Są
nieprzewidywalne. Jak zimowa pogoda.
Wychodzi człowiek
rano z domu, jest spokojnie, nawet słońce prześwituje nieśmiało. Aż tu ni z tego,
ni z owego zaczyna najpierw prószyć, a potem sypać. Śniegu przybywa błyskawicznie,
obiektyw prawie zasypany. Koniec fotografowania.
Minęło
kilka dni, śnieg się uleżał. Nie wieje. Jest nadzieja na spokojny spacer.
I rzeczywiście.
Drzewa delikatnie podmalowane na biało. Słońca tylko znów brak.
Ale co tam
brak słońca, kiedy znów zaczyna prószyć. Tym razem delikatnie, można spokojnie
spacerować. Kurtkę tylko muszę założyć, żeby odzież nie przemiękła.
I wreszcie
wyjrzało słońce. Nie na długo, ale akurat byłam w lesie. Śniegu znów mniej, ale
nastrój zimowy nadal się utrzymuje.
I jeszcze małe odejście od leśnych dróg. Idę po śladach psich łap. Właściciel miejsca, do którego mnie te ślady doprowadziły, chyba dawno tu nie zaglądał.
Na razie
tyle zimowych obrazków. Skromnie, ale może zima jeszcze pokaże, na co ją stać.
Tych parę marnych fotek sama zrobiłam.
Już dzisiaj przybyło - jutro może być więcej bo Irena wybiera się na biegówkach...
OdpowiedzUsuńO! To prawdziwa zima się szykuje. Na razie spotykałam dzieci na rowerach i sankach, ale biegówek w naszym lesie jeszcze nie było w tym sezonie.
UsuńNie jest tak nudno... coraz bliżej do wiosny. :)
OdpowiedzUsuńMożna i tak na to spojrzeć. Ale dziś ładnie, spokojnie sypie. Może będzie materiał na nowe zdjęcia.
Usuń