Pod koniec kwietnia zaczęło się mówienie o nadchodzących
maturach. Pomyślałam – ciekawe, czy w tym roku kasztanowce zakwitną na czas
matur. Sprawdzam. I co? Zauważyłam na gałęziach pąki. I to solidne. Duże,
lepkie, brązowe. Niektóre jeszcze zamknięte, inne już się otwierały.
Znalazłam w sieci informację, że pąki kasztanowca są
największymi pąkami europejskich drzew. Tworzą się nie wiosną, a zimują i
rozwijają się w kolejnym roku. Są tak duże, bo zawierają w sobie zalążki
zarówno liści jak i kwiatów.
Otwierają się powoli – najpierw rozchylają się niewielkie
liście, które stopniowo nabierają znanego nam kształtu i koloru.
Pośród młodziutkich listków wyłania się skupiony kwiatostan.
Malutkie brązowawe kuleczki są najpierw mocno „sklejone”, potem stopniowo się
rozsuwają.
Liście już właściwie w pełni dojrzałe, a kwiaty dopiero
zaczynają się ładnie ukazywać w znanej wszystkim formie i kolorystyce. Zwykle
zauważamy wysokie „świece” kwiatów.
A spróbujmy przyjrzeć się pojedynczym kwiatuszkom. I jakież
zdziwienie. Są białe, ale mają w środku żółtą albo czerwonawą plamkę. Dlaczego aż
dwie barwy? Otóż żółte to kwiaty niezapylone – zapraszają owady, a czerwone już
spełniły swoje zadanie. Te owady mogą omijać.
W tym roku nie zdążyły na czas matur, dlatego postanowiłam
kontynuować obserwacje. Raz na jakiś czas przechodząc obok znajomych
kasztanowców sprawdzałam, co tam nowego.
Może spójrzmy na liście. Chyba do tej pory lekko je zaniedbałam w relacji.
Kwiatuszki zasychały, a na ich miejscu pojawiły się malutkie
już kolczaste owoce. Podobno kolce są formą ochrony zawartości.
powstawanie owocu - zwróćcie uwagę na "antenkę", która wystaje z kasztanka, to pozosytałośc słupka
kasztany się usamodzielniają
Może nas tylko zastanowić, czemu tych kasztanków tak
niewiele. Przecież kwiatów było po kilkadziesiąt w każdym zestawie. Okazuje
się, że nasiona zawiązują się na kilku – do pięciu – kwiatach. Widocznie drzewo
tyle jest w stanie wyżywić.
Poza tym nie wszystkie zawiązane owoce dotrwają do końca
lata. Już na początku niektóre zasychają, a obok pysznią się silniejsi
kuzynowie.
Kolczaste (czasem jednak nie) kasztany z czasem brązowieją i
opadają z dojrzałymi nasionami. Znacie je od zawsze – to śliczne lśniące
brązowe kulki z jasną (białą lub kremową) plamką na wierzchu.
Najwcześniej spadają takie niezbyt dobre, z zepsutym
ziarenkiem – zeschniętym, małym.
Potem następuje najtrudniejszy okres dla obserwatora
chcącego sfotografować dojrzałe kasztany. Zawsze jest w tyle za dziećmi. Żebyś
nie wiem, jak wcześnie przyszedł, to i tak czekają na ciebie tylko puste
łupiny. Trzeba czekać na wietrzny i naprawdę chłodny dzień.
takie "bliźniaki" mają charakterystycznie spłaszczone brzegi
podobno trafiają się i "trojaczki", ale tu zdecydowanie jeden z braci wyparł pozostałych
Najbardziej bolesną sprawą są liście kasztanowca. Te bardzo
szybko tracą swoją uroczą soczystą zieleń. Za sprawą szrotówka
kasztnowcowiaczka osłabione żerowaniem larw tego motyla liście pokrywają się
brązowymi plamami, marszczą się, w końcu całe zbrązowiałe opadają. A podobno
zdrowe liście kasztanowca przebarwiają się jesienią na złoto. Kto z nas to
pamięta?
Drzewo, choć potężne, jest coraz bardziej osłabione.
Nierzadko obumiera. A czasem zdarza się, że wczesną jesienią podejmuje nierówną
walkę ze szkodnikiem i wypuszcza nowe pąki, z których rozwijają się młode
liście i kwiaty. Nie maja one jednak szans aby w pełni dojrzeć. Daremny to trud.
W tym roku nie zaobserwowałam takiego zjawiska, ale mam
zdjęcia archiwalne obrazujące jego występowanie.
Kasztanowiec (zwłaszcza kwiaty i kora)
ma olbrzymie zastosowanie w kosmetyce i leczeniu: wzmacnia naczynia krwionośne,
usprawnia przepływ krwi, ułatwia trawienie. Tu powinnam pokazać kosz, jaki
zobaczyłam w jednej z aptek – był wypełniony przeróżnymi preparatami z
wyciągiem z kory lub kwiatów kasztanowca. Aż mi się oczy zaświeciły na jego
widok, ale się powstrzymałam przed prośbą o pozwolenie zrobienia zdjęcia – toż
to by była reklama w najczystszej postaci.
Zaprezentuję domowej roboty herbatkę, którą można wypić albo dodać do kąpieli czy zastosować
jako okład na miejsca opuchnięte lub stłuczone.
Doskonale działa również nalewka z kwiatów kasztanowca. Jest świetnym lekiem wzmacniającym naczynia krwionośne. Podobno reguluje tez wydzielanie żółci. Po naciągnięciu i przefiltrowaniu można ją pić kilka razy dziennie po 30 kropel.
A co z owocami? Podobno bywają pokarmem dzikich zwierząt. Ja lubię nosić w kieszeniach zimowych płaszczy i kurtek jednostronnie spłaszczone kasztany. Pamiętam też, ile to zabawy dostarczają dzieciom (i nie tylko) własnoręcznie wykonane ludziki z kasztanów. Zobaczcie, jaka ich grupka zawitała do jednego z zaprzyjaźnionych ogrodów.
Na zakończenie wpisu mały aneks artystyczny - kasztany w sztuce. Gdyby się postarać, wyszedłby z tego olbrzymi post, więc tutaj tylko sygnał.
I to już zdecydowanie koniec wpisu. Wybaczcie, że taki obszerny, ale chciałam wszystko zmieścić w jednym kawałku...
PS. I tylko zdjęcia kasztanowca zwyczajnego - drzewa tu brak. Ale nie będzie, bo skupiałam się na obserwacji detali. Całość może w przyszłym roku...?
Zdjęcia - Terenia, Teresa, Janusz i ja
Wnikliwe studium kasztanowe... podziwiam cierpliwość i systematyczność obserwacji - fajnie wyszło.
OdpowiedzUsuńDzięki tym obserwacjom wiem, jak dużo jest kasztanowców w naszej okolicy. Zwykle się na to nie zwraca uwagi. To lato wiele mnie nauczyło.
Usuń
OdpowiedzUsuńGratuluję zrozumiałego wykładu, popartego pięknymi zdjęciami.
Pozdrawiam: Wiesiek
Dziękuję w imieniu pozostałych autorów i własnym.
Ania
Zachwycajace zdjecia i dech biorace opowiadanie i komentarze. Bardzo dziekuje i pozdrawiam. Ania
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Ciesze się, że nasza wspólna praca do kogoś dociera.
Usuń