czwartek, 26 września 2024

Na spotkanie z Górą Dobrzeszowską i Sylwanem

Wyruszyliśmy z Dobrzeszowa. Szliśmy szosą na północ, po jej lewej stronie wyłaniała się z mgieł poranka nasza góra. 
 
ruszamy na trasę
 
nasz cel w oddali

I wszystko było by świetnie, gdybym się nie wygłupiła. Zaufałam mapie, która wskazywała przyjemne ścieżki na skraju lasu prowadzące na wschód. Nimi chciałam pójść dla wydłużenia trasy. Z tego wszystkiego jedynie to ostatnie mi się udało.
Już na początku ścieżka wydawała się dosyć mikra. To mnie nie zniechęciło. A szkoda, bo potem napotkaliśmy kolejne ostrzeżenie w postaci powalonej dorodnej topoli. 
 
pierwsze ostrzeżenie
 
Niby nic nadzwyczajnego, ale kiedy się okazało, że to bobry ją powaliły, należało się domyślić, że mogą być problemy z przebrnięciem rzeki przed nami. 
 
ważna informacja od bobrów
 
Faktycznie. Napotkaliśmy spore rozlewisko. Nawet malownicze ono było, ale i tak nie do przebrnięcia.
 
koniec nadziei
 
Rozsądek nakazywał się wycofać, ale kolegów niosła nadzieja na spotkanie z kładką. Kiedy się zorientowałam, dokąd zmierzają, musiałam zdusić w zarodku niesubordynację i wrócić do drogi.
W ten sposób dotarliśmy do szlaku i poszli nim w kierunku Dobrzeszowskiej. Najpierw jednak zatrzymaliśmy się na chwilę nad Łośną. 
 
Łośna
 
A dalej to już turystyczna rutyna, czyli spacer szlakiem skrajem lasu z widokiem na pola Dobrzeszowa i górę Dobrzeszowską.
 
jesienne pola Dobrzeszowa
 
 
Dobrzeszowska coraz bliżej
 
Kiedy wkroczyliśmy do lasu, stało się jasne, że zaczynamy zdobywanie szczytu zaliczanego do Korony Gór Świętokrzyskich. W lesie zauważaliśmy coraz więcej skałek, a i droga wznosiła się najpierw łagodnie, a potem bardziej stromo.
 


 
na podejściu

Zastanowiło nas tylko to, że tablica z oznakowaniem szczytu została umieszczona sporo przed jego osiągnięciem. 
 
cała w plamach światła
 
Na szczycie spędziliśmy sporo czasu rozglądając się między skałami, podziwiając prasłowiańskie wały kultowe, zajadając się czekoladą. 
 


Brak nam fachowej wiedzy archeologicznej, dlatego też wały kultowe potrafimy zidentyfikować, ale już poszukiwanie kamieni ofiarnych czy kamiennych steli wymagało sporo wyobraźni. Czy dobrze rozpoznaliśmy te obiekty, nie wiadomo. W każdym razie wyobraźnia pracowała, a same poszukiwania sprawiały nam sporą frajdę.
 

nasze poszukiwania nie naruszyły miejsca mocy, bo zdjęcia grupy udało się zrobić bez zakłóceń 
 

Po zejściu ze szczytu mogliśmy zacząć powrót do wsi, ale żal było opuszczać ładny las i wygodną drogę. Zaproponowałam przedłużenie trasy w nadziei, że znaczone na mapie leśne drogi tym razem nie zawiodą, bo nie było tam zaznaczonej żadnej rzeki. 
I rzeczywiście – drogi były raczej dobre, choć trafiliśmy na błotnisty odcinek. W lesie udało się znaleźć przyjemne miejsce na turystyczne śniadanie. Nie było źle, a nawet przyjemnie.
 

Leśne drogi doprowadziły zgodnie z planem do szosy na skraju jednej z części Dobrzeszowa. 
 
kapliczka na skraju lasu
 
Tu spotkaliśmy szlak rowerowy, który, jak wiemy z wycieczki sprzed dwóch lat (tu link), prowadzi do pomnikowego dębu – Sylwana. Znalezienie go nie jest niczym trudnym. Sam dąb wzbudził zachwyt tych, którzy go dopiero teraz poznali.
 

Pojawiły się też spekulacje, czy jest potężniejszy od spotkanego niedawno buka Kościuszki. Koledzy dokonali pomiaru obejmując pień. Okazało się, że Sylwana objęli bez problemu, a w przypadku Kościuszki zabrakło im kilku centymetrów do zamknięcia obwodu. Ale bo też pomnikowy buk jest jakieś 20 lat starszy od dębu. Stąd może wynikać różnica w obwodzie pnia. Wniosek – Sylwan jest szczuplejszy, ale i tak piękny. 
 
 

Co ciekawe, dwa lata temu blizna dębu, pochodząca jakoby od kuli carskiego żołnierza, była doskonale widoczna, a teraz zaczyna znikać zasłonięta wyrastającymi obok gałązkami niewielkiej lipy.
 

Od Sylwana wędrujemy na skraj lasu, a potem wychodzimy na łąki z widokiem na Dobrzeszów i okolice. Poranna rosa, która na początku wyprawy przemoczyła nam buty, już obeschła, przygrzewa słońce, przed nami rozległy widok, a wśród traw mnóstwo kań. Z tymi ostatnimi to jest tak – każdy wierzy, że to kanie, ale nikt ich nie zbiera, bo jednak pojawia się wątpliwość, czy to aby na pewno nie muchomor sromotnikowy.  
 


widoki w stronę Kuźniackiej Góry

Jeszcze tylko kawałek drogi przez wieś i możemy wracać do domu. 
 
pola Dobrzeszowa 
 
ostatnia prosta
 

W drodze powrotnej zatrzymujemy się na kilka minut w Strawczynie, w miejscu, gdzie stał dom, w którym urodził się Stefan Żeromski. Zaszły tu spore zmiany. Przede wszystkim można się tu bezpiecznie zatrzymać na wygodnym parkingu, którego dawniej brakowało. Poza tym w pobliżu makiety domu ustawiono ławeczkę – pomnik pisarza. Jej autorem jest znany kielecki rzeźbiarz, Sławomir Micek. Dodał on do postaci Żeromskiego także wyobrażenie szklanych domów oraz umieścił cytaty z jego dzieł.  Te ostatnie wybrała Kazimiera Zapałowa, wieloletnia kustosz Muzeum Lat Szkolnych Żeromskiego. 
 

I tym akcentem zakończyliśmy naszą wycieczkę.
 
mapka trasy
 
PS Tym razem Fafik nie wyszedł nam na spotkanie. Szkoda…
 
Zdjęcia – Edek i ja

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Jedna z koleżanek zatęskniła za tą trasą. No to wróciliśmy. Okazało się, że dla niektórych to była nowość. Też miło.

      Usuń