10 lat temu byliśmy w tych rejonach również w maju (tu link).
Zapamiętałam efektowne pola kwitnącego rzepaku. I do nich się wybraliśmy.
Zdradzę puentę historii – kwitnące pola udało się spotkać. Ale nie od razu.
Zaczęliśmy wędrówkę w okolicy zapamiętanego sprzed lat dziewiętnastowiecznego
dworu Kunickich. Jego stróżówka została przekształcona w kaplicę.
Na skraju dworskiego parku mapa wskazuje staw. Kolega Ed i
ja ruszyliśmy bez ścieżki przez wysokie pokrzywy w jego kierunku.
Opłaciło się
– staw jest i nawet przyjemnie się prezentuje. Jest nonszalancko zaniedbany,
ale ma w sobie sporo wdzięku.
A co z dworem, zapytacie. No cóż. Nie jest dobrze. W
kwietniu ubiegłego roku dwór spłonął. Zawalił się dach, otwory okienne zieją
pustką, ściany popękały. Jeszcze stoi, ale już chyba nie ma dla niego ratunku.
obraz nędzy i rozpaczy
Pobliskie zabudowania gospodarcze trzymają się nieźle. Nie wiem, kto jest ich
właścicielem i czy są wykorzystywane.
Opuszczamy park dworski i kierujemy się w stronę ulicy
Wspólnej, gdzie stoi oryginalna dziewiętnastowieczna kapliczka brogowa z
drewnianą figurą świętego Jana Nepomucena. Trzeba przyznać, że wyróżnia się ona
urodą – jest wyższa i smuklejsza niż typowe kapliczki, jej podpory nie są
prostymi klocami, a mają kształt kolumn z arkadowym zwieńczeniem. Figura
świętego, prosta i smukła, nieco obłazi z farby, ale prezentuje się godnie.
Na dalszy przebieg trasy najchętniej spuściłabym zasłonę
milczenia. Ewidentnie coś tu poszło nie tak, jak było zaplanowane. Mapa
ostrzegała, że droga może się skończyć, ale naiwnie wierzyłam, że to tylko
puste obietnice. No i nie miałam racji.
Już byliśmy całkiem blisko lasu, kiedy pola poprzecinane
rowami melioracyjnymi zaczęły utrudniać marsz. To, co zaznaczyłam na mapce
trasy, to tylko jakieś marne wyobrażenie o jej przebiegu. Byłam gotowa poddać
się, kiedy Basia znalazła pole z wyraźnymi śladami kół ciągnika i to one
doprowadziły nas do skraju lasu.
Przedarliśmy się w końcu i przez coś, co niegdyś zapewne
było drogą leśną, a teraz zwykłymi chaszczami.
W nagrodę dotarliśmy do
wioski z porządną drogą pachnącą bzem i dającą cień wysokich drzew.
Znów uwierzyłam, że chyba jednak znajdziemy kontynuację
naszej trasy w postaci ładnych polnych dróg wśród kwitnącego rzepaku. Dodatkową
pomocą w wędrówce okazał się zupełnie nieznany nam szlak niebieski. Nie każda
mapa go pokazuje. Wyznakowano go w ubiegłym roku, a nazywa się niezwykle
pompatycznie „Piesza Obwodnica Turystyczna Miasta Radomia”. Jest to jeden z
lepiej znakowanych szlaków w okolicy. Ma nie tylko znaki na drzewach czy
kamieniach, ale wśród pól ustawiono specjalne słupki z tabliczkami. Trzeba się
będzie nim zainteresować w przyszłości i zawrzeć bliższą znajomość z niektórymi
z ponad 150 kilometrów jego przebiegu.
znakowanie szlaku (dodam, że takie oznakowanie wykonano na siedemdziesięciokilometrowym odcinku szlaku Rogowa - Słupica, pozostała część szlaku jeszcze nie jest gotowa)
I ten oto szlak krążąc wśród pól doprowadził nas do naprawdę
przyjemnych rzepakowych zagonów.
Były też i inne pola. Ba, nawet niewielkie zagajniki pojawiły się na trasie.
Dążyliśmy do jednego z pól. To pola wsi Guzów. Tu 5 lipca 1607 roku
rozegrała się bitwa wojsk króla Zygmunta III Wazy ze zbuntowanymi rokoszanami Mikołaja
Zebrzydowskiego. Miejsce bitwy nie jest w żaden sposób oznakowane, jedynym jej
wspomnieniem jest kapliczka słupowa na polach Bąkowa (tu link do relacji z
naszej wycieczki).
Gdyby jednak ktoś zechciał ustawić jakiś pamiątkowy monument
wspominający tę bratobójczą walkę i nawołujący do zgody współczesnych Polaków,
to wypatrzyliśmy niebrzydkie głazy narzutowe, które świetnie się sprawdzą w tej
roli.
Plan wycieczki zrealizowany. Pora zamykać wycieczkową
pętelkę.
Czeka nas dwukilometrowy marsz asfaltem. Jest trudniej niż wśród pól, ale
nie najgorzej. Widoki na okoliczne pola osładzają wędrówkę.
I w końcu znów Łaziska. Ostatnim odcinkiem trasy jest spacer
„ulicą” Sadową, czyli malowniczą ścieżką z ogrodami po lewej i polami po prawej
stronie. Zdziwiona mieszkanka jednego z domów przyznała, że pierwszy raz widzi
ludzi idących tą drogą.
Nasza trasa liczyła 12,2 kilometra. Nikomu, nawet sobie, nie
polecam powtórki z pierwszego jej polnego odcinka. Pozostała jej część rewelacyjna
i na spacer i na przejażdżkę rowerową. Poza tym można ją połączyć z krótkim
wypadem do pobliskiego Orońska i już mamy dobry plan na cały dzień.
Zdjęcia – Edek i ja
Ciekawy szlak (ten niebieski). Ciekawe jak będzie finalnie wyglądać.
OdpowiedzUsuńSzlak ma przebiegać z Jedlińska do Jedlińska. Zagląda do ważnych miejscowości regionu i , jak widać na naszej trasie, nie prowadzi asfaltem. Da się zauważyć dbałość o turystów. Na pewno nie omieszkam sprawdzić kilku odcinków.
Usuń