czwartek, 10 września 2015

Miałam skromne marzenie

Można przecież mieć. Od maja chciałam wybrać się na wycieczkę do Ciekot, żeby zobaczyć, co tam nowego. Bo wiedziałam, co nowego się tam pojawiło. 

"Tak niedawno był maj", a tu owoce kaliny już czerwone... 

I nagle we wtorek wieczorem otrzymuję propozycję zrobienia wycieczki do Ciekot. Mój skromny plan trasy jest za skromny. Nic to, akceptuję wszelkie dodatki, bo wiem – atrakcyjne są. Z tej to przyczyny zdobywamy po raz drugi w tym roku Wymyśloną i Radostową. Tradycyjnie obie góry spowite chmurami, ale i to nie przeszkadza. 

pola Krajna z Wymyślonej

widok z Wymyślonej na Dolinę Wilkowską 

na Wymyślonej


podejście na Radostową widziane z różnych perspektyw 

zejście z Radostowej  

posucha w Lubrzance
 
Po zejściu z Radostowej przechodzimy na szlak niebieski, który prowadzi do Ciekot. I wreszcie mogłam obejrzeć ławeczkę Żeromskich – dzieło mojego ulubionego rzeźbiarza Sławomira Micka i Tomasza Wrony. Jeszcze bardziej ucieszyła mnie kapliczka nad stawem (płaskorzeźby w niej autorstwa S. Micka). No i sam staw – z wodą i ładną alejką spacerową wokół. To było nowe dla wszystkich. I to chciałam zobaczyć.

dworek Żeromskich w Ciekotach

ławeczka z rodziną Żeromskich

foto wspólne, ale Żeromscy sobie, a my sobie

zalew w Ciekotach z Łysicą w tle 

kapliczka nad zalewem

Szklany Dom

Potem wódz prowadzi nas w kierunku szlaku niebieskiego. Idziemy Doliną Wilkowską i ze szlaku są widoki na okolicę – góry, które niedawno zdobywaliśmy i naszą królową – Łysicę.

przydrożna kapliczka w Ciekotach

na szlaku
 
Kolejny zaplanowany punkt programu to zalew w Wikowie. Oglądamy zalew, Łysicę i niesamowite chmury, które odbijają się w wodzie. 

zalew w Wilkowie

wodny parking na zalewie (cukierkowo)

ten sam parking w wersji z horroru

zalew, Łysica i Krajeński Grzbiet na horyzoncie
 
Dalszą drogę szef wybrał zaiste genialnie – brzegiem lasu. Porządna ścieżka, potem niewielkie bagno (podobno niegdyś to, panie, ciężko tu było przejść, ale teraz…) i znów zaskakująco porządna ścieżka. Ta doprowadziła nas w okolice Psar. 

leśne bajorko
 
I znów widoki! Zwłaszcza na podejściu na Pasmo Klonowskie, które zdobywaliśmy maszerując przez świeżo skoszone pola. Niegłupi pomysł, bo mieliśmy trochę urozmaicenia i ominęliśmy typowe podejście przez Lisi Ogon.

widok z Pasma Klonowskiego na Łysice i Dolinę Wilkowską 

widok na Miejską i Psarską
 
Zeszliśmy tradycyjnie w kierunku Huciska i Wzdołu, gdzie poczekaliśmy kilka minut na bus. Kolega kierownik podał oficjalny pomiar długości trasy – 21,5 kilometra. Niektórzy narzekali, że trasa  „wysiłkowa”, ale zgodzili się chyba, że ładna. Po wysiłku się odpocznie. 

doskonale znany widok na okolice Huciska i Wzdołu  

No i przy okazji doczekałam się wreszcie wycieczki – nie spaceru! I jak tu się nie cieszyć? 

Zdjęcia - Edek i ja

4 komentarze:

  1. Najwyraźniej Janek chce dostać po mordzie... piękna wycieczka i relacja .

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tylko sprawdzałem ciepłotę kolan współczesnych i przed-wiecznych.Ania górą!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to się nazywa empiryczne podejście do życia. Nawet brak termometru nie może przeszkodzić w badaniach.

      Usuń