poniedziałek, 1 grudnia 2025

Spacer we mgle

Na ostatnią niedzielę listopada zaplanowałam zupełnie inną trasę. Mój plan legł w gruzach, gdy rano okazało się, że świat spowiła mgła. W tej sytuacji bezpieczniej było wybrać się gdzieś niedaleko albo wcale. Zwyciężył pierwszy wariant. Dla mnie była to powtórka z trasy sprzed miesiąca, którą przeszłam sama w piękny,  choć wietrzny październikowy dzień. Tak, tak – wybraliśmy się teraz mała grupką nad zalew na Żarnówce w Mostkach (tu link do poprzedniej relacji dla porównania).
 

Jak widać na zdjęciu, okolice zalewu straciły barwy – wszystko zassała mgła. Nawet chmur na niebie nie było. Szliśmy we wszechobecnej szarości. 
 
 

Skręciliśmy wraz ze szlakiem zielonym w las. Z przykrością zauważyłam, że kolorowe jesienne liście straciły barwy i swoje miejsce na gałęziach drzew, wśród trawy prześwitywały resztki niedawnego śniegu. 
 
 
Zniknęły nawet liście dębu z kulkami galasówki dębianki. Ledwo gdzieś tam wypatrzyliśmy kilka ostatnich – nic, tylko z większości muszki już się wylęgły. Dotarliśmy do wsi Kaczka. 
 

Tym razem nie udało się sfotografować zalewu – po prostu stał się prawie niewidoczny we mgle. 
 

Koledzy nie widzieli nowych butów drewnianego pszczelarza w Starym Stawku, poszliśmy więc  przywitać się z nim. Wygląda na zadowolonego ze śniegowej posypki na kapeluszu. 
 

Wróciwszy na szlak pomaszerowaliśmy lasem. 
 


Znów wypadało zajrzeć nad rozlewiska Żarnówki, przyjrzeć się znajomym drzewom. 
 


Teraz jednak droga była nieco trudniejsza, bo musieliśmy pokonywać dorodne kałuże. 
 

Kolejne spotkanie z Żarnówką miało miejsce już w drodze powrotnej, po przejściu na szlak czerwony rowerowy. 
 


Pamiętając o miejscu, gdzie zostałam poprzednio zassana przez błotnisty teren, podeszłam ostrożnie do rzeki. Tym razem zauważyłam, że przez ostatni miesiąc bobry solidnie się tu napracowały. Za jakiś czas na pewno zbudują tu jakąś tamę albo przynajmniej żeremie. 
 


Wraz z rzeką zbliżaliśmy się do zalewu. 
 
 
Nadrzeczne łąki, takie malownicze w październiku, teraz ledwo przezierały we mgle. Żaden obłoczek nie płynął nad nimi. Niestety… 
 

Najbardziej zaskoczył nas zalew, który był ledwo widoczny. Szara monotonna toń zlewała się z niewidzialną linią horyzontu. I po zalewie. 
 

Jedynie niewielka jego część oddzielona mostem pontonowym dała się zauważyć – było blisko do słabo widocznego brzegu. 
 


Gdzieś daleko we mgle majaczyły dwa łabędzie i łódka z wędkarzami. Za daleko – obiektyw nie był w stanie ich zarejestrować. O widokach na przeciwległy brzeg zalewu można było tylko pomarzyć. 
 

Przed zakończeniem relacji zaprezentuję jeszcze dwa zdjęcia – jedno sprzed miesiąca, drugie z ostatniej wycieczki. I nie myślcie, że narzekam. Po prostu chcę pokazać różnicę w wyglądzie okolicy. 
 


A wycieczka we mgle wbrew pozorom była bardzo udana – było ciepło, częściowo ukryty świat stał się ciekawszy, a w towarzystwie czas mijał szybciej niż na samotnej wędrówce. 
 

Tym razem trasa liczyła 10 kilometrów, bo nie trzeba było dreptać na przystanek autobusowy. Mapka taka sama, jak miesiąc temu, to nie powtarzam.  
 
Zdjęcia – Edek i ja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz