wtorek, 22 lipca 2025

Na spotkanie z Jeleniem i Tanwią

Wyruszamy ze stacyjki kolejowej w Suściu.
Wypada więc najpierw przedstawić tę miejscowość. To wieś z kilkusetletnią historią. My ślady przeszłości znaleźliśmy w parku noszącym imię dumy Suśca – urodzonego tu w roku 1930 reżysera filmowego – Sylwestra Chęcińskiego. 
 
 
Znajdujemy tu i ślady wojennej historii okolicy.
 

Przed jednym z urzędowych budynków spotkamy zaś rzeźbę przedstawiającą najsłynniejszych bohaterów filmów Chęcińskiego – Kargula i Pawlaka. Wypada ich podpisać, bo, delikatnie mówiąc, nieco odbiegają swym wyglądem od filmowego pierwowzoru. 
 

Przechodzimy spacerkiem przez park i kierujemy się na wygodną, znakowaną na zielono, ścieżkę turystyczną. 
 

Doprowadza nas ona nad rzeczkę Jeleń, a właściwie niewielki staw na niej. Tu przechodzimy na szlak niebieski idący razem z żółtym.
 

Od razu ruszamy na trasę, ale z kronikarskiego obowiązku wypada dodać, że ta rzeka wypływa z pobliskiego stawu o nieoczekiwanej nazwie Morskie Oko. Po zakończeniu trasy znalazłam chwilę, żeby tam zajrzeć. Niech Jeleń ma udokumentowane pochodzenie.
 
z tego stawu wypływa Jeleń, jest tu niedaleko stary młyn, mocno zarośnięty
 
Ta rzeka jest naprawdę urocza – raczej płytka, z piaszczystym dnem i przezroczystą wodą. 
 


Czasem kryje się przed nami wśród drzew. Te zapewniają ochłodę w ciepły czerwcowy poranek. 
 

A i sam szlak jest bardzo dobrze znakowany, prowadzi przez suchy ładny las. Pojawiają się tu przyjemne dla oka skarpy. Sami rozumiecie – czujemy się jak w dobrze znanej okolicy Skarżyska.
 


Na trasie spotykamy sympatyczną turystkę z Lublina – Monikę, z którą pokonujemy wspólnie fragment szlaku do wodospadu na Jeleniu. Nie jest on bardzo wysoki – ot, ledwo coś ponad 1,5 metra. Ale jakie to urocze maleństwo! Jest największym wodospadem Roztocza i choćby z tego tytułu zasługuje na pełną szacunku uwagę. W dodatku woda przelewa się tu z miłym dla ucha łoskotem. Wodospad ma status pomnika przyrody nieożywionej.
 

W tym miejscu rozstajemy się z naszą nową znajomą. Mamy jednak prezent od niej w postaci zdjęcia całej grupy. Dziękujemy, Moniko.
 

Monika wędruje dalej szlakiem niebieskim aż do ujścia Jelenia do Tanwi. My zaś, bardziej niecierpliwi, skracamy drogę do tej rzeki wybierając ścieżki żółtego szlaku.
I wreszcie jest – brzeg Tanwi. Początkowo rzeka szeroka, spokojnie płynie. 
 

Na naszym brzegu pojawiają się pomosty, a w oddali słychać szum wody. 
 

Tak, zbliżamy się do najsłynniejszego miejsca – nasza trasa prowadzi tu, gdzie na Tanwi pojawiają się niewielkie kamienne progi, woda przepływa po nich z łoskotem, tworzy kaskady. Jest coraz głośniej, bo choć kaskady nie są wysokie, ale jest ich tyle, że wspólnie mocno hałasują. 
 

Idąc żółtym szlakiem poruszamy się z biegiem rzeki w pewnym oddaleniu od niej. Dlatego trzeba podchodzić bliżej lub się odwracać, żeby sfotografować „szumy”.
 


Widzimy pomosty na przeciwległym brzegu – tamtędy prowadzi szlak niebieski i czerwona ścieżka spacerowa. Zamierzamy przejść i tamtym brzegiem.
 
 
Najpierw jednak oddalamy się nieco od „szumów”, żeby podejść do ruin przedwojennej stanicy harcerskiej „Olbrychtówka” zbudowanej w roku 1938. Jak się nietrudno domyślić, wybuch wojny zakończył działalność stanicy, którą spalili Niemcy. To, co oglądamy to zapewne pozostałości tamy, która tworzyła nieduży zalew. 
 


Zatrzymujemy się i przy miejscu, gdzie z rąk niemieckich żołnierzy zgiął ostatni administrator stanicy, dwudziestodziewięcioletni Władysław Skroban. 
 
 
Wracamy w pobliże kładki, którą dopiero co przechodziliśmy przez Tanew. 
 


Tu szukamy zachwalanego przez przewodniki Źródełka Miłości. Wypicie wody z niego zapewnia podobno spełnienie marzeń. No, nie wiem… Na widok tej wody mam jedno marzenie – nie zatruć się po jej wypiciu. Czyli lepiej się wycofać. 
 
 
Omijamy źródełko szerokim łukiem i wracamy na brzeg rzeki. Teraz jesteśmy bliżej nurtu. 
 


Woda kaskadami zdaje się płynąć prosto na nas. Widok i odgłosy niezapomniane.
 


Stopniowo woda się uspokaja, brzeg staje się szerszy i bardziej trawiasty. Zdecydowanie rozstaliśmy się z „szumami”. Nawet trochę zazdroszczę tym, którzy teraz podchodzą do rzeki od strony parkingu, do którego my zmierzamy. 
 

Znajdujemy przyjemny skrót i z łatwością docieramy na parking, gdzie urządzamy krótki odpoczynek. Przy okazji warto zatrzymać się przy niewielkim pomniczku w miejscu, gdzie Józef Piłsudski przekroczył w roku 1901 granicę rosyjsko-austriacką. Do tego wydarzenia nawiązują też ustawione przy szlaku budki graniczne, które z powodu znalezienia skrótu ominęliśmy.
 

Rezygnujemy z dalszego poruszania się szlakiem niebieskim, zamierzamy iść znakowaną na zielono ścieżką spacerową. Może by się to udało, gdyby nie fakt, że początkowo od parkingu prowadzą równocześnie  znaki zielone i czerwone. Ani się człowiek obejrzał, a już przegapił ich rozejście się. Cóż więc robić? Sięgam po mapę, a tam widzę świetną drogę, która bez szlaku prowadzi w kierunku Suśca. Nią idziemy. 
 

I tak docieramy luksusowo na miejsce, gdzie byliśmy rano. Zamykamy wycieczkową pętelkę.
 

Trasa liczyła 12 kilometrów. Była bardzo ładna i nietrudna, choć niektórym wydawała się męcząca. Pełna trasa niebieskim szlakiem z Suśca do Suśca jest dłuższa o 5 kilometrów i zapewne też godna polecenia. Obie nadają się na rower, chociaż w okolicy „szumów” warto pojazd prowadzić, żeby nie tracić wrażeń. Jest też możliwy wariant najkrótszy – to ten z parkingu w Rebizantach. Ale to już nie wycieczka, a spacer. 
 
na zakończenie Tanew poza szlakiem
 
Zdjęcia mojego wyrobu

8 komentarzy:

  1. Spojrzałem w mapę, gdzie to, bo trasę zrobiliście piękną. Szkoda, że (dla mnie) to już trochę koniec świata. ;-) Jak dotąd najdalej byłem w Lublinie oraz okolicach i dobrze to wspominam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko jest względne. My tam nigdy nie jeździliśmy, bo wydawało się daleko, a w rzeczywistości od nas to bardzo blisko. Czasem warto zaryzykować. :)

      Usuń
    2. Mimo wszystko z Świętokrzyskiego ciut bliżej niż z Gdyni. ;-)

      Ale powoli zaczyna mi się układać pomysł na urlop w 2026. Kiedyś byłem w Lublinie i okolicach i czuję niedosyt.

      Usuń
    3. No to kombinujmy. Ja ostatnio się zastanawiam, jak daleko jest ze Świętokrzyskiego nad morze. Też jakby koniec świata, ale warto pomyśleć...

      Usuń
    4. Pociągiem, to pewnie z jedną przesiadką w Warszawie, lub Łodzi (Widzew, czy Kaliska). Od czasu remontów przyjemnie się jeździ.

      Samochodem, przez Piotrków i potem A1 całkiem przyjemnie (pomijając samą jazdę 74 z Kielc w raz z tirami), choć A1 w sezonie wakacyjnym i weekendy mocno się korkuje (ja sam preferuję wyjazdy i powroty w środku tygodnia).To jakieś 5-6h godzin spokojnej jazdy + przerwy.

      S7 może kusić, ale tam czasem jesień średniowiecza jeśli chodzi o kulturę na drodze.

      Usuń
    5. Dziękuję za informacje. Mam o czym myśleć. Z tym, że samochód odpada, bo go nie mam. Dopiero w czasie pandemii, kiedy właściwie padła komunikacja publiczna, zrozumiałam, że brak auta i prawa jazdy to poważne życiowe utrudnienie.

      Usuń
    6. Samochód ma swoje zalety, ale potrafi być kulą u nogi, choćby dlatego, że po wycieczce trzeba po nie wrócić i mieć w perspektywie powrót autem będąc zmęczonym (nie raz z tego powodu wybieram krótsze trasy, aby potem bezpiecznie prowadzić samochód). No i nie wszędzie się da nim zaparkować. Jako dojazd do punktu wypadowego na różne spacery jest dobry.

      Usuń
    7. Też widzę te problemy. Dlatego na odleglejsze wypady (jak choćby Sandomierz) wolimy wybrać się pociągiem, żeby i kierowcy mieli radość z wypadu, a w pociągu mogli odpocząć po wycieczce. Czasem jednak i pociąg potrafi mocno dokuczyć - podczas wyjazdu naszej grupy pod Warszawę złapaliśmy takie opóźnienie w drodze powrotnej, że koszmar. Ale minęło trochę czasu i już się o tym nie pamięta. :)

      Usuń