Po długiej przerwie postanowiłam ostrożnie wyruszyć z domu
na trasę. Miała być niedługa i nietrudna, żeby sprawdzać, czy już mogę chodzić.
W tej sytuacji potrzebny jest tak zwany pewniak, czyli dotarcie do domu znad
zalewu Bernatka na skraju miasta.
Poranek szary, pochmurny. Autobus zatrzymuje się w lesie, to
nad zalew nie zaglądamy. Ruszamy od razu
w lekko zimowy pejzaż.
na trasie
Na trasie właściwie nic nowego, to i zdjęć chyba nie ma
sensu robić. Ale koledzy zachęcają, żeby dostrzec i uwiecznić tę odrobinę śniegu
i szadzi, które chwilowo zagościły na drzewach.
Cóż, kiedy lasu nadal ubywa. Punkt postojowy na żółtym
szlaku to właściwie obraz nędzy i rozpaczy. Przy drodze nadal rosną sterty
drewna.
Postój robimy w pobliżu pomnika przy modrzewiu. Kto zagląda
na blog, ten wie z poprzednich relacji, że to miejsce upamiętnia przedwojennego leśnika, inżyniera
Łagosza.
Jakby w prezencie od niego otrzymujemy krótki przebłysk słońca, które
ożywia las i ośnieżoną drogę.
Wędrujemy dalej w dobrych humorach, ale ostrożnie, bo droga
śliska. Trzeba uważać.
I w końcu wychodzimy na most nad drogą szybkiego ruchu.
Co
tam ten ruch drogowy, kiedy na niebo wyjrzało
słońce! Nawet ostry wiatr nie przeszkadza, bo zima pcha się w obiektyw. W tej
sytuacji kilka zimowych fotek:
Za szosą przechodzimy przez wieś i maszerujemy żółtym
szlakiem.
Las i tu niebrzydki, ale słońce znów za chmurami, to i zdjęć nie
robiłam. Ot, tylko malutkie drobiażdżki.
Trasę kończymy na moich codziennych ścieżkach, które czasem
nie są łatwe do przejścia.
Na zakończenie spotkanie z bałwankiem i pora do domu.
Wklejam mapkę trasy, chociaż była już publikowana przy
okazji poprzedniej wycieczki zimą nieco ponad rok temu. Tym razem przeszliśmy
13 kilometrów, już w południe byłam w domu. Stopa wytrzymała wysiłek, czyli
trasa nienowa, ale na szczęście nietrudna. Pewnie jeszcze nie raz ją
powtórzymy.
Zdjęcia tym razem
tylko mojego wyrobu
Fajne leśne klimaty... powierzchni lasów przybywa z roku na rok,trwa normalna gospodarka leśna pod nadzorem fachowców i dziwi mnie załamywanie rąk przez niektórych...
OdpowiedzUsuńRozumiem Twój komentarz jako sarkazm, bo z obserwacji znam te przybywające powierzchnie leśne i obserwuję wciąż nowe drzewa z czerwonymi znaczkami - do wycięcia. Fakt, ich miejsce zajmują sosnowe młodniki, które za marnych kilkadziesiąt lat już znów będą lasami do wycinki. Prace leśne trwają nawet w niedzielę, czego wczoraj byliśmy świadkami.
UsuńPiękna, subtelna, nienachalna zima :) Podobna jest i w mojej okolicy. Dziękuję za urokliwe zdjęcia, Aniu.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Ewo. Dziś znów tropiliśmy zimę w świętokrzyskich lasach - śniegu mniej, ale mróz jeszcze się trzyma.
Usuń