środa, 25 września 2024

Spuścizna Johanna Friedricha Böttgera

Był to człowiek nietuzinkowy. Alchemik. Próbował wyprodukować złoto zamieniając w nie inne, nieszlachetne metale. Musiał uciekać przed swoimi mocodawcami, kiedy eksperymenty nie dawały pożądanego efektu. To jego nazywają twórcą europejskiej porcelany, udało mu się bowiem odkryć sekrety produkcji tego białego złota przez wieki skrywane przez prawdziwych wynalazców porcelany – Chińczyków. Pojawiają się głosy, że to raczej jego mentor, Tschirnhaus, odkrył tę tajemnicę, a Böttger jedynie kontynuował jego dzieło. Nie sprawdzimy tego, wypada cieszyć się tym, co jeden z nich wynalazł, a potem on i kolejne pokolenia twórców rozwijali i udoskonalali. 
 
 
Na spotkanie z białym złotem Böttgera wypada wybrać się do źródła, czyli Miśni, gdzie, jak wiemy, w zamku Albrechtsburg w roku 1710 powstała pierwsza manufaktura porcelany. Obecnie mieści się ona w kompleksie budynków przy Talstraße. Jeden z nich to budynek wystawowy, a w nim muzeum, sklep z porcelaną i sale, w których możemy podziwiać kunszt twórców kruchych i jakże cennych cacuszek. 
 
skopiowałam z internetu prezentację znaku towarowego miśnieńskiej porcelany, jest on malowany na spodzie każdego z produktów i na podstawie jego wyglądu można łatwo stwierdzić, kiedy został wyprodukowany; manufaktura posiada ogromny zbiór form, z których można wytwarzać wyroby identyczne jak oryginały, różni je tylko data powstania
 
Zacznijmy od poznania tajników powstawania porcelany. Wędrujemy z sali do sali. W każdej z nich spotykamy jednego rzemieślnika – artystę, który prezentuje kolejny etap prac. Od wytaczania na kole kształtu na przykład filiżanki, poprzez przyklejanie uszek, kwiatuszków i innych ozdób. 
 
 


Potem zapoznajemy się z techniką malowania. Najpierw malowanie podszkliwne, kiedy artystka cieniutkim pędzelkiem nanosi specjalny barwnik. Potem wyroby są pokrywane szkliwem i wypalane. Dla laika zaskakujące jest to, że widzi inny kolor nakładany, a inny po wypaleniu.
 

dłoń nie może drgnąć
 
artystka prezentuje talerz w trakcie malowania, w tle barwy wypalonego talerza
 

Innym wariantem jest malowanie naszkliwne, kiedy specjalnymi farbami pokrywa się wypalone naczynie. I po tym procesie następuje kolejne wypalanie.
 


ten porcelanowy kogut służy jako "wzornik" barwników stosowanych w manufakturze

Oczywiście nie wszystkie te metody były wymyślone i stosowane przez Böttgera. Pojawiały się stopniowo w miarę udoskonalania technologii.
Można się o tym przekonać podczas zwiedzania ekspozycji muzealnej. Spotykamy tu wyroby z tak zwanej kamionki Böttgera, będącej poprzedniczką porcelany.
 
wykonana z kamionki rzeźba "Śpiąca para wieśniaków" według projektu znanego rzeźbiarza Ernsta Barlacha powstała w XX wieku (jako ciekawostkę dodam, że można ją sobie zamówić w manufakturze za marne kilka tysięcy euro)
 
Poznajemy najsłynniejsze serie wyrobów, takich jak serwis z łabędziami, porcelanową menażerię, małpią orkiestrę czy porażające przepychem zastawy stołowe.
 
na pierwszym planie "Bolończyk" jedna z figur zwierzęcych naturalnej wielkości, jej projektantem był J.J. Kaendler w roku 1734, muzeum prezentuje figurę z roku 1920
 
figurki "Małpiej orkiestry" zaprojektowanej w roku 1765 przez J.J. Kaendlera i P. Reinicke (i tu wersja późniejsza, ale identyczna z oryginałem)
 
Przyznam, że zwiedzanie ekspozycji jest świetną zabawą. Człowiek szuka ciekawostek – porcelanowych obrazów, instrumentów muzycznych czy nawet biżuterii.
 
seria obrazków przedstawiających życie Chrystusa
 
groteskowa waza
 
jedna z trzech japońskich małpek
 
porcelanowe organy

zegary 

 itd...
 
A potem można zjechać windą wprost do sklepu, gdzie nadzwyczaj uprzejme i kompetentne sprzedawczynie chętnie pomagają, wyjaśniają i zapewne po cichu liczą, że klient wyjdzie zadowolony dźwigając porządnie zapakowane talerze czy filiżanki. 
 
serwis ze słynnym "cebulowym" wzorem
 



aktualna kolekcja

Mnie się trafiła nadzwyczajna opiekunka. Nie dość, że okazała się prawdziwą kopalnią wiedzy o porcelanie, to jeszcze mi wyjaśniła, że manufaktura produkuje własne wyroby szklane. Pokaz, oczywiście, też zaliczyłam.
 

Jak ustaliłam z moją przewodniczką, opuściłam sklep obładowana zdjęciami, którymi się tutaj dzielę. 
 

I teraz już zdecydowanie kończę relacje z wyprawy do Saksonii. Sporo ich było, bo i sam wyjazd obfitował w ciekawostki. Chętnie bym tam znów wróciła.
 
PS przewiduję jeszcze mały czeski suplement

Zdjęcia – Irena i ja

2 komentarze: