Startujemy w Kapkazach i wędrujemy przyjemną polną drogą
przez dolinę.
Mamy też widok na całe Pasmo Kolonowskie, nad którym unoszą się
delikatne chmurki.
Zapowiadany na niedzielę wiatr wprawdzie wieje, ale nie
dokucza.
Idąc na wschód mamy po lewej stronie polne widoki, a po prawej góry.
Czego chcieć więcej?
Podchodzimy na chwilę do charakterystycznego miejsca tej
okolicy. To Dzbaniska – Źródliska. Nie wiem, czy z powodu porannego cienia czy
okularów słonecznych, dzbany wydają się ciemniejsze. Ostatecznie znamy się już
kilkanaście lat, mają prawo się odrobinę zmienić.
Dalsza droga staje się bardziej błotnista,
ale mimo to nie przeszkadza zachwycać się polami Wzdołu. Świeżo zaorane czekają
na wiosenny siew, na innych wschodzi ozimina. Przyjemnie na nie rzucić okiem.
Docieramy do skrzyżowania polnych i wiejskich dróg w Hucisku. Teraz przyjdzie
nam iść przez wieś.
Ta odrobina asfaltu do wytrzymania.
W nagrodę na końcu wsi
możemy wreszcie zacząć podejście na Pasmo Klonowskie. Na skraju lasu spoglądamy jeszcze za siebie,
żeby pożegnać Dolinę Bodzentyńską zalaną słonecznym światłem.
Przed nami
spokojna wspinaczka przyzwoitą drogą na grzbiet pasma. W lesie ciemno, co jakiś
czas przebijają się przez konary smugi
słonecznego światła.
Dalej spokojny spacer szlakiem zielonym. Droga wygodna,
las jeszcze nie wybarwił się jesiennie, grzybów do fotografowania mniej.
Postój
śniadaniowy urządzamy jak zwykle przy kapliczce na polanie Obrozik. Tu
nieoczekiwanie pojawiają się jakby znikąd turyści, nawet próbują nam opowiadać,
jak prowadzi szlak. Czyli jednak duch turystyczny w narodzie nie ginie.
Kolejny
postój przy skałkach na szczycie Bukowej Góry. Tu zatrzymujemy się na bardzo
krótko, bo wiatr daje się mocno we znaki.
Z grzbietu Pasma Klonowskiego
schodzimy zaplanowaną ścieżką. Cóż, gdyby tylko ona jakoś chciała
współpracować… gubi się co trochę, ale idziemy spokojnie na azymut. Kolega Ed
wprawdzie nie wierzy w to, że damy radę zejść do skraju lasu i na wszelki
wypadek samodzielnie szuka najlepszych, sobie tylko znanych ścieżek, ale i bez
niego docieramy tam, gdzie było zaplanowane. Przy okazji kilka ciekawostek mikologicznych,
takich już po sezonie i nie do zabierania do domu.
Po wyjściu z lasu okazuje
się, że pogoda diametralnie się zmieniła. Ktoś zabrał słońce i rozścielił
ciemne chmury na niebie. Pora wracać do domu. Zmęczyła nas trochę wędrówka, ale
warto było zdobyć się na tę odrobinę wysiłku.
Trasa liczyła 13 kilometrów.
Odcinek doliną nadaje się na rower. Leśna część trasy tylko pieszo. I lepiej
trzymać się szlaku, naszego skrótu nie polecam nikomu.
Zdjęcia – Edek i ja
Okolice, które musiałem sobie dwukrotnie odpuścić. Dwa lata temu, bo nie starczyło czasu, a w zeszłym roku, około 12-13 września, bo przyszło załamanie pogody. Już nawet miałem zaplanowane, gdzie zaparkować samochód. Będzie okazja powrócić. :-)
OdpowiedzUsuńA jakość drogi z Psar do Belna/Zagnańska, to będzie mi się śnić po nocach.
My w te okolice bardzo często zaglądamy. Korzystamy z malutkiego prywatnego parkingu Szkoły Wrażliwości w Kapkazach. Nasze ulubione trasy to ta, którą tu opisałam i trasa polna z Michniowa.
UsuńCo do drogi, to tym razem bardzo pozytywnie nas zaskoczyła świetna nawierzchnia drogi z Łącznej przez Zaskale.