niedziela, 2 lutego 2014

Ciąg dalszy nastąpił

Pamiętacie? Tydzień temu podjęliśmy decyzję o zmianie trasy i w Kleszczynach poszliśmy w kierunku domu. A w planach był inny ciąg dalszy. Jaki? Teraz się dowiemy, bo nastąpił on dzisiaj.
Mądry Polak po szkodzie – tym razem nie szliśmy pieszo do Kleszczyn, podjechaliśmy busem. A cóż za luksusowy pojazd! Ciepło tam, wesoło, ale trasa okrężna, więc długo się jedzie.
Tymczasem gdzieś tam w lesie dwójka narciarzy przeciera szlak i dąży nam na spotkanie. Mimo opóźnienia udało się w końcu spotkać z tymi, którzy w iście olimpijskim stylu szusowali przez las. A spotkanie uwiecznione przez tłum fotografów było wprawdzie krótkie, ale ilość wymienionych informacji pobiła na głowę wyszukiwarkę Google i inne techniczne duperele.

 udane spotkanie

Potem już tylko marsz i podziwianie śnieżnych widoków. Dużym ułatwieniem okazały się nakładki antypoślizgowe na buty, w które co bardziej przewidujący się zaopatrzyli, bo droga tym razem śliska była. Czegoś jednak nie rozumiem. Wszyscy spokojnie zakładali swoje nakładki, a mnie ubierało pół grupy. Czy ja jaka wybrakowana jestem, czy te moje nakładki za małe? Podejrzewam to pierwsze. Nie potrafię ustać na jednej nodze bez oparcia dłużej niż kilka sekund.

 zimowy las

Dotarliśmy w końcu do gajówki Opal, którą odwiedzamy raczej często, ale dawno tu nie byliśmy zimą, więc było warto zajrzeć. 

 kapliczka przy gajówce Opal

Z gajówki pomaszerowaliśmy nową (znów) drogą. Ta prowadziła do granicy Michniowa. O, solidna robota! Asfalt porządnie zakryty dobrze ubitym śniegiem, trochę pod górę, trochę w dół, nudno nie było. Dodatkową „atrakcją” okazał się deszczyk, który prawie nas zniechęcił do dalszego marszu. Przy śniadaniu (tym razem w bezpiecznym oddaleniu od drogi) zdecydowaliśmy, że w Michniowie kończymy marsz, żeby nie moknąć. I na to tylko deszcz czekał. Zaraz przestał padać. To my po cichutku, nic nikomu nie mówiąc poszliśmy dalej planowaną trasą.  

 pień sosny - pomnika przyrody przy nowej drodze

Ten odcinek trasy bardzo mi się podoba. Przedzieraliśmy się brzegiem lasu, a potem polami po bezdrożach. To znaczy, droga tam jakaś była, ale śnieg ją całkowicie przysypał i mieliśmy 25 minut niezłej przeprawy. Dodatkowo uatrakcyjniał ją kolega Janek, człowiek raczej wysoki, który torował drogę. Czasem musiałam robić szpagat, żeby się „wyrobić” między dwoma jego śladami i nie wpaść po kolana w śnieg. 

 na skraju lasu

I takim oto sposobem dotarliśmy do Krzyżki. Tu stałym punktem programu jest oglądanie domu znanego artysty ludowego – Adama Zegadły. Pan Zegadło już nie żyje, ale ozdoby na ścianach domostwa ciągle o nim przypominają. Zaś nasz nieoceniony Edward wspomina swoje spotkanie z artystą przed laty. 

dom Adama Zegadły

 artysta - zdjęcie zrobione pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku
 
Za Krzyżką zmierzamy wzdłuż torów do Berezowa, gdzie czeka na nas największa atrakcja trasy – stary młyn w Jędrowie. Jest to jeden z dwóch zachowanych młynów wodnych nad Kamionką. Dotychczas popadał stopniowo w ruinę, ale niedawno został kupiony przez ludzi, którzy chcą przywrócić mu dawną świetność. Już teraz da się zauważyć efekty naprawy dachów, niedługo młyn będzie jeszcze piękniejszy, więc warto było tu zajrzeć, żeby uwiecznić stan obecny. Wypatrzyliśmy część urządzeń, które widać na zewnątrz. Co ciekawe, koła wodnego nie można obejrzeć, bo znajduje się ono pod młynem. 
Na pewno tu jeszcze kiedyś wpadniemy, żeby ocenić postęp robót.

 młyn w Jędrowie

pozostałości dawnego wału napędowego turbiny

Kamionka przy młynie

znajdujący się w pobliżu młyna stary krzyż z ciekawą historią


dworek obok młyna

I tym akcentem kończę moje sprawozdanie, bo gdybym miała coś jeszcze dodać, to by to były same złośliwe uwagi na temat „odśnieżenia” chodników w Suchedniowie. Nic nas dziś tak nie zmęczyło jak mały spacerek po tej miejscowości.

Zdjęcia - Edek i ja

2 komentarze:

  1. Niestety tekst uciekł... i nie wiem? czy uda mi się napisać drugi równie "mądry".
    Miło było spotkać włóczęgów w licznym odmienionym lekko składzie. My natomiast dotarliśmy do Rejowa szusując przez nieprzetarte i zatarasowane oblodzonymi drzewami trasy. Warto przypomnieć ,że wśród wczorajszych piechurów jest też kilku narciarzy śladowych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że piszesz o narciarzach śladowych, bo ja nie bardzo rozróżniam takie niuanse sportowe. Ale człowiek zawsze chętnie się czegoś nowego dowie i nauczy.

    OdpowiedzUsuń