piątek, 20 grudnia 2024

Bliskie spotkanie z rezerwatem Gagaty Sołtykowskie

Ostatnio jest, delikatnie mówiąc, raczej wietrznie. Prognozy zapowiadały na czwartek umiarkowany wiatr i dużo słońca. W tej sytuacji postanowiłam wypróbować nową dla nas drogę do rezerwatu. 
 
oto i on
 
Wyruszyliśmy z Odrowąża. To, wydawać by się mogło, skromna wieś przy szosie w kierunku Końskich. Nie dajmy się zwieść pozorom. Obie miejscowości miały początki w podobnym okresie (XII wiek), należały do Odrowążów, ale to w naszym Odrowążu była siedziba rodu, o czy świadczy nazwa wsi. 
 

Na zdjęciu widać najważniejszy zabytek wsi – szesnastowieczny kościół pod wezwaniem śś. Jacka i Katarzyny. Akurat trwa remont jego elewacji wschodniej, rano można więc zrobić jedynie zdjęcie albo szare albo z rusztowaniami. 
 
wieżyczka już prawie gotowa 
 
dzwonnica na placu budowy

figura z roku 1850
 
Zwróćmy jeszcze uwagę na Dom Ludowy w rynku. Nie udało mi się dowiedzieć, kiedy został zbudowany – myślę, że najpewniej w latach międzywojennych. Niegdyś siedziba PSS Społem, obecnie ciekawy obiekt. Widać, że nadal użytkowany i potrzebny.
 

Idąc ulicą majora Hubala mijamy drewnianą kaplicę, a właściwie kościółek filialny pod wezwaniem św. Rozalii. Jak się dowiedziałam na stronie Dawne Kieleckie (tu link), istnieją zapisy o tym, że w roku 1721 odprawiano tu 21 mszy „za wiernych zmarłych „od powietrza” i za inne dusze oczekujące pomocy i ratunku”. Kościółek, który oglądamy jest późniejszy, bo zbudowany na miejscu poprzedniego w roku 1906. Podobno w ołtarzu umieszczono tu obraz przedstawiający patronkę świątyni. Niestety, nigdy nie udało nam się tam zajrzeć. Szkoda…  
 

obok wejścia do kościoła widoczna kamienna chrzcielnica z roku 1814

Pora w końcu wejść do lasu. Skręcamy więc w ulicę Leśną. Nie ma tu asfaltu, za to za płotami wita nas co chwilę ujadanie innego psa podwórzowego. Widać, że mało kto tędy chadza.
 

Ulica niepostrzeżenie staje się leśną drogą. Nawet dobrą. I tak byśmy nią sobie szli i szli, gdyby nie kolega Ed. Ten zapragnął urozmaicenia i namówił mnie na przejście na drogę prowadzącą lekko na północny zachód.
 
 
I tu już nie było lekko. Ba, nawet czasem trudno. Koleiny jak się patrzy. Naszą drogę przecięła inna, też niełatwa, znakowana biało-czerwonymi paskami. Nie wiadomo, skąd i dokąd ona prowadzi, bo zeszliśmy z niej na wreszcie suchą i wygodną dróżkę ku rezerwatowi.  
 
 
W ten oto sposób znaleźliśmy się na koronie niegdysiejszej kopalni gliny ceramicznej. Wydobywano ją na potrzeby cegielni w Sołtykowie. I to właśnie z tą gliną zawarliśmy najbliższą znajomość. Jeszcze na górnym poziomie kopalni było przyjemnie – zza niewielkich sosenek wyłaniał się co i raz inny widok na dawne wyrobisko. 
 
Co tam Smerfetka widziała?
 
najniższy poziom kopalni
 
wyspa na wyrobisku
 
Po drodze spotykaliśmy miejsca, gdzie prawdopodobnie wydobywano gagaty – szarą odmianę węgla, używaną w jubilerstwie. I znów żadnego nie znaleźliśmy. 
 

Widać też było możliwości zejścia w stronę wodnego zastoiska na dnie kopalni.
No i to był błąd. Im niżej schodziliśmy, tym więcej gliny przywierało do butów. Zdarzały się momenty, że nie sposób było podnieść stopę – tak była ciężka. 
 
Przyznajcie 
czegoś takiego się nie spodziewaliście. My też nie. A to dopiero początek oblepiania.
 
A nad wodą kolejne przeszkody. Te zmajstrowały bobry. Trzeba było omijać powalone pnie. Owszem, wyglądały one malowniczo, ale pokonywanie ich w butach na glinianej podeszwie nie należy do przyjemności.
 

W końcu dobrnęliśmy do drogi i nią dotarliśmy do podestów prowadzących na dolny poziom rezerwatu. Trochę się obawiałam, czy bobry nie podgryzły desek, ale są prawdopodobnie dobrze zaimpregnowane i przez to nieatrakcyjne dla zwierzyny.
 
widok z pomostu
 
i na pomoście
 

Za to dzięki pracy bobrów rezerwat z lustrem wody prezentuje się całkiem ładnie. 
 
wyjaśniam
– to nie śmieci pływają przy brzegu, a roślinność wodna 
 



Jak wiadomo, najcenniejszym obiektem rezerwatu, jest fragment podłoża pod wiatą. Tu odkryto i zabezpieczono tropy dinozaurów. Już je niejednokrotnie pokazywałam. Teraz nie jest to łatwe, bo nieco wyblakły. Nic to, najważniejsze, że są.
 



Plan zwiedzania zrealizowany. Można wybrać się dalej. Tym razem łakniemy drogi suchej i twardej, która ułatwi pozbycie się gliny z butów. Taka prowadzi w  stronę Sołtykowa wzdłuż torów.
W pobliżu stacji czeka nas spore zaskoczenie – zniknął stary i raczej paskudny budynek stacyjny. Zastąpiła go przyzwoita wiata przystankowa.
Przechodzimy w pobliżu cegielni zbudowanej w roku 1916 przez Stefana Wielowiejskiego. Zwiedzaliśmy ją dosyć dokładnie dwa lata temu (tu link), to teraz jedynie rzucamy okiem z daleka.
 

Do odjazdu busa mamy jeszcze kwadrans. Wykorzystujemy go, żeby zajrzeć nad niewielki staw w pobliżu ulicy.
 
nasza ulubiona alejka w Sołtykowie
- żadna relacja bez niej się nie obejdzie
 


I po wycieczce.
 

Trasa liczyła 10 kilometrów. Nie była łatwa. Wręcz przeciwnie. Na rower nie nadaje się absolutnie. Jeśli jednak zajrzycie do podanego wcześniej linka, znajdziecie trasę lekką, łatwą i przyjemną. Poza tym do rezerwatu można dojechać od strony szosy bardzo dobrą drogą. Jest w czym wybierać. 
 
Zdjęcia – Edek i ja

2 komentarze:

  1. Woda dodała uroku wyrobisku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę. Nie wiem tylko, czy to zasługa pory roku czy pracy bobrów.

      Usuń