Środowy poranek był pochmurny, obawiałam się przelotnych
opadów deszczu. Odrzuciłam zaplanowaną trasę i zaproponowałam coś blisko i na
niewielkim dystansie. W efekcie otrzymaliśmy to, co w tytule.
Startujemy w pobliżu bliżyńskiego cmentarza i ruszamy na
południe zielonym szlakiem. Najpierw spotkanie z Kamienną. Trudno podejść do
brzegu, bo na zejściu stromy, no to rzut oka z mostu.
Dalej maszerujemy w stronę lasu. Ciągle pochmurno, ale robi
się coraz cieplej. Powietrze wilgotne, las odgłosami wywożenia ściętego drewna
zagłusza śpiew ptaków. Ciekawe, czy zostawiono im miejsca gniazdowania…
Dosyć szybko docieramy do skałek rezerwatu Piekło
Dalejowskie. Tyle razy już się spotykaliśmy, że właściwie ciężko wypatrzyć coś
nowego. No to kilka dziwacznych ujęć dla urozmaicenia.
Dalej maszerujemy połączonymi szlakami zielonym i czerwonym. Tu las już spokojny, prawdziwy, bez hałasu.
Spodziewamy się kałuż i problemów z pokonaniem strumyka na
szlaku, a tu niespodzianka – droga sucha, strumyk do przejścia po dużych
kamieniach. Jest łatwiej, niż się spodziewaliśmy.
I już okolice Bramy Piekielnej. Najpierw odrobinę buszujemy
wśród sąsiadujących z nią skałek. Zwykle się je pomija, bo brama jest
wystarczającą atrakcją. A przecież i one niebrzydkie.
Robimy też postój śniadaniowy, podczas którego zauważamy, że
już nie musimy się obawiać opadów deszczu. Wyjrzało słońce, robi się jeszcze
cieplej niż rano. W końcu przekraczamy pod skałą Bramy Piekielnej – znów nie
spadła, pobyt w piekle możemy uznać za udany.
Czerwonym szlakiem wracamy na miejsce startu i mety.
W okolicy Jastrzębi zaczyna nas męczyć marsz asfaltem.
Okolica ładna, ale stopy chętnie by sobie odpoczęły od twardego podłoża.
W tej sytuacji zupełnie spontanicznie ulegamy urokowi drogi
na wschód, która zaczyna się w pobliżu altany wypoczynkowej na szlaku.
Droga początkowo piękna, potem robi się ładna, a wreszcie
zanika. Wcale nam to nie przeszkadza – znajdują się inne drogi prowadzące w
odpowiednim kierunku i nimi docieramy do trasy zielonego szlaku w Wojtyniowie.
Zatrzymujemy się na chwilę przy rozlewiskach na skraju lasu,
podziwiamy kwitnące krzewy w ogrodach. Po prostu staramy się nie myśleć o narastającym
upale.
Wycieczkową pętelkę zamykają kolejne zdjęcia Kamiennej. Tym
razem rzeka w słońcu. Parafrazując znaną maksymę, mogę stwierdzić – nie da się
dwa razy sfotografować tej samej rzeki.
Podsumowanie.
Improwizowana trasa liczyła 10 kilometrów. Tym razem okazała
się nadzwyczaj łatwa i przyjemna. W okresie opadów deszczu niektóre jej
fragmenty bywają trudne do przebrnięcia. Dotyczy to odcinka szlaku zielonego na
podmokłym, bagnistym gruncie (widać to dokładnie na mapie). Tam się tym razem
nie zapuszczaliśmy.
Zdjęcia – Edek i ja
Dwa lata temu (sierpień/wrzesień 2023), idąc w kierunku rezerwatu Piekło Dalejowskie, mieliśmy gorzej, bo "prace leśne" były niemal przy samych skałkach i szlak był zamknięty... trzeba było kombinować.
OdpowiedzUsuńNam przyszło jedynie omijać szerokim łukiem wozy ładujące drewno. To nie było jakoś specjalnie trudne do wykonania. Jedynie przykre - tak ten las wywożą i wywożą, końca nie widać...
Usuń