poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Perfekcyjnie zaplanowana wycieczka w niełatwym terenie

Niektórzy miewają czasem „pod górkę”. I to nie z własnej winy.
Wyobraźcie sobie, że wymyśliliście fajną wycieczkę, w rzadko uczęszczanym terenie, wszystko zaplanowane co do minuty. I na peronie słyszycie komunikat, że wasz pociąg ma mieć 20 minut opóźnienia, które może ulec zmianie. Jak może, to czemu nie? Zrobiło się pół godziny.
Mimo wszystko wyruszacie na trasę. My tak zrobiliśmy.
Pierwszy punkt programu – zwiedzanie rezerwatu Sufraganiec – zrealizowaliśmy z przyjemnością. W lesie wydawało się niezbyt gorąco, strumyk Sufragańczyk malowniczy, chociaż wody to on nie miał specjalnie dużo. Nie wszystkie zdjęcia się udały, bo strumyk płynie w wąwozie i trochę czasem za ciemno było.

stary buk w rezerwacie





Sufragańczyk w rezerwacie 
 
Potem zgodnie z planem ruszamy ścieżkami leśnymi przy torach kolejowych. Jest fajnie, ale nie łatwo. Często trzeba omijać sporych rozmiarów kałuże. Lekko podrapani przez chaszcze docieramy do miejsca, gdzie już i ścieżka jakoś przestaje istnieć. Przechodzimy na drugą stronę torów. 


lekko nie było


przepusty pod torami kolejowymi

w kąciku przyrodniczym różne etapy dojrzewania galasów na jednym liściu dębu  
 
Tu ścieżka jak malowanie. Do czasu. Okolica spodobała się bobrom i musimy szukać innej drogi.




 rozlewisko przy torach między Kostomłotami a Tumlinem

Co by tu upolować?

kaczki upolował
 
u mnie zamiast bobrów - rusałka admirał
 
To znów przełazimy przez tory. I w końcu udaje nam się dotrzeć do szlaku czerwonego w okolicach Tumlina. 

tym razem most kolejowy
 
Ten odcinek szlaku to prawdziwa ścieżka spacerowa – szeroka droga, stare drzewa przy niej, tempo można rozwinąć większe.

luksusowy odcinek szlaku czerwonego

odcinek zwyczajny (trochę padało) 

meandry Sufragańca przy szlaku
 
I znów niespodzianka! Z gatunku mocno nieprzyjemnych. Przy szlaku trwa wycinka drzew. Powalone pnie lądują na ścieżce i tam sobie beztrosko leżą. A co? Turysta ma być sprawny. Przelizie przez przeszkody.

niegdysiejszy spokojny punkt wypoczynku dla turystów zamieniony w składnicę drewna 
 
Przeleźlim. W nagrodę zdobyliśmy szczyt Sosnowicy (był w planie) i ruszyliśmy na poszukiwania kolejnego punktu programu – krzyża partyzanckiego.
No, ścieżkę leśną mieliśmy przepiękną. Szeroka, wygodna, z górki. Do czasu aż się zrobiło pod górkę. I to pokonaliśmy, bo potem znów było z góry. Ale ścieżki leśne często mają to do siebie, że z niewiadomych powodów znikają. Nasza wykręciła nam taki numer. 

las bukowy na północ od Sosnowicy

 stary pień
 
Koledzy jednak poradzili sobie z tymi niedogodnościami (oczywiści z pomocą mapy i kompasu). Ja szłam ostania, więc otrzymywałam polecenia od kierownika: „odbij w prawo”, albo inne takie.
Krzyż partyzancki oczywiście koledzy znaleźli. 

 skromny krzyż przy leśnej drodze (nie znalazłam żadnych informacji na jego temat)

Ostatni odcinek trasy nie jest uwieczniony na zdjęciach, bo musieliśmy ostro (nawet bardzo ostro) podkręcić tempo, żeby zdążyć na pociąg. W gruncie rzeczy kolej powinna specjalnie dla nas opóźnić o pół godziny pociąg, na który tak gnaliśmy, bo to z ich winy zabrakło nam tamtego porannego czasu.
Pociąg tak czy siak wjechał punktualnie na stację w Zagnańsku. I właściwie był jakąś minutę po naszym wpadnięciu na peron.
Wycieczka nie była długa (ok. 16 km), ale pełna zaskakujących zwrotów akcji, pułapek terenowych i wrażeń. I, co nie bez znaczenia, zrealizowaliśmy cały plan założony przez kierownika.

Zdjęcia – Andrzej, Edek, Janek i ja

8 komentarzy:

  1. Dużo się działo... fajna relacja i foty - dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem - taka miała być spokojna spacerowa trasa, a wyszła wyprawa z przeszkodami terenowymi. Ale mimo wszystko było fajnie.

      Usuń
  2. Brawo. Fajne tereny, nie raz już spotkałem się ze znikającymi ścieżkami, w sumie pieszo nie ma większych problemów z no chyba że ekipa nazbyt zmęczona, ale przy eskapadzie rowerowej... klęska, bo nie zawsze da się rowery przenieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, chociaż raz piechur ma przewagę nad rowerem! Ścieżki zmieniamy jak rękawiczki. ;)

      Usuń
  3. Te meandry wyglądają fenomenalnie :)
    My zawsze mamy ze sobą stuptuty na wypadek błota :)
    Taką wycieczkę z przygodami zawsze najlepiej się zapamiętuje.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście - błotne eskapady dobrze pamiętamy. Ta była łagodna. Ale i tak warta zapamiętania.

      Usuń
  4. Witam ciepło :)
    z uwagą śledzę Wasze wędrówki. Czytając powyższą relację czułem się tak, jakbym sam podobną pisał:) Nawet fotki podobne gdzieniegdzie:) Nie wiem, czy wejdzie link z FB, ale te meandry...
    https://www.facebook.com/photo.php?fbid=279571549088190&set=a.279571169088228.1073741899.100011060412604&type=3&theater

    Pozdrawiam i być może do zobaczenia na szlaku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Link wszedł bez problemu. Meandry te same. I trasa w wielu miejscach podobna, ale nie identyczna.
      jednym słowem - bratnia dusza. I wszystko wskazuje, że jest spore prawdopodobieństwo spotkania na szlaku. Nasza grupka tylko nie taka liczna.
      Zaraz się zgłoszę na znajomą na FB i będzie mi łatwiej obserwować Wasze wyprawy.

      Usuń