środa, 19 listopada 2025

Garść ciekawostek z osiedla Księży Młyn

Wiedziałam, że bardzo chcę zwiedzić to osiedle. Plan miałam całkiem dobry. Niestety – pogoda od samego rana psuła się systematycznie i w końcu zmusiła mnie do odwrotu. 
Mój spacer po tym osiedlu zaczęłam w miejscu, gdzie znajduje się pałacyk jego założyciela – Karola Scheiblera. 
 

W drugiej połowie XIX wieku ów przemysłowiec nabył tereny dawnej (z XV wieku) osady młyńskiej, w której jeden z młynów należał do miejscowego proboszcza, co dało późniejszą nazwę całej okolicy. Scheibler miał wielkie plany dotyczące tych terenów. Zaczął od wybudowania niezbyt wykwintnej własnej siedziby, o której reprezentacyjny wygląd zadbała dopiero wdowa po nim. 
 

Obecnie w tym pałacu mieści się Muzeum Kinematografii. Można też oglądać mające robić wrażenie na gościach salony pani Scheiblerowej. 
 
 

kilka przykładów ekspozycji filmowej we wnętrzu muzeum
 

kot Filemon i eksponaty z filmu "Kingsajz" przed muzeum
 

Z jednego z wcześniejszych wpisów możecie pamiętać, że teren przed pałacykiem to dwa wspaniałe parki – Źródliska I i II. I one były częścią kompleksu należącego do Scheiblera. 
 

Po przejściu za parkowe ogrodzenie możecie się znaleźć w kolejnym miejscu – to osiedle robotnicze, zbudowane dla pracowników zakładów Scheiblera. 
 
 
Poziom życia, jaki oferowało swoim mieszkańcom, może zaskoczyć każdego, kto zna warunki życia robotników choćby z lektury „Ziemi obiecanej”. Oprócz murowanych domów wielorodzinnych i komórek na węgiel czy zapasy zajdziemy tu szkołę, sklepy, remizę strażacką, bocznicę kolejową, ba nawet szpital.
 



Znalazłam w sieci informację, że projektantem tego osiedla był  jeden z najlepszych łódzkich architektów – Hilary Majewski. Nikt więc nie może powiedzieć, że fabrykant rzucił robotnikom byle ochłap. 
 

Ostatnio osiedle zostało odrestaurowane, w dawnych famułach (tak nazywano domy robotnicze) mieszkają lokatorzy, w niektórych mieszczą się instytucje kultury, w konsumach zaś restauracje. 
 

Czasem się tylko słyszy, że to osiedle nie jest bardzo popularne.  Rzeczywiście nie ma tu takich tłumów jak w Manufakturze. Wymyślono więc zabawny sposób na jego spopularyzowanie. To tak zwany „Koci szlak”, czyli możliwość przejścia uliczkami Księżego Młyna w poszukiwaniu niewielkich kotków autorstwa kieleckiego rzeźbiarza, Sławomira Micka. Nietrudno się domyślić, że podjęłam to wyzwanie. Koty symbolizują zajęcia mieszkańców osiedla, ich prostą codzienność. Odnalezienie wszystkich nie jest łatwe – musiałam korzystać z uprzejmej pomocy mieszkańców, a jednego kota nie uda się znaleźć, bo ktoś go ukradł. 
 
bocznicy kolejowej pilnuje Kot Kolejowy
 
w pobliżu dawnej szkoły Kot Szkolny

parapet jednej z famuł zamieszkują Koty Familijne
 
na placyku przy komórkach gospodarczych planuje przyszłe psoty Kot Komórkowy

Kot przy Pompie chłepce wodę z miseczki

porządku na osiedlu pilnuje Kot Stróżujący
  
Kiedy tak już przejdziemy przez osiedle robotnicze, znajdziemy się na terenie fabrycznym. Trzeba przyznać, że jest bardzo rozległy. Tworzyły go  przędzalnia, farbiarnia, magazyny i nie wiem, co jeszcze. Część tych budynków jest odrestaurowana – mieszczą się tam lokale mieszkalne, restauracje, sklepy. 
 



Cześć pozostaje nieodnowiona. 
 

W czasach, gdy fabryka pracowała pełną parą, właściciel chciał mieć ją „na oku”. Stąd też jego willa znajdowała się w pobliżu, a dom, a raczej pałac, który wybudował dla córki z rodziną, jest zlokalizowany po drugiej stronie ulicy Przędzalnianej. Nie zapominajmy, że mąż owej córki – Edward Herbst był dyrektorem, a po śmierci teścia jednym ze współwłaścicieli jego zakładów. Z okien rezydencji czy z eleganckiego ogrodu wokół niej widać zabudowania fabryczne.
 

Obecnie w owym pałacu mieści się Muzeum Pałac Herbsta, oddział Muzeum Sztuki. Nie opisuję moich wrażeń ze zwiedzania fabrykanckich pałaców w Łodzi, bo każdy o nich pisze, ale bez zawstydzenia przyznam, że ten pałac wywarł na mnie największe wrażenie. Imponuje rozmachem, pięknymi wnętrzami, piecami, umeblowaniem i witrażami. Nie bez znaczenia jest też malutki drobiazg – urocze secesyjne wyposażenie tak zwanego panieńskiego pokoju i piękne okazy szkła francuskiego mistrza Emila Gallé. 
 


 
Zanim pogoda tego dnia kompletnie się popsuła, zdążyłam pospacerować jeszcze w ogrodzie wokół pałacu Herbsta. 
 



Nie zaglądałam do pałacowej wozowni i stajni, bo deszcz nadciągał. 
 

Skryłam się przed nim w zacisznej restauracji zajmującej budynek niegdysiejszego browaru na Księżym Młynie. Mam jeszcze do obejrzenia ekspozycję Muzeum Księży Młyn. Po prostu powinnam zajrzeć do Łodzi jeszcze raz. 
Żeby jednak nie kończyć wpisu informacjami o tym, jakie mam manko turystyczne w Łodzi, zaprezentuję jedno skromne miejsce – staw za ogrodzeniem pałacu Herbsta, gdzie czekałam na godzinę otwarcia pałacu dla zwiedzających. Myślę, że to przyjemne miejsce spacerów dawnych i  obecnych mieszkańców osiedla. Teraz jednak jest tu pewnie dużo spokojniej niż dawniej, gdy fabryka Scheiblera pracowała i hałasowała pełną parą. 
 
po jednej stronie ulicy staw
 
po drugiej - fabryka
 
Tym wpisem kończę moje opowieści o wycieczce do Łodzi. Resztę wspomnień zostawiam dla siebie. 
 
Zdjęcia nadal tylko mojego autorstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz