W niedzielne
przedpołudnie pogoda była taka sobie. Ani zimno, ani ciepło. Na szczęście wiatr
słaby. Czasem przeganiał chmury i słońce dodawało radości widoczkom.
Po niebie
przepływały białe i szare chmurki.
Chmury tonęły
w wodzie Oleśnicy i rowach melioracyjnych.
Wpadłam na pomysł, żeby skorzystać z tego, że trawy jeszcze niewysokie i spenetrować wschodni brzeg rzeki. Trzeba tylko przejść na ten brzeg. Już zbliżając się do brodu zaczęłam się domyślać, że chyba nic z tego nie będzie. Woda szumiała groźnie. Przejście okazało się niemożliwe. Szkoda.
Czasem chmury odbijały
się w rozlewiskach przy dumnie nazwanej ulicy Jagiellońskiej. Kadrowanie zdjęć było mocno utrudnione przez śmieci walające się po okolicy.
Towarzyszyły
mi też białe chmury kwitnących mirabelek. Dzięki nim dzień stawał się radośniejszy,
bardziej odświętny.
Ale wypada
jeszcze wrócić do brzózki kwietniowej, która w poprzednim wpisie jeszcze prawie
bezlistna była. To się zmienia. Listeczki z wolna się rozwijają. Oto dowody:
Ot, i po
spacerze.
Fajne foty... i z "niczego" zrodził się ciekawy materiał.
OdpowiedzUsuńI nawet bez aparatu fotograficznego, bo przypomniałam sobie o nim już po wyjściu z domu.
Usuń