Planowałam po cichu to przejście od
jakiegoś miesiąca i ciągłe się nie mogłam zdecydować, aż tu nagle – SMS od
kolegi Edwarda z informacją o trasie na środę – moja trasa! Ale dobrze się
stało, ambitne to było przedsięwzięcie, sporo błądzenia po lesie i lepiej, że
prowadził stary wyga, ja jestem jeszcze za cienka w uszach na takie
eksperymenty turystyczne. Zwłaszcza, że już na starcie sie nie popisałam - kupiłam bilet do
Stąporkowa zamiast do Płaczkowa. Na
szczęście kierowca nie zmuszał mnie do odbycia całej podróży i pozwolił wysiąść
z grupą.
W Płaczkowie skręciliśmy do lasu i
maszerowali ścieżkami nad Kamienną. Czasem się do niej zbliżaliśmy, żeby zrobić
parę zdjęć, czasem ścieżka oddalała nas od rzeki. W dali warczały piły, czuć
było zapach żywicy – ścinka drzew szła pełna parą.
W Gilowie oglądamy pozostałość po
nieistniejącym już drewnianym młynie. Nie był on napędzany kołem wodnym, lecz nowoczesną
turbiną. Zachowały się jedynie resztki murowanej budowli, w której mieściła się
motorownia. Jej silnik spalinowy o mocy 25 KM napędzał młyn w przypadku
niskiego stanu wody.
Kamienna w Gilowie
zrujnowany przelew obok młyna
motorownia i jej wnętrze (nie wchodziliśmy do środka - bez obaw, to zdjęcie zrobiono przez okno)
Na drodze spotykamy sympatyczną
panią O., dla której historia młyna, to historia jej rodziny. Boleje nad stanem
obecnym tego miejsca. Od niej też dowiadujemy się, że oryginalna przedwojenna
willa na wzgórzu, która zwróciła naszą uwagę, to letnia rezydencja dawnego
właściciela tych terenów Aleksandra Smolińskiego. Pani O. ma mnóstwo pamiątek
związanych z historią młyna, zdjęć z czasów jego świetności, chętnie i ciekawie
opowiada o losach rodziny. Jak by to było dobrze, gdyby i to miejsce zyskało
taką szansę odbudowy, jak młyn w Jędrowie!
Niestety, musimy iść dalej. Mamy
zamiar znaleźć kamieniołom w Henrykowie, który znajduje się gdzieś tam w lesie.
No i na zamiarze cała sprawa się kończy. Zimą nie jest łatwo znaleźć cokolwiek
w lesie, śnieg nie jest wprawdzie głęboki, ale ścieżki musimy sobie sami
przedeptywać, napotkane ślady zachęcają do obrania innego kierunku niż
planowany i w rezultacie lądujemy w zakolu Kamiennej. Akurat ten odcinek
wygląda na zamarznięty, ale przecież zaczyna się właśnie odwilż. Co robić?
Słuchać szefa, który mężnie wkracza na lód i spokojnie przechodzi na drugi
brzeg. Nas też namawia, ale dobrze mu mówić, przecież jest najlżejszy z nas. W
końcu ulegliśmy namowom i wszyscy suchą nogą przeszli na drugi brzeg.
to nie spacer po śniegu lecz przeprawa przez zamarznięta Kamienną
A tam już zalew w Bliżynie i
dzieciaki na łyżwach śmigają po nim. To może jednak nie było się czego
bać? Z Bliżyna wędrujemy porządną leśną
drogą a potem znów bezdrożami, po raz kolejny pokonujemy rzekę – tym razem po
kładce.
kładka niezła, ale brak poręczy
Napotykamy też ciekawy mostek
kolejowy. Zastąpił on dawny most zniszczony podczas powodzi kilka lat temu.
Przy okazji wybudowano tu imponujące kaskady spowalniające ewentualny bieg
wody, który niszczył znajdujące się poniżej zabudowania. Jak widać na poniższym
obrazku, woda teraz tędy nie płynie.
cud techniki hydrologicznej
My zaś docieramy do Bugaju i
postanawiamy zakończyć przygodę ze śniegiem pod stopami.
Zdjęcia - Edek i ja
Młyn mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńTeraz jest dobrze widoczny, bo liście nie zasłaniają, ale latem też może być ciekawy.
UsuńWstyd się przyznać, ale wędrujemy po tych terenach kopę lat, a ten młyn dopiero pierwszy raz widzieliśmy dzisiaj.
Fajna trasa... sporo nowości.
OdpowiedzUsuńTrasa miała jeszcze jedną zaskakującą niespodziankę - po przejściu 12 km mieliśmy dość i zdobyliśmy się jedynie na wysiłek dotarcia do przystanku. Tak śnieg potrafi turystę wykończyć.
OdpowiedzUsuńPani O
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Panią Anię, dziękuję za zdjęcia zapraszam ponownie wiosną na konwalie.
Dziękuję za zaproszenie; właśnie wczoraj na wycieczce rozmawialiśmy, że musimy w te strony jeszcze zajrzeć przy wiosennej lub letniej pogodzie.
Usuń