czwartek, 24 lipca 2025

Nad Sopotem i w okolicy

Na kolejne spotkanie z roztoczańskimi „szumami” wybraliśmy się nad rzekę Sopot (nie mylić z miastem o tej samej nazwie). 
 

Wysiedliśmy na przystanku kolejowym Nowiny i pomaszerowali na zachód przez wieś. Mapa podpowiadała, że powinniśmy przejść przez most w okolicy pozostałości dawnego młyna na Sopocie, żeby wejść na zielony szlak prowadzący w pobliżu tej rzeki.
 
pozostałość dawnego młyna w Osadzie Młyńskiej
 
przy tej kapliczce skręcamy w las
 
Postąpiliśmy zgodnie z zaleceniem mapy. Dzięki temu znaleźliśmy się w przyjemnym sosnowym lesie, gdzie z wysokiej piaszczystej skarpy widać było zakola Sopotu. Miałam wrażenie, że jestem nad Czarną w okolicach Janowa. 
 
 

Nieco dalej trafiliśmy na trudne do przebycia chaszcze zamiast ścieżki na szlaku. Przedarliśmy się. Potem brzeg się obniżył, a my znaleźliśmy się bliżej wody, żeby przejść na drugi brzeg rzeki i wyjść na szosę za wsią. 
 


Z szosy zeszliśmy znów do lasu, gdzie łączą się szlaki zielony i czerwony. Leśny odcinek doprowadza do porządnej szosy, która łączy Hamernię z Suścem. Ruch tu większy, ale nie zwracamy na niego uwagi, bo tuż przy szosie widać rozległy leśny parking i tablice informujące o rezerwacie Czartowe Pole, który był głównym celem naszej wyprawy. Utworzono go na terenie przełomu, jaki Sopot tworzy w tej okolicy. Przedziera się on przez teren prawie górski – brzegi rzeki są dzikie i strome, tworzą się na niej liczne kaskady i wodospady, które nie jest łatwo obserwować, bo zdarzają się tu trudno dostępne odcinki. Stąd też pewnie nazwa „Czartowe Pole”, bo tu jakoby tylko czarci urzędują. 
 

Mimo takich przestróg weszliśmy na teren rezerwatu, który oferuje różne ścieżki. Najpierw pomaszerowaliśmy ścieżką szlaku czerwonego wysoko nad poziomem wody. Widzieliśmy z góry rwący strumień, leżące w poprzek zwalone pnie drzew. 
 


Napotkaliśmy jeden dosyć przyjemy i obdarzony donośnym szumem wodospad. 
 

Przeszliśmy po mostkach na drugi brzeg Sopotu, gdzie mieliśmy do wyboru dolną i górną ścieżkę spacerową. Nietrudno się domyślić, że wybraliśmy dolną, ale tak naprawdę i na niej trzeba się było wspinać po drewnianych schodkach. 
 


Za to mieliśmy bliski kontakt z wodą. Trzeba było cały czas uważać, żeby nie był zbyt bliski, bo ścieżka wąska, nietrudno się poślizgnąć.
 



Przy ścieżce oglądaliśmy ruiny osiemnastowiecznej papierni Ordynacji Zamoyskich, która dostarczała w czasach swej świetności większość produkcji papieru całej Guberni Lubelskiej. Powódź i pożar pod koniec XIX wieku zniszczyły papiernię i teraz stanowi ona trwałą ruinę.
 

Nieco dalej na ścieżce spotkaliśmy spory monument w formie leżącego prostopadłościanu z trudną do rozszyfrowania płaskorzeźbą i datą. Okazało się, że to krzyż harcerski umieszczony przez harcerzy przebywających tu na obozie w roku 1936 (informacja z tablicy w rezerwacie).
 

Już po wyjściu z rezerwatu weszliśmy na niewielką polankę oddaloną nieco od szlaku. W centrum znajduje się sporych rozmiarów pomnik, który wystawili podchorążowie Szkoły Podchorążych Sanitarnych, którzy przebywali tu na letnich manewrach w roku 1931. Są tu też dwie symboliczne mogiły partyzantów z czasów 2 wojny światowej – jeden to „Miszka Tatar”, dowódca oddziału GL, drugim był żołnierz ZWZ – AK, „Korsarz” – Hieronim Miąc. 
 

Po krótkim postoju na polanie parkingowej wyruszyliśmy na spotkanie z powojenną historią okolicy. Przyszło nam wędrować ruchliwą szosą. Nie był to przyjemny odcinek, ale się go pokonało. Tu spotkaliśmy nie tylko auta. Prowadzi tędy bowiem popularny szlak rowerowy i napotykaliśmy duże grupy uczniów na wycieczkach rowerowych.
W końcu do naszej szosy dołączył czerwony szlak pieszy. Odeszliśmy nim w prawo, żeby poznać okrutną historię sowieckiego obozu dla żołnierzy AK, który powstał na tym terenie w latach powojennych. To Obóz w Błudku. Miejsce obozu – baraków, domu komendanta, strażnic upamiętniają tu kamienie ze stosownymi napisami. Gdyby pójść kilkaset metrów dalej w głąb lasu dotarlibyśmy do cmentarza, gdzie pochowano jeńców tego obozu. Nie szliśmy tam, bo koledzy prosili o niedługą trasę.   
 



Więźniowie obozu byli zmuszani do katorżniczej pracy w pobliskim kamieniołomie Nowiny. Wydobywano tu wapienie mioceńskie. Czytałam, że w roku 1945 oddział AK podjął próbę ich uwolnienia. Niestety, nieudaną. 
 

O istnieniu obozu przypominają drewniane konstrukcje jakby niewielkich baraków w kamieniołomie. 
 

Poza tym jest to miejsce przystosowane do zwiedzania – ma wystawioną wieżę widokową, zabezpieczone podejścia. To doskonałe miejsce na plenerową lekcję historii i geologii. Uczniowie jeden z wycieczek podczas postoju znaleźli w ścianach kamieniołomu trochę mioceńskich muszelek. Ja wypatrywałam ciekawe roślinki.
 


przelot pospolity 

My zaś pomaszerowaliśmy na koronę wyrobiska i dalej szlakiem w kierunku Nowin. Początkowo szliśmy lasem. 
 
posłonek rozesłany
 
Miałam też zaplanowane przejście porządną drogą wśród pól. I znów mapa nie oszukiwała – droga okazała się doskonała, z przyjemnymi polnymi widokami wczesnego lata. 
 
 


Jeszcze tylko należało dotrzeć do wsi i na przystanek kolejowy, gdzie kończyła się nasza trasa. Zostało sporo czasu do odjazdu pociągu, warto więc było sprawdzić, jak w terenie wygląda pokazywana na internetowej mapie ścieżka nad Sopotem prowadząca w kierunku zalewu na nim w Majdanie Sopockim. Wybrałyśmy się  z Basią na niewielki rekonesans. Nie udało nam się dotrzeć nad zalew, bo ścieżka stawała się coraz trudniejsza do przejścia. 
 

Sopot poza szlakiem
 
I tak zakończyła się nasza wycieczka nad Sopot. Trasa (zwłaszcza na terenie rezerwatu i nad rzeką) jest trudna do przebycia pieszo, ale da się to wykonać. Pozostałe odcinki nietrudne, dobre nawet na rower. Myślę, że zamiast jechać rowerem po wertepach, można poruszać się szosą, a przed wejściem na teren rezerwatu zostawić rower na parkingu. 
 

Zdjęcia mojego wyrobu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz