Wpadłam na ten pomysł zupełnie spontanicznie. Wymyśliłam
trasę dla każdego – i dla miłośnika spacerów po lesie, i dla zakochanego w
ciszy i spokoju nad wodą, i po prostu dla nas.
Zatrzymaliśmy się na parkingu przy zalewie, skąd
powędrowaliśmy szlakiem niebieskim na południowy zachód.
Las jeszcze zielony, choć z oznakami jesieni.
Jakimi? To grzyby, rzecz jasna. Naiwnie miałam nadzieję, że
tym razem ich nie spotkamy. Nic z tego. Sama wypatrzyłam przypadkiem pierwszego
prawdziwka, a potem zaczęło się już prawdziwe grzybobranie.
Idąc niespiesznie przekroczyliśmy szosę i dotarli lasem do
drogi pożarowej, którą skierowaliśmy się na południowy wschód. Na tej drodze
grzybów nie było, ale na leśnych ścieżkach bezczelnie wyrastały na samym środku
drogi.
Kolejna droga – na północ – okazała się bardzo przyjemna.
Mam wrażenie, że nawet ładniejsza niż ta ze szlakiem. Tu przeważały brzozowe
zagajniki z przyjemnie wijącymi się wygodnymi dróżkami.
I tak dotarliśmy na skraj lasu, gdzie urządziliśmy postój na
posiłek, a potem stawiliśmy czoła otoczeniu zalewu.
Przyszło nam się zmierzyć z silnym i bardzo zimnym wiatrem,
który przeszywał na wskroś, kiedy wędrowaliśmy brzegiem lasu nad wodą. Mieliśmy
stąd widok na wyspę na zalewie, sosnowy las i niestrzeżoną plażę.
Sam las, choć przyjemny do wędrowania, nie chronił przed wiatrem. Leśny brzeg czasem wcinał się klinem w wodę zalewu, czasem odsuwał od niej i powstawała niewielka piaszczysta plaża.
Tak dotarliśmy do malowniczego mostku, który przechodzi w pobliżu miejsca, gdzie łączą się Czarna Taraska i Czarna. Dalej Czarna tworzy
zalew i to nad nią przerzucono mostek.
Na wysepce na zalewie zaskakująco spokojnie – wiatr mniej
dokuczał. Spotkaliśmy nawet kilkoro solidnie okutanych spacerowiczów. Brzeg tu
trawiasty, świeżo wykoszony. Stąd widok na sielpiańskie molo, czyli pomost łączący
niewielki półwysep z wysepką na zalewie.
Niestety, pomost na molo niedostępny. Wygląda
dobrze, ale z jakiegoś tajemniczego powodu obowiązuje tam zakaz wstępu.
Kolejna część spaceru przebiegała plażą.
Zamontowano tam
wygodne pomosty dla spacerowiczów, nie trzeba więc wędrować po piasku i przeszkadzać
ewentualnym plażowiczom. Podobno latem bywało ich tu mnóstwo.
Po sezonie mieliśmy
pustą plażę tylko dla siebie, samotne łódki na wodzie i puste samochodziki
wodne.
A woda tak czysta, że aż trudno uwierzyć...
Domknęliśmy nasz spacer nad wodą idąc przyjemną ścieżką
wzdłuż szosy, od której oddziela płot i przyjemny pas zieleni z ławeczkami. Na
tym odcinku było najcieplej – my szliśmy w słońcu, a zalew widziany pod światło
mienił się kryształami.
Jeszcze tylko zatrzymaliśmy się na koronie zapory przy
krzyżu z roku 1859. Jego fundatorami byli tutejsi górnicy, którzy potwierdzili
to w stosownej inskrypcji: „Górnicy z Sielpi
Bogu wszechmogącemu w 1859 roku stawiają”. Krzyż odlany z żeliwa w
koneckich odlewniach został niedawno odrestaurowany.
Na zakończenie relacji spójrzmy na most nad Czarną Konecką w
Sielpi. I już możemy zakończyć wycieczkę.
Trasa liczyła 11,5 kilometra. Była bardzo łatwa. Na rower
świetnie się nadaje, nawet na odcinku wokół zalewu. Grzyby nie zawsze będą
zatrzymywać turystów. A nawet, gdyby, to tym bardziej warto wiedzieć, gdzie rosną. :)
PS.
Na zakończenie zagadka. Nie mogłyśmy się z Basią zdecydować, jaki ptak lata po niebie nad zalewem - kaczka, łabędź czy może latający pingwin.
Zdjęcia – Edek i ja
Niebo zrobiło ogromna robotę. Super fotki.
OdpowiedzUsuńTak, chmury wystąpiły w roli głównej.
Usuń