czwartek, 30 lipca 2015

Chłopaki, pójdę z wami

Kiedy wróciłam z wycieczki w środę, usłyszałam w radiu Jana Tadeusza Stanisławskiego śpiewającego piosenkę, która skojarzyła mi się od razu z wycieczką. Kto zna tę piosenkę, wie, jak różne odpowiedzi padają w niej na propozycję zawartą w tytule – od „Chodź!’ do „Won!”. (Tu link do piosenki, można posłuchać.)

Chłopaki, idę z wami 

poniedziałek, 27 lipca 2015

Nie miejska, nie wiejska – wycieczka podmiejska

Mam wrażenie, że nadeszła zima – takie krótkie wycieczki się nam teraz porobiły. Ale upały osłabiają bardziej niż mróz, więc jesteśmy usprawiedliwieni. Tym razem licznik wskazał nam 13,4 kilometra.
Wyruszyliśmy z Wąchocka. I zaraz przypomniałam sobie (a więc i wam) starą chatę z przejezdną sienią. Stała ona przy drodze do Starachowic, a podczas marcowej wycieczki nie mogliśmy jej w żaden sposób znaleźć. 

dziewiętnastowieczna chałupa w Wąchocku - stan z sierpnia 2006 roku 

sobota, 25 lipca 2015

Uszczkniemy odrobinkę tematu szwajcarskich fontann



W ubiegłym roku pisałam o fontannach Drezna. Temat był nie do ogarnięcia. Ale to drobiazg w porównaniu z problemem fontann w Zurychu. Znalazłam w Internecie ich listę – to 29 stron, na których wyliczono ponad 1200 fontann.
W tej sytuacji te kilka sztuk, które przypadkiem znalazło się na mojej drodze potraktujemy jako malutką wprawkę w temacie.
Jedno jest pewne – woda z tych wszystkich fontann nadaje się do picia. To tak samo czysta i wartościowa woda, jak woda z zuryskich kranów. Przeczytałam te informacje na stronie miasta.
Przypuszczam, że podobnie jest w innych miastach, choć tego już nie sprawdzałam.
Pokażę Wam kilka zdjęć zrobionych na ulicach miast, w których byłam. 

Ogólnie rzecz biorąc, szwajcarskie fontanny to raczej krany z wodą, studnie, przy których dawniej spotykały się kobiety przychodzące z wiadrami po wodę. Dlatego wiele fontann to zwykle kolumny z kilkoma odpływami i figurką na szczycie. 

fontanna Herkules w centrum Zurychu

środa, 22 lipca 2015

Świętokrzyskie skojarzenia w Szwajcarii

Jak to mówią, głodnemu chleb na myśli. Ja bym dodała, że świętokrzyski włóczęga zawsze gdzieś region swój rodzinny wypatrzy. A nie?
No to zobaczcie, jaki napis miał na „czole” autobus w St. Gallen:

Heiligkreuz to po niemiecku Święty Krzyż

poniedziałek, 20 lipca 2015

Wycieczka zastępcza

Zamierzaliśmy jechać nad zalew w Borkach. Miało być upalnie i miło. Las, woda, lato.
Taki był plan.
Teraz realia.
Nie było czym wyjechać z Kielc w kierunku Daleszyc. Informacje w Internecie nie odpowiadały rzeczywistości. Pół godziny miotaliśmy się po mieście w poszukiwaniu jeśli już nie busa, to przynajmniej informacji o nim. Bez efektu.
I nagle zaświtało nam światełko w tunelu – podjechał bus w kierunku Małogoszcza. Wsiedliśmy, bo drugi był do Skarżyska. Głupio tak wracać z samego rana do domu.
Dojechaliśmy do Wiernej Rzeki i ruszyli w kierunku lasu, gdzie znajduje się rezerwat Milechowy. Upał już się zaczynał, ale las dał wytchnienie, a potem zapewnił całą masę atrakcji w postaci wspinaczki na Górę Milechowską i schodzenia po śliskim podłożu do jaskini Piekło, a potem do ścieżki na dole wąwozu, w którego ścianie znajduje się jaskinia – pomnik przyrody. Utytłaliśmy się jak nieboskie stworzenia, ale mieliśmy sporo radości – zwłaszcza ci, którzy dzielnie zajrzeli do wnętrza jaskini. 

wejście do jaskini Piekło Milechowskie

sobota, 18 lipca 2015

Tym razem na Ponidzie

Długie lipcowe dni, a przy tym sprzyjająca pogoda, zachęcają do wycieczek w odległe strony. Postanowiliśmy więc odwiedzić Ponidzie, a ściślej rzecz ujmując tereny w trójkącie: Góry – Lubcza – Węchadłów. Są to miejscowości położone na północnych obrzeżach Wału Wodzisławskiego. 


piątek, 17 lipca 2015

Jak w kurorcie

Tak się czułam w Rapperswilu. Bardzo ciepły dzień, słońce, zapach wody z jeziora, wąskie uliczki, spacerowicze i spokój. Człowiek się rozkoszuje samym pobytem, a zwiedzanie to zupełnie marginalna sprawa. A i tak wiele można zobaczyć. I oczywiście – nie wszystko. Może nie warto tak wszystkiego oglądać. Bo i tak nie wszystko to jest mnóstwo.
Uliczki tu urocze – dosyć wąskie, długie (jedna nazywa się np. „Szyja”), na każdym kroku knajpki.

jedna z uliczek

środa, 15 lipca 2015

Zapraszam na rejs po uśmiechniętym jeziorze

Które to jezioro? Zuryskie, oczywiście! Czytałam gdzieś, że ono podobno kształtem przypomina banan. A dla mnie wygląda jak uśmiech (no, może lekko skrzywiony, ale jednak...). Oczywiście, jeśli patrzymy na mapę i dołączymy do niego Obersee, z którym i tak jest połączone.
Taki prawdziwy rejs odbywa się tak zwanym „wężykiem”, czyli statek wycieczkowy krąży od brzegu do brzegu – tu się zatrzyma, tam zacumuje, pasażerowie wsiadają, wysiadają, ruch jest. No i prostemu obserwatorowi może się wszystko wymieszać. W tej sytuacji proponuję rejs usystematyzowany – od jednego kącika ust, do przerwy w uśmiechu.
Startujemy więc w Zurychu, któremu jezioro zawdzięcza swą nazwę. Nabrzeże tu eleganckie i gwarne – flota w całej okazałości, pasażerowie, gapie i ptactwo wodne. W pobliżu eleganckie hotele, opera, ba, nawet darmowy wucecik. 

Ganimedes  na tarasie przy placu Bürkli z Jeziorem Zuryskim w tle

poniedziałek, 13 lipca 2015

Jak lato – to nad zalew!

Wybraliśmy się w ostatnią niedzielę nad wodę. Ale nie tak od razu. Trzeba się  było do tego spotkania przygotować.
Wyruszyliśmy z okolic leśniczówki Dyminy. To znaczy, tak mi się wydaje, bo w gruncie rzeczy leśniczówki nie widzieliśmy, ale podobno jest w pobliżu przystanku, na którym wysiedliśmy z busa.
Dalej szliśmy brzegiem lasu na zachód. Z prawej strony wyłonił się ciekawy pomnik poświęcony ofiarom czasów wojny. Znajduje się on wśród pól na wzniesieniu, z którego rozciągają się widoki na okolicę.

pomnik poświęcony ofiarom hitlerowskiego terroru w latach 1939 - 45 

sobota, 11 lipca 2015

A może by tak wypocząć w St. Gallen?

Czemu nie? Jeśli pogoda sprzyja, można zrobić sobie mały spacer za miasto (raczej ponad miasto) i odwiedzić okolicę zwaną „Drei Weieren”. Może bym to przetłumaczyła jako „Trzy stawy”. Oczywiście stawów jest więcej, ale i tak udało mi się zobaczyć trzy, więc nie będziemy szukać nadmiernej dokładności.
Z poprzedniego wpisu możecie pamiętać rzekę, przy której założył swoją pustelnię święty Gaweł. Spływa ona z góry, na którą można wjechać kolejką, można też podejść ładną ścieżką spacerową.  

 dolna stacja kolejki 

czwartek, 9 lipca 2015

Święty Gaweł i jego spuścizna

Był prawdopodobnie z pochodzenia Irlandczykiem, żył na przełomie VI i VII wieku, był mnichem we Francji, a po wygnaniu z tego kraju i opuszczeniu swego nauczyciela Kolumbana działał na terenie dzisiejszej Szwajcarii. Ten wielce świątobliwy mąż odmówił nawet zostania biskupem i dożył swoich dni w pustelni. 

figura świętego na placu nazwanym jego imieniem

wtorek, 7 lipca 2015

Jeszcze o Lucernie

Skoro już się przeszło na prawy brzeg rzeki, wypada pomaszerować dalej.
Na początek mury obronne miasta.
Tuż przy rzece spotykamy pierwszą wieżę obronną – stoi sobie samotna, to tak zwany Nölliturm.

wieża Nölliturm

poniedziałek, 6 lipca 2015

Wycieczka dla tych, co nie mogą żyć bez wycieczek

Radio, telewizor, gazety, ba nawet nasi najbliżsi – wszyscy straszą upałem. Taka ich rola. Należy to uszanować. Ale nie sposób cały dzień spędzić w mieszkaniu, choćby najmilszym – głowa rozboli.


sobota, 4 lipca 2015

Lucerna – spacer nad rzeką

Przez miasto płynie rzeka Reuss, która przepływa przez Jezioro Czterech Kantonów i wpada do Aare. Kierując się planem miasta i zdrowym rozsądkiem postanowiłyśmy najpierw „ogarnąć” okolice przy rzece. No, nie było tego mało.
Idąc lewym brzegiem rzeki docieramy do najbardziej znanego mostu Lucerny – to  pochodzący z XIV wieku Kapellbrücke (Most Kaplicowy). Zostawiłyśmy go sobie na koniec zwiedzania, ale co tam chronologia – pokażę zgodnie z mapą. Ten most nie tylko uroczo wygląda, ale też oszałamiająco pachnie, bo zdobią go setki kwitnących petunii. 

 Most Kaplicowy  z widokiem na Alpy

czwartek, 2 lipca 2015

Letni sprawdzian kondycji

Koledzy szykują się do wyjazdu w góry (takie wyższe od naszych) i prosili o trasę treningową. Się zorganizowało. Niektórym jednak ważniejsze sprawy pokrzyżowały plany i na starcie stanęliśmy we dwoje – Staszek i ja.
Ale jaki to był start! Oszałamiający! Maszerowaliśmy w upajającym aromacie kwitnących lip. Miejsce akcji – aleja prowadząca do pałacyku w Oblęgorku.  

pachnąca aleja lipowa w Oblęgorku