Dawno już w Sielpi nie byłam, a tą trasą, którą wymyśliłam
na niedzielę, nigdy nie szłam. Brak na niej spektakularnych ciekawostek, ale
jest przyjemna i nietrudna.
Startujemy o poranku nad zalewem. Słońce jeszcze nie wyjrzało
zza chmur, nad wodą lekka mgiełka.
My zaś maszerujemy do leśnej drogi, z której zejdziemy do
rzeki w miejscu mostka nad nią. Woda opuszczająca zalew głośno szumi i pędzi
dalej. Na plaży pusto.
Za to na mostku zadomowiły się pająki, które tkają swoje
sieci.
Miałam nadzieję, że uda nam się przejść możliwie daleko
brzegiem Czarnej, ale po kilkudziesięciu metrach pokonały nas zarośla i trzeba
było przedrzeć się do szlaku czerwonego. A tu droga nadzwyczaj przyzwoita.
Jesienny wiatr już prawie ogołocił drzewa.
Oddaliliśmy się od rzeki, ale po naszej prawej stronie mamy
całkiem blisko kanał ulgi zalewu. Nie zawsze można do niego podejść, bo brzeg
ma stromy, ale w dwóch miejscach, gdzie woda szeroko rozlana, a brzeg płaski,
nieco się do kanału zbliżyliśmy.
Mapa obiecuje, że uda nam się podejść bliżej do Czarnej
Koneckiej. I słowa dotrzymuje. Możemy popatrzeć na bieg rzeki i przeszkody,
które musi pokonywać.
Potem przychodzi czas na nas. Szlak i nam rzuca kłody pod
nogi. Ale nie z nami takie numery, szlaku. Przy okazji mamy nietypowe grupowe
foto.
I znów zbliżamy się do rzeki. Tu nawet zauważam malutki
odcinek piaszczystego brzegu, który jest skromniutkim nawiązaniem do
najbardziej malowniczego brzegu Czarnej w okolicach Janowa.
Kiedy szlak skręca na północ i przechodzi przez skromny
mostek nad kanałem, robimy postój na posiłek, a potem z nową energią ruszamy w
kierunku szosy i solidnego mostu nad Czarną w Jacentowie. Rzeka tu rozlewa się
szeroko, nabiera dostojeństwa.
Zaglądamy w okolice krzyża z 1902 roku, ale już nikomu się
nie chce pędzić do rzeki niedaleko za nim.
Dodatkowo zniechęcająco działa na nas szosa w kierunku
Sielpi. Ruch tu intensywny – hałas i smród spalin. A do drogi, którą mamy iść
lasem zostało nam nieco ponad kilometr marszu brzegiem szosy. Podejmuję
decyzję, żeby iść lasem. Szczerze przyznam, że dróg to tam raczej nie ma, a las
sadzony po wyrębie, czyli miedzy sosnami wykroty. Tak czy inaczej lepsze to niż
spaliny.
W końcu docieramy do porządnej leśnej drogi. Oddychamy
żywicznym powietrzem, niektórzy nawet zbierają maślaki.
W końcu z lasu wyłaniają się pierwsze zabudowania Wiosny.
Jak na Wiosnę przystało, cała jest skąpana w słońcu, po niebie przepływają
malutkie białe chmurki. We wsi cicho i spokojnie. Jedynie psy głośno
obwieszczają nadejście obcych.
Za Wiosną mamy już ostatni odcinek drogi ku Sielpi. Ta jest
niby porządna, ale, jak dla mnie, za bardzo, bo twarde podłoże nieco męczy
stopy.
Ale od drogi można zejść znów w stronę Czarnej. Jedna z
bocznych dróżek doprowadziła mnie do stromego brzegu rzeki, mocno zarośniętego
wysokimi trawami.
Sielpia coraz bliżej. Jeszcze tylko jedno spojrzenie na
rzekę tuż za zalewem i pora zamykać trasę.
Skoro zaczynałam relację od zdjęcia zalewu o poranku, to na
jej zakończenie proponuję zalew tuż po południu.
I po wycieczce. Udała się, chociaż, jak to zwykle jesienią,
słońce nie towarzyszyło nam od samego rana.
Zdjęcia mojego autorstwa
Fajnie że więcej było Czarnej niż zalewu... skądinąd to bardzo pracowita rzeka.
OdpowiedzUsuńOwszem, mamy już obejrzane niektóre zakłady przemysłowe nad ta rzeką. Nie wiem tylko, dlaczego muzeum w Sielpi wciąż nieczynne.
UsuńA nad zalew wybierzemy się innym razem. Może wiosną?