Nowe
miejsca. I nie musi to być Afryka.
Ja miałam
takie miejsce, które chciałam poznać. Wybierałam się tam od lat. Ostatnio tak
często o tym marudziłam, że aż wszystkim zbrzydło i pojawiła się sugestia – jedźmy
wreszcie do tego Mniowa.
No to
jedziemy! Poznajcie Mniów i okolice. Może ktoś z czytelników zechce się tam
wybrać.
Nasza
wyprawę zaczęliśmy na północ od Mniowa, właściwie na granicy z Zaborowicami.
Akurat
zaczęło padać. Mimo wszystko wkroczyliśmy na leśną drogę. Za kilka minut
znaleźliśmy się na skraju sporej piaskowni. Na jej północnym skraju trwały
roboty, a my sobie spokojnie spacerowaliśmy południowym brzegiem.
Przyzwoita
droga szybko się skończyła i trzeba było wejść w las, gdzie kierowaliśmy się
według kompasu na północny wschód. Długo to nie trwało, bo zaraz drzewa zaczęły
rzednąć i przed nami pojawiła się rozległa polana. Jej szukaliśmy. To miejsce,
gdzie znajduje się jezioro Ług. Jedno z jezior Pojezierza Świętokrzyskiego. Jak
się okazuje leśne oczko wodne koło Strawczyna też się zalicza do tego
pojezierza. Więcej solidnych informacji na temat pochodzenia naszych
świętokrzyskich jezior znajdziecie na blogu Poszukiwaczy Przygód – tu link.
Poszukiwacze
trafili nad Jezioro Ług zimą i zaglądając do nich możecie porównać, jak zmienia
się jezioro i jego okolica w zależności od pory roku (tu link).
Samo
jezioro znacznie zmniejszyło swoją powierzchnię. Łatwiej do niego podejść
blisko.
W
zaschniętym podłożu znajdujemy tropy zwierząt, które zamieszkują okolicę.
A
roślinność jaka bogata! Największe wrażenie robią łany przygiełki białej. Aż
się nie chce wierzyć, że to roślina bliska zagrożenia, tyle jej tu jest.
Pojawiają
się też żurawiny, wełnianka, bagno i borówka błotna. Wypatrzyłam też kępki
roślinki, którą trudno zidentyfikować. Może się nie pomyliłam.
Wśród
roślinności bagiennej dzielnie się trzymają wrzosy i karłowate sosenki.
Po solidnym
spacerze pełnym zachwytów wracamy do cywilizacji.
Słońce już
świeci. Piaskownia wydaje się weselsza.
Zaglądamy
też na brzeg nieczynnej piaskowni. Tu inny nastrój. Inne rośliny porastają
brzegi. Zaczynam mieć skojarzenia z dziką plażą.
Po
atrakcjach wodnych i bagiennych wybieramy się do kościoła. To barokowy kościół z
drugiej połowy 17 wieku pod wezwaniem Św. Stanisława Biskupa.
Udało nam się
zajrzeć do wnętrza, a na jednej ze ścian zewnętrznych wypatrzyłam ciekawy „znak
wysokości”. To tak zwany reper wykorzystywany do wykonywania niwelacji podczas
pomiarów geodezyjnych. Ten wygląda na dosyć stary.
Bez
wątpienia starszy jest kamień, który można oglądać przed Urzędem Gminy. To
słynny kamień z Kontrewersu znaleziony przez mieszkańca wsi Kontrewers w
tamtejszym lesie w roku 1988. Prawdziwą sensacją okazują się wyryte na kamieniu
postaci prawdopodobnie kobiety i mężczyzny. Jest wiele prób interpretacji tych
rytów, najbardziej znana łączy je z figurkami kokopelli z mitów Indian Hopi.
Zainteresowanych historią kamienia odsyłam do filmu z ciekawej serii „Koło się
kręci” – tu link.
Wreszcie
pora się przyznać, jakie miejsce najbardziej mnie w okolicy Mniowa
interesowało. To nieczynny kamieniołom Jaźwina, w którym wydobywano czerwony
piaskowiec.
Mapa
wskazuje, że można do niego dotrzeć przyzwoitą leśną drogą. Jak się okazuje,
nie jest to obowiązkowe. Droga, którą wybraliśmy, była bardzo przyzwoita, jednak
prowadziła za mało na wschód, co spowodowało konieczność przedzierania się
przez las. Ta radosna leśna zabawa trwała do czasu, aż skorzystałam z pomocy
nawigacji. Droga została znaleziona w ciągu minuty, wleźliśmy spokojnie na
szczyt góry Raszówka, z którego już nietrudno dostać się nieco stromą ścieżką
do wnętrza kamieniołomu.
Cóż,
rozczarował mnie ten obiekt. Wyrobisko zarosło drzewami. Gdzieś wśród gałęzi wyłania
się tabliczka z informacją, że mamy tu do czynienia z formą ochrony w postaci
stanowiska dokumentacyjnego. Znaleźliśmy jedną niebrzydką skałkę i przyjemny
wąwóz. A, śniadanie tu można zjeść, bo są stoły i ławki.
W każdym
razie z kamieniołomu wyszliśmy bardzo przyzwoitą drogą. Wniosek – poznaliśmy
różne warianty dotarcia do niego, ale chyba na razie się tu nie będziemy wybierać.
Ostatnim
miejsce, które odwiedziliśmy był cmentarz – pomnik w Raszówce. W tym miejscu 26
maja 1943 roku Niemcy spalili żywcem około 30 osób zamkniętych w domu stojącym
na uboczu wsi Raszówka. Ta okrutna zbrodnia była częścią akcji odwetowej za
napad oddziału AK na samochód pocztowy. Inne ofiary pacyfikacji są pochowane na
cmentarzu parafialnym w Mniowie. Tam zajrzymy innym razem.
I to już
cała nasza wycieczka. Chodzenia było mało – 8,3 kilometra, ale wrażeń
sporo.
PS Grupa ma
dość bagiennych atrakcji – trzeba poszukać innych ciekawostek.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Dla mnie coś nowego... i tu miejsca zbrodni niemieckiej.
OdpowiedzUsuńDla mnie też wszystko z wyjątkiem kamienia to nowości.
UsuńA na miejscu zbrodni długo nie mogliśmy dojść do siebie po uświadomieniu sobie, jaki to ogrom bestialstwa.
Miejsce znane, ale teraz kiedy wszystko zazieleniło się dookoła zupełnie inne. Ciekawe czy pobliska ambona, na którą się niegdyś wspinaliśmy jeszcze stoi...
OdpowiedzUsuńJakoś na ambonę nie zwróciłam uwagi, ale Wy podchodziliście z innej strony i może ta ambona nie była na naszej ścieżce. Łódka na brzegu nadal czeka na kompana. :)
UsuńPoza tym wydaje mi się, że zimą więcej terenu znajdowało się pod wodą.