanych dobrze miejscach.
Tym razem postanowiłam wypróbować nową drogę dotarcia do Lubieni – poszliśmy szlakiem żółtym ze Starachowic, przechodząc w Lipiu na szlak czarny, a nie jak zwykle bez szlaku. Niewątpliwą zaletą tego wariantu jest skrócenie trasy po asfalcie, a nawet zyskuje się cztery kilometry marszu świetną utwardzoną leśną drogą. Dyskusyjną zaletą jest wydłużenie trasy o jakieś 3 kilometry – dla tych, co lubią pochodzić, sama radość, dla słabszych kondycyjnie lekki problem. No, a wada? Oczywiście żółty szlak – bardzo mokry, liczne kałuże i błoto. No i rzecz jasna komary. Ale ten zestaw występuje teraz wszędzie, gdzie tylko trochę wilgoci w lesie. Czyli naprawdę wszędzie.

turyści na żółtym szlaku do Lipia 

czwartek, 14 sierpnia 2014

Uprzejmie ale stanowczo, czyli wyprawa z Morawicy do rezerwatu Góra Łgawa



Tytuł niezrozumiały? Nie szkodzi, wyjaśni się.
Najpierw Morawica. Zwiedzamy ją kolejny raz i znów nas zaskakuje. Budynek Urzędu Gminy jest tak wysmakowany architektonicznie, że podejrzewamy, że to może teatr jaki. A tu siedziba urzędu. Wnętrze równie piękne i zaskakujące – mają tam nawet „szklane” schody! Jest też hol do urządzania wystaw i niezwykle kompetentny pracownik, który udziela informacji o gminie i obdarowuje nas mapami i folderami. 

Urząd Gminy w Morawicy (ale nie samotnie, w tym budynku mieści się też ośrodek kultury i biblioteka)