poniedziałek, 13 listopada 2017

Słońce wyjrzało!


Zupełnie bez zapowiedzi. Miało się nie pokazywać i w zastępstwie wysłać deszcz. A tu taka niespodzianka!
Trochę się z nami droczyło i czasem chowało się za chmury, ale było. I uprzyjemniało marsz.
Startujemy w Pile, gdzie tradycyjnie odwiedzamy 6 pomnikowych dębów bezszypułkowych. 

 jeden z dębów w charakterze pars pro toto 

Potem korzystamy z porannego słońca, żeby sfotografować staw na Czystej. 

przelew


jesienny staw
 
Tym razem szczególnie rzuca nam się w oczy dziewiętnastowieczny dwór na wzniesieniu niedaleko stawu. Wszystko wskazuje na to, że wyładniał. A tak naprawdę to raczej słońce dodało mu życia, a może wycięto część krzaków z okolicy? Kiedy go fotografowaliśmy, pojawiło się pytanie o to, kto był jego pierwotnym właścicielem. Dogrzebałam się do informacji, że zbudowali go właściciele Piły – Tarnowscy, służył jako mieszkanie dyrektora w Zarządzie Lasów Dóbr Końskie Wielkie należących do tego rodu. 

dwór w Pile

pobliski modrzew
 
Tamte lasy po wojnie upaństwowiono, dwór również. Jest ogrodzony płotem, za którym ujada pies, nie ma kogo zapytać o stan obecny obiektu.
Ale lasy możemy przejść. I dziarsko ruszamy na spotkanie z przygodą. 

leśne przestrzenie

dąb
 
Trasa zapowiada się krótka, więc kierownictwo udziwnia ją, jak może. Wydaje mi się, że te udziwnienia w dużej mierze zależą nie od naszej woli. Wymusza je droga – często trafiamy na podmokły teren i trzeba szukać nowych ścieżek.

paśnik jeszcze pusty

na leśnym dukcie  

 w części lasu, gdzie wszystkie pnie pokryte porostami
 
Bardzo mnie to zaskoczyło, bo koneckie lasy są znane z suchych dróg, a tu taka niespodzianka! Jest o wiele więcej błota niż tydzień temu w lasach starachowickich. Nie do uwierzenia.

niełatwa droga

 omszały pień
 
Gdzieś tam na trasie zdobywamy Kamieniarską Górę. I tu jest bardzo ładnie, z suchym podłożem. 

szczytowa partia Kamieniarskiej Góry 
 
Na szosę wychodzimy w okolicy Koziej Woli, gdzie zażywamy odpoczynku po trudach leśnej wędrówki.

podupadająca chata w Koziej Woli 
 
Za wsią szef kieruje nas znów do lasu. No, tu jest gorzej niż na początku trasy. Tam przynajmniej były drogi. Tu obowiązuje hasło „z kępki na kępkę”, co szczególnie mocno się uaktywniło po wyjściu na teren w pobliżu wsi Grzybów.  Powiem jedno – wszyscy trafiali w kępki. Nie zaliczyliśmy spektakularnego wodowania. I jest decyzja - zapamiętać tę drogę i nigdy więcej się tam nie wybierać. Słusznie.


lekko nie było
 
A za Grzybowem znów wyjrzało słońce, idziemy przyjemną drogą – relaks. 


jesienna idylla za Grzybowem
 
Na zakończenie kolejny mocny akcent – zalew w Stąporkowie. I słońce, które starało się go przeistoczyć w luksusowy obiekt jak z folderu biura podróży. 



 zalew na Czarnej w Stąporkowie 

jego para królewska
 
Taka to była wycieczka – 15,2 kilometra, niby niedaleko, ale wystarczy. No i mała prośba – może by słonko częściej z nami wędrowało? Zapraszamy!

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

4 komentarze:

  1. Trochę jeszcze pamiętam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiechałem się widząc tę przeprawę przez turzycowisko, aż się Marzenka pytała, a ja sobie swoje własne brodzenie w trawsku przypomnialem.
    Fajna trasa, urozmaicona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że w te okolice się poszło, bo "tam suche lasy". No, się nadziwić nie mogłam. :))

      Usuń