W poniedziałek zrelaksowało się przede wszystkim lato – odpuściło upał i
odetchnęło chłodniejszym powiewem. Na niebo wpuściło białe obłoki.
Skorzystaliśmy
z takich warunków, żeby zażyć spokojnego wypoczynku na trasie. A trasę
wymyśliłam uroczą – polne i leśne ścieżki, niewielkie akweny i widoki na
okolice. Tyle atrakcji przeciętnemu włóczędze wystarczy.
Start i
meta znajdują się w Jasieńcu Iłżeckim Górnym. Zatrzymaliśmy się przed kościołem
pod wezwaniem MB Różańcowej.
Nie jest
stary, ale warto do niego zajrzeć w dzień powszedni. Wstąpiliśmy do kościoła po
zakończeniu wycieczki. Był wtedy otwarty, a we wnętrzu zaskoczył nas przedziwny
dźwięk. To świergot ptaków – pod kościelnym sklepieniem fruwały jerzyki. To one
tak świergotały.
nad nami unoszą się majestatyczne anioły i śmigają radosne jerzyki (tych drugich próżno wypatrywać na zdjęciu)
Do kościoła
trafiliśmy chyba tuż po dożynkach – przed ołtarzem pyszniły się plony.
Skoro mamy
plony, to pora wreszcie ruszyć w pola. Na mapie wypatrzyłam polną drogę, która
powinna prowadzić w stronę Jasieńca Dolnego. Wiecie, jak to jest, czasem mapa
bywa nieaktualna i człowiek się denerwuje. Ale nie tym razem. Droga
rzeczywiście przyjemna, pola przy niej już po żniwach, pejzaż urozmaicają
zagony kukurydzy i polne grusze.
Przecinamy
wieś, a tu przechodzimy obok kolejnego kościoła. To kościół pod wezwaniem św.
Barbary i św. Andrzeja Boboli, powstał on w roku 1936 w budynku dawnego Domu
Ludowego. Może dlatego ma taki nieoczywisty wygląd.
Wybrana
prze mnie droga prowadzi dalej w las, a tam czeka na nas pierwszy zbiornik
wodny. Powstał on w miejscu dawnej kopalni "Zębiec”, w której wydobywano
piasek żelazisty. Służył on do pozyskania żelaza. Kolega Ed wspomina olbrzymią
koparkę, która pracowała na miejscu obecnego dna zalewu jakieś marne 50 lat
temu. Ta metoda wydobycia rudy żelaza okazała się kosztowna, kopalnię zlikwidowano,
wyrobisko jest zalewem, a dawna kolejka służy do przejażdżek turystom, część
nieużywanych torów „wyparowała” w niebyt.
Zalew jest
dosyć duży – około 7 hektarów, otoczony lasem sosnowym. Na powierzchni coś
jakby nieduże wysepki.
No i
roślinność. Tym razem wypatrzyliśmy rdestnicę pływającą, a na innym brzegu
bobrek trójlistkowy. Szkoda, że nie kwitł, bo ma śliczne kwiaty. Cóż, nie można
nieć wszystkiego.
Nie
obchodziliśmy całego zalewu. Może innym razem…
Zamiast tego kilka wspomnień.
i w październiku 2013
Pomaszerowaliśmy
solidną drogą na południe.
Do spotkania z żółtym szlakiem. Prowadzi on szeroką
bitą drogą, ale pewności nie ma, bo nie spotkaliśmy na tej drodze ani jednego
znaku. Pojawiły się one dopiero na ścieżce otaczającej drugi zbiornik – zalew
na strumieniu Kotyzka.
Ten zalew
jest dużo mniejszy od poprzedniego, ale też przyjemny dla oka. Oczywiście na
swój sposób. Uroku dodają mu stare pomosty dla wędkarzy i drzewa odbijające się
w jego tafli.
I tu także
podrzucę kilka zdjęć archiwalnych.
zima pod koniec dwudziestego wieku
Teraz już
przed nami Lipie – wieś otoczona lasami. Na skraju lasu tuż przed wsią
widzę spotkany 7 lat temu Krzyż Pański. Tym razem jednak krzyż nie jest
samotny. W roku 2018 umieszczono przy nim kamień z płytą poświęconą pamięci
pułkowników Dionizego Czachowskiego i Karola Kality „Rębajły”, których oddziały
powstańcze stacjonowały w okolicznych lasach w latach 1863 – 64.
Krzyż Pański - replika krzyża z roku 1872, podobno ustawiony na miejscu symbolicznej mogiły powstańczej
Planowałam
dalsze przejście wsią, bo nie wierzyłam w istnienie drogi na brzegu lasu
prowadzącej na północ. Częściowo miałam rację – droga niby była, ale raczej w
zaniku. Buty nam złapały kontakt z rosą, dróżka się skończyła, ale bez jej
pomocy wyszliśmy na niewielką łączkę, gdzie zrobiliśmy mały postój zakończony
pożeraniem niebiańskiego ciasta lekkiego jak chmurka.
Tak
rozluźnieni weszliśmy na solidną drogę prowadzącą do Małyszyna. Przy niej powinniśmy
napotkać kamienny krzyż. Tak się zagadaliśmy, że go przegapiliśmy. Trudno.
Podrzucę foto z innej wycieczki.
podstawa krzyża na dawnym cmentarzu cholerycznym koło Lipia - więcej informacji w tym wpisie
Przed
Małyszynem skręcamy na południowy wschód w drogę między polami a lasem. Co ja
na to poradzę, że znów mamy rewelacyjną drogę (chyba niedługo zabraknie mi
przymiotników), a z niej widoki na wzgórza na północ od Małyszyna aż po Iłżę.
Janek nawet wypatrzył na horyzoncie iłżecki stołb.
Pora
zrezygnować z tej drogi, bo widzimy, że gdzieś w centrum obrazu wyłania się
znany nam kościół w Jasieńcu. Prowadzi do niego kolejna fantastyczna droga.
Najpierw polna, a potem asfaltowa. Ale jaki to miły asfalt! Na poboczu kwitną
łany nawłoci, nad naszymi głowami stada obłoków, co jakiś czas przydrożne drzewa
rzucają na nas cień.
wydawało nam się, że to przydrożny krzyż w trakcie renowacji, a okazuje się cokołem barokowej figury św. Kazimierza
I to już
koniec relaksującej wycieczki. Zrobiliśmy 15,3 kilometra, nastrój mieliśmy
świetny. Niektórzy z łezką w oku wspominają pyszne gruszki, które leżały
bezpańsko w trawie…
PS Oba zalewy odwiedziliśmy w październiku 2013 - tu link do relacji.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Fajna wycieczka się stała...
OdpowiedzUsuńNieskromnie przyznam Ci rację. Zaplanowane, zrealizowane i wszystko gra. To, oczywiście, zasługa pogody.
UsuńŁadne spokojne okolice, a drewniany kościółek bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńW pełni się zgadzam z taką opinią o okolicy.
UsuńKościółek kilka lat temu zdecydowanie mniej przypominał kościół, dopiero postawienie przy nim drewnianego krzyża dodało pewności, że to jednak nie dom świecki. I ma też przyjemne witraże.
No tam jeszcze nie byliśmy. Fajne te zalewy w środku lasu, zwłaszcza ten drugi. Relaks w takich klimatach to ja rozumiem :)
OdpowiedzUsuńI nawet jednego wędkarza spotkaliśmy! Wiaderko puste, ale człowiek szczęśliwy.
UsuńTen "krzyż w remoncie", to tak naprawdę cokół figury św. Kazimierza.
OdpowiedzUsuńNatrafiłem na informację o niej w artykule
https://www.muzeum-radom.pl/turystyka/jasieniec-ilzecki-i-radom-o-dwoch-rzezbach-sw-kazimierza/2228
Ciekawe, co oznacza ten podkop - remont, czy przeniesienie?
Dziękuję za uzupełnienie. Wydaje mi się, że cokół powinien być odnawiany razem z figurą i raczej podkopano go, żeby przenieść do pracowni kamieniarskiej na konserwację. Takie prace mogą potrwać i z rok albo dłużej, czyli trzeba poczekać na efekty.
UsuńNaniosę zmianę w podpisie do zdjęcia.
Zajrzałam do artykułu, gdzie przeczytałam treść inskrypcji na cokole. Jak widać na zdjęciu, dla nas było to zupełnie niewykonalne. Pora na zadbanie o ten zabytek. I oby jednak nie powędrował do Radomia.
UsuńUrokliwe - a kościół ... gdyby nie krzyże to powiedział bym że młyn albo tartak - nie widziałem nigdy wcześniej podobnego.
OdpowiedzUsuńTakiego kościoła trudno się gdziekolwiek doszukać. I chyba dlatego robi wrażenie. Jak go pierwszy raz zobaczyłam na zdjęciu, pomyślałam "remiza strażacka". Ale trzeba przyznać, że mieszkańcy wykazali się dużą pomysłowością i nie pozwolili zniszczyć starego domu ludowego, tylko go dobrze zagospodarowali z korzyścią dla siebie i obiektu.
Usuń