czwartek, 18 sierpnia 2016

Bałtowskie impresje

Jeśli się spodziewacie spotkania z dinozaurami, to proszę. Jest jeden o imieniu Gerard, który stoi w centrum wsi.
Wystarczy? Nie? 

 pierwszy bałtowski dinozaur - allozaur Gerard

No to może spacer do Żydowskiego Jaru, gdzie uważny i obdarzony świetnym wzrokiem oraz bujną wyobraźnią obserwator zauważy kilka autentycznych śladów dinozaurów. U mnie widocznie ze wzrokiem średnio, bo odlew śladu bez trudu zauważyłam, ale już pozostałe …
W każdym razie Żydowski Jar jest miejscem, które warto odwiedzić. Zmienił się przez lata, bo dawniej, kiedy do niego zaglądaliśmy był po prostu wąwozem. Teraz mu dodano plastikowe dinozaury za mieszkańców, tablice informacyjne, poręcze, schodki. 

wejście do Żydowskiego Jaru 
 
Ale, jak już się przebrnie ten odcinek, można się znaleźć w prawdziwym wąwozie, przyjrzeć się jego ścianom, roślinności. Odbyć normalny spacer. 


 w głębi wąwozu

Po wyjściu z tego wąwozu przechodzimy ścieżką na skraju pól, której strzeże wyschnięty dąb i znów zagłębić się w wąwozie – ten jest mniejszy od poprzedniego, ale też przyjemny. 

samotny dąb na skraju lasu
 
I tak mija spokojnie pół godzinki. A my szukamy kolejnych atrakcji Bałtowa.
Spacerujemy ciekawą uliczką, od której mieszkańcy odwrócili się tyłem i na ulicę wychodzą „plecy” stodół.

ulica stodół
 
Z tej uliczki wchodzimy na teren Zespołu Szkół Rolniczych, gdzie duża tablica wskazuje drogę do pałacu Druckich-Lubeckich. Tablica wskazuje, a linka metalowa pod napięciem zagradza. Co robić? Pierwsza myśl – schylić się i przeleźć.
Tak zrobiliśmy i w ten sposób znaleźliśmy się na terenie niegdyś pięknego, a obecnie mocno zaniedbanego parku wokół klasycystycznego pałacu. Drzewa stare, bardzo stare. Jedne wyrosły potężnie, inne malowniczo próchnieją. Bez trudu da się zobaczyć wytyczone może nawet w 17. wieku alejki.
Tylko zobaczyć, bo nie przejść. Pod nogami tak zwane „miny”, czyli krowie odchody. W parku pasie się spokojnie stadko krów nieznanej, ale bardzo urodziwej, rasy.




w parku przy pałacu
 
Nie bacząc na przeszkody oglądamy (oczywiście z zewnątrz) pozostałości architektury. To przede wszystkim sam pałac. Jeszcze widać, jaki był piękny. Czytałam, że przeszedł w ręce dawnych właścicieli już dwa lata temu. Ale zmian na lepsze nie widać. 

fronton pałacu

jedna z bocznych ścian 


smutne detale
 
W pobliżu dwa niewielkie budynki z czerwonej cegły. Nie mam pojęcia, co to może być.

jeden z budynków w parku 

No i osiemnastowieczna kaplica zbudowana w pobliżu pałacu na miejscu dawnego kościoła (czytałam, że spłonął). Przez szparę w drzwiach widać pozostałości fresków. 

kaplica

"zapuszczam żurawia" 
 
opłakany stan fresków we wnętrzu  
 
Kierując się znakami niebieskiego szlaku turystycznego docieramy do bramy parku, z której dowiadujemy się, że byliśmy na terenie prywatnym z zakazem wstępu. Jak to dobrze, że nie zaczęliśmy zwiedzania od tej bramy, bo byłby dylemat – iść szlakiem, czy szanować zakaz.

 sprzeczność na parkowej bramie

Nie łamiemy sobie głowy nad tym problemem, tylko maszerujemy w stronę cmentarza i kościoła, bo wydają nam się ciekawe. Nie zawiodły. 
Cmentarz oryginalny, położony na zboczu wzgórza, kilkupoziomowy. Można wypatrzyć ciekawe nagrobki i rzeźby, niestety, większość w nie najlepszym stanie. Są tu i kaplice grobowe, a wśród nich kaplica Druckich-Lubeckich.


 stare nagrobki na bałtowskim cmentarzu 

figura Matki Bożej wieńcząca kaplicę grobową Druckich-Lubeckich

wnętrze kaplicy
 
Kościół parafialny pod wezwaniem Matki Boskiej Bolesnej oglądamy tylko z zewnątrz, bo zamknięty. Stary siedemnastowieczny kościół przebudowano i powiększono na początku 20. wieku.  


kościół p.w. Matki Boskiej Bolesnej w Bałtowie 

Dalszy spacer prowadzi w kierunku skałek, które widzieliśmy wcześniej z punktu widokowego. Łatwo się do nich dostać, a na górę prowadzi 50 schodków wykonanych ze starych podkładów kolejowych. Skałki mają ciekawe kształty, niewielkie szczeliny. 

 z daleka skałki wydaja się niedostępne 


z bliska przyjazne

Potem mamy możliwość zajrzeć do innych skalnych ciekawostek, ale głodni jesteśmy i zostawiamy je na inną okazję. Teraz tylko zauważmy spore wychodnie skalne (o, tych jest w Bałtowie pod dostatkiem).

 wychodnia skalna w poblizu Kamiennej 

i w centrum wsi

Nie ma się do czego w tym Bałtowie przyczepić. Nawet zjeść możemy w miejscu ładnym, spokojnym i w dodatku nad uroczym stawem z kaskadą. 

szum kaskady

rzeka Kamienna 
 
To może teraz do młyna? Czemu nie. Bałtowski młyn to zabytek pierwsza klasa. Został wystawiony na przełomie 19. i 20. wieku przez księcia Aleksandra Druckiego-Lubeckiego, działał do końca 2 wojny światowej. Zachowało się jego oryginalne wyposażenie (oczywiście unowocześniane i wymieniane z biegiem czasu), we wnętrzu pachnie mąką, jest sucho i ciepło. Ma się wrażenie, że maszyny za chwilę z hukiem ruszą.

 widok na elektrownię wodną i młyn

jaz spiętrzający wodę Kamiennej 

 młyn w Bałtowie



jego wyposażenie

Przed wyjazdem z Bałtowa zaglądamy do rezerwatu „Modrzewie”. Główną osią rezerwatu jest długi i szeroki wąwóz lessowy, którego dnem przebiega szosa. To nieco utrudnia spacer, bo ruch na tej szosie spory. 

 wąwóz w rezerwacie "Modrzewie"

Strome zbocza wąwozu porasta las mieszany z dorodnymi egzemplarzami modrzewi (podobno niektóre mają ponad 200 lat i są pomnikami przyrody). Korzenie modrzewi wystają nad naszymi głowami. 

korzenie modrzewia widoczne w ścianie wąwozu 

inny modrzew
 
Tyle udało nam się zobaczyć w Bałtowie podczas jednego kilkugodzinnego pobytu. Wiem, to nie wszystko. Zajrzymy tu znów kiedyś i wtedy sobie pooglądamy.

Zdjęcia – Andrzej, Edek, Janek i ja

5 komentarzy:

  1. Ja osobiście nie jestem fanką tych dinozaurowych atrakcji... Przepiękna ta miejscowość, oczarował mnie pałac, aż żal patrzeć że takie cudo jest w takim stanie :(
    Uwielbiam skałki, wąwozy. Są trochę przytłaczające, ale właśnie za to je lubię :)
    Choć jak wspominałam nie przepadam za tymi dinozaurami, z Bóg wie jakiego tworzywa, to zapewne nasza córka jak podrośnie to pojedzie tam na wycieczkę szkolną, bo co roku dzieciaki z naszej szkoły tam wyjeżdżają :)
    Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to dla dzieciaków hulaj dusza. Pamiętam jak moi tam szaleli. Choć i dla rodziców conieco się znajdzie, choćby ów młyn, czy muzeum geologiczne.

      Usuń
    2. Każdy choć raz zajrzał do dinozaurów, nie zaszkodzi wiedzieć, że są w okolicy i inne warte obejrzenia miejsca.
      I żeby tak ten pałac udało się uratować!
      A wąwozów jest więcej.

      Usuń
  2. Bałtów jakiego nie znałem no poza wąwozami (tymi zadinozaurzonymi) i młynem. Ten parkowo rozrywkowy znam. Generalnie sporo plastiku, kiczu i wyciągaczy szmalu, ale jak ktoś chce to i sporo wiedzy znajdzie.
    Z drugiej strony Wasz Bałtów zacniejszy, zdecydowanie bardziej od tego "jurajskiego".
    Jak pamiętam sprzed kilku lat ten dąb na szczycie wzniesienia nad wąwozami był żyw jeszcze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A my, stare wygi, zawsze chodziliśmy do szczytu wąwozu - i na dół ta samą droga. Dopiero teraz zauważyliśmy ciąg dalszy trasy. I dlatego nie znamy dębu z jego lepszych czasów.

      Usuń