Jeszcze w sobotę było słonecznie, wiosennie, aż tu nagle w nocy spadł śnieg. Zapewne przywiał go zimny, północny wiatr, który chciał nas zatrzymać w domu. Nie poddaliśmy się i wyruszyli na kwietniową trasę ze śniegiem i nieśmiałą wiosenną zielenią.
Tradycyjnie wystartowaliśmy z okolic leśniczówki Klepacze na
skraju Brodów Iłżeckich i pomaszerowali szlakiem rowerowym na północy wschód.
Wiatr wiał z północy i las chronił nas przed jego zaciekłymi atakami. Jedynie w
koronach drzew wdzieliśmy spore ożywienie. Przy ziemi było spokojnie.
Wypatrywaliśmy ważnego dla nas znaku. To strzałka na jodle
po lewej stronie naszej drogi kierująca w głąb lasu. Tak pani podleśniczy zaznaczyła wejście na drogę leśną
prowadzącą do Dębu Partyzantów. Gdybyście również chcieli dotrzeć do tego dębu,
wypatrujcie jaskrawo pomarańczowych strzałek na drzewach, które jak po sznurku
prowadzą do celu.
Dopiero teraz po dwóch nieudanych próbach, żmudnym błądzeniu
w lesie i dotarciu na miejsce z pomocą znaczników trasy zrozumiałam, jak dobrym
ukryciem była ta okolica dla mieszkańców Krynek w czasie 1 wojny światowej i
dla partyzantów podczas kolejnej – nikt, kto nie zna lasu, nie znajdzie sam
drogi.
Dąb nadal prezentuje się dostojnie, zyskał tabliczkę z
oznaczeniem pomnika przyrody i jeszcze jeden krzyż na wspomnienie odprawianych
tu nabożeństw z czasów wojny i współczesnych.
dąb ma ok. 350 lat (dla nas 358, bo 8 lat minęło od pierwszego spotkania 😉), ok 4,2 m obwodu i 29 m wysokości
Tymi samymi ścieżkami wróciliśmy do naszej trasy. Dziwne,
ale zawsze droga powrotna wydaje się krótsza od tej samej prowadzącej do celu.
Kolejny przystanek na trasie zwykle robimy w okolicy starej
leśniczówki Klepacze.
Tu obserwujemy piękne konie na pastwisku. Podchodzą do
nas, wesoło brykają, jeden nawet stanął dęba. Szkoda, że akurat tu mocno wieje
i nie możemy dłużej obserwować rumaków.
Dalsza wędrówka prowadzi do Maćka – starszego i nieco
potężniejszego dębu w obniżeniu terenu. Drogę do niego wskazuje drogowskaz, a
dawny punkt orientacyjny w postaci paśnika już zupełnie zniknął. Widocznie
zmurszał ze starości.
Przy Maćku robimy postój śniadaniowy. Zejście do niego
posypane śniegiem nikogo nie zachęca do potkania oko w oko z dębem. Obserwujemy
go z daleka i może dlatego nie wydaje się tak potężny, jak to jest w
rzeczywistości. A jest wyższy i grubszy niż Dąb Partyzantów.
Od dębu wędrujemy w kierunku szosy. Jak zwykle przekraczamy
rów, chociaż moglibyśmy pójść nieco dalej i wyjść na drogę bez problemu. Cóż,
jest rów, jest zabawa.
Marsz szosą solidnie daje stopom w kość. Wiatr dokucza na
skrzyżowaniach z leśnymi duktami – tam powstają zawirowania i wszystko kręci
się wokół nas. Przy drodze w okolicy leśniczówki Kutery zaliczamy spotkanie z
zimą i wiosną równocześnie.
Pora w końcu przejść na dobrze znaną i wygodną, choć nieco
błotnistą drogę na południe. I tu zaskakuje spotkanie świeżej zieleni młodych
listków ze śniegową pierzynką.
Na tej drodze dotyka mnie pomieszanie dróg i zamiast
maszerować prosto do leśniczówki kieruję grupę do wsi Budy Brodzkie. Dzięki
temu błędowi odwiedzamy trzeci pomnikowy Dąb Rębajły, przy którym
zatrzymujemy się na chwilkę.
Wypada dodać, że wszystkie trzy pomnikowe dęby są dębami bezszypułkowymi.
Teraz już ostatni, asfaltowy, odcinek trasy możemy wracać do domu.
Trasa liczyła 17 kilometrów. Jest prosta, odpowiednia na
rower. Problemy mogą się pojawić, kiedy oficjalnie zacznie funkcjonować
rezerwat „Zapadnie Doły” w okolicy Maćka (jest już ustanowiony). Myślę jednak, że ścieżka do niego
będzie nadal dostępna, również na terenie rezerwatu.
Jeśli ktoś woli niewielki spacer do Maćka i Dębu Partyzantów, może dojechać autem i skorzystać z jednego z dwóch parkingów przy szosie, a potem poszukać dębów - są świetnie oznakowane.
* J. Tuwim "Rzepka"
Zdjęcia mojego wyrobu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz