Na kolejne spotkanie z roztoczańskimi „szumami” wybraliśmy
się nad rzekę Sopot (nie mylić z miastem o tej samej nazwie).
Wysiedliśmy na
przystanku kolejowym Nowiny i pomaszerowali na zachód przez wieś. Mapa
podpowiadała, że powinniśmy przejść przez most w okolicy pozostałości dawnego młyna
na Sopocie, żeby wejść na zielony szlak prowadzący w pobliżu tej rzeki.
Postąpiliśmy zgodnie z zaleceniem mapy. Dzięki temu
znaleźliśmy się w przyjemnym sosnowym lesie, gdzie z wysokiej piaszczystej
skarpy widać było zakola Sopotu. Miałam wrażenie, że jestem nad Czarną w
okolicach Janowa.
Nieco dalej trafiliśmy na trudne do przebycia chaszcze
zamiast ścieżki na szlaku. Przedarliśmy się. Potem brzeg się obniżył, a my
znaleźliśmy się bliżej wody, żeby przejść na drugi brzeg rzeki i wyjść na szosę
za wsią.
Z szosy zeszliśmy znów do lasu, gdzie łączą się szlaki
zielony i czerwony. Leśny odcinek doprowadza do porządnej szosy, która łączy
Hamernię z Suścem. Ruch tu większy, ale nie zwracamy na niego uwagi, bo tuż
przy szosie widać rozległy leśny parking i tablice informujące o rezerwacie Czartowe
Pole, który był głównym celem naszej wyprawy. Utworzono go na terenie przełomu,
jaki Sopot tworzy w tej okolicy. Przedziera się on przez teren prawie górski –
brzegi rzeki są dzikie i strome, tworzą się na niej liczne kaskady i wodospady,
które nie jest łatwo obserwować, bo zdarzają się tu trudno dostępne odcinki.
Stąd też pewnie nazwa „Czartowe Pole”, bo tu jakoby tylko czarci urzędują.
Mimo takich przestróg weszliśmy na teren rezerwatu, który
oferuje różne ścieżki. Najpierw pomaszerowaliśmy ścieżką szlaku czerwonego
wysoko nad poziomem wody. Widzieliśmy z góry rwący strumień, leżące w poprzek
zwalone pnie drzew.
Napotkaliśmy jeden dosyć przyjemy i obdarzony donośnym
szumem wodospad.
Przeszliśmy po mostkach na drugi brzeg Sopotu, gdzie
mieliśmy do wyboru dolną i górną ścieżkę spacerową. Nietrudno się domyślić, że
wybraliśmy dolną, ale tak naprawdę i na niej trzeba się było wspinać po
drewnianych schodkach.
Za to mieliśmy bliski kontakt z wodą. Trzeba było cały
czas uważać, żeby nie był zbyt bliski, bo ścieżka wąska, nietrudno się
poślizgnąć.
Przy ścieżce oglądaliśmy ruiny osiemnastowiecznej papierni
Ordynacji Zamoyskich, która dostarczała w czasach swej świetności większość
produkcji papieru całej Guberni Lubelskiej. Powódź i pożar pod koniec XIX wieku
zniszczyły papiernię i teraz stanowi ona trwałą ruinę.
Nieco dalej na ścieżce spotkaliśmy spory monument w formie
leżącego prostopadłościanu z trudną do rozszyfrowania płaskorzeźbą i datą.
Okazało się, że to krzyż harcerski umieszczony przez harcerzy
przebywających tu na obozie w roku 1936 (informacja z tablicy w rezerwacie).
Już po wyjściu z rezerwatu weszliśmy na niewielką polankę
oddaloną nieco od szlaku. W centrum znajduje się sporych rozmiarów pomnik,
który wystawili podchorążowie Szkoły Podchorążych Sanitarnych, którzy
przebywali tu na letnich manewrach w roku 1931. Są tu też dwie symboliczne
mogiły partyzantów z czasów 2 wojny światowej – jeden to „Miszka Tatar”,
dowódca oddziału GL, drugim był żołnierz ZWZ – AK, „Korsarz” – Hieronim Miąc.
Po krótkim postoju na polanie parkingowej wyruszyliśmy na
spotkanie z powojenną historią okolicy. Przyszło nam wędrować ruchliwą szosą.
Nie był to przyjemny odcinek, ale się go pokonało. Tu spotkaliśmy nie tylko
auta. Prowadzi tędy bowiem popularny szlak rowerowy i napotykaliśmy duże grupy
uczniów na wycieczkach rowerowych.
W końcu do naszej szosy dołączył czerwony szlak pieszy.
Odeszliśmy nim w prawo, żeby poznać okrutną historię sowieckiego obozu dla
żołnierzy AK, który powstał na tym terenie w latach powojennych. To Obóz w
Błudku. Miejsce obozu – baraków, domu komendanta, strażnic upamiętniają tu
kamienie ze stosownymi napisami. Gdyby
pójść kilkaset metrów dalej w głąb lasu dotarlibyśmy do cmentarza, gdzie
pochowano jeńców tego obozu. Nie szliśmy tam, bo koledzy prosili o niedługą
trasę.
Więźniowie obozu byli zmuszani do katorżniczej pracy w
pobliskim kamieniołomie Nowiny. Wydobywano tu wapienie mioceńskie. Czytałam, że
w roku 1945 oddział AK podjął próbę ich uwolnienia. Niestety, nieudaną.
O istnieniu obozu przypominają drewniane konstrukcje jakby niewielkich baraków w kamieniołomie.
Poza tym jest to miejsce przystosowane do zwiedzania – ma
wystawioną wieżę widokową, zabezpieczone podejścia. To doskonałe miejsce na
plenerową lekcję historii i geologii. Uczniowie jeden z wycieczek podczas
postoju znaleźli w ścianach kamieniołomu trochę mioceńskich muszelek. Ja wypatrywałam ciekawe roślinki.
My zaś pomaszerowaliśmy na koronę wyrobiska i dalej szlakiem
w kierunku Nowin. Początkowo szliśmy lasem.
Miałam też zaplanowane przejście
porządną drogą wśród pól. I znów mapa nie oszukiwała – droga okazała się
doskonała, z przyjemnymi polnymi widokami wczesnego lata.
Jeszcze tylko należało dotrzeć do wsi i na przystanek
kolejowy, gdzie kończyła się nasza trasa. Zostało sporo czasu do odjazdu
pociągu, warto więc było sprawdzić, jak w terenie wygląda pokazywana na internetowej
mapie ścieżka nad Sopotem prowadząca w kierunku zalewu na nim w Majdanie
Sopockim. Wybrałyśmy się z Basią na niewielki
rekonesans. Nie udało nam się dotrzeć nad zalew, bo ścieżka stawała się coraz
trudniejsza do przejścia.
I tak zakończyła się nasza wycieczka nad Sopot. Trasa
(zwłaszcza na terenie rezerwatu i nad rzeką) jest trudna do przebycia pieszo,
ale da się to wykonać. Pozostałe odcinki nietrudne, dobre nawet na rower.
Myślę, że zamiast jechać rowerem po wertepach, można poruszać się szosą, a
przed wejściem na teren rezerwatu zostawić rower na parkingu.
Zdjęcia mojego wyrobu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz