niedziela, 24 kwietnia 2016

Babeczki na trasie

Czasem ulegam pokusie odejścia od koedukacji na naszych wycieczkach i wybieram się na trasę z koleżankami. Tak było w sobotę.
Trasa nie była długa – nieco ponad 9 kilometrów – ale całkiem przyjemna i pełna wrażeń.
Na początku zwiedzałyśmy Zagnańsk i Zachełmie. I nie będę owijać w bawełnę – młyn Chojeckiego nie zrobił na nas wrażenia. Ale za to udało nam się wypatrzyć miejsce, gdzie znajduje się ciekawy drewniany krzyż. Znacie go wszyscy z  herbu naszego województwa. To karawaka, albo krzyż lotaryński.

ślady przeszłości

drewniany krzyż
 
Kolejny ciekawy obiekt na naszej trasie to kościół pod wezwaniem Św. Rozalii i św. Marcina. Powiecie – nic ciekawego, tyle już razy go widzieliśmy. Nie macie racji. Nawet, jeśli wiele razy go już widzieliście. A zwiedzaliście wnętrze? Historię tego oryginalnego zabytku znacie?
Kościół został wybudowany pod koniec 17. wieku przez biskupa krakowskiego Andrzeja Trzebickiego. 

Łabędź - herb fundatora kościoła
 
Wystarczy popatrzeć na bryłę kościoła uważnym okiem i zaraz się zauważy, że nie jest jednolita, a we wnętrzu ta świadomość wręcz się narzuca – to jakby kilka różnych połączonych budynków. I tak właśnie jest. Kościół dwukrotnie rozbudowywano – raz na przełomie 19. i 20. wieku, a potem w latach po 2. wojnie światowej. 


kościół p.w. św. Rozalii i św. Marcina w Zagnańsku

 ten sam kościół namalowany na plafonie 

chrzcielnica przed kościołem

osiemnastowieczna figura św. Jana Nepomucena   
 
Miałyśmy dużo szczęścia, bo trafiłyśmy na czas sprzątania wnętrza i uprzejme panie z odkurzaczami pozwoliły nam swobodnie obejrzeć i sfotografować wszystko, co nas interesowało. A, uwierzcie mi, jest tego sporo. Tu tylko mała porcja tego, co nas zachwyciło.


rokokowe ołtarze patronów świątyni

malowidła wewnątrz kopuły  

 tej postaci chyba nie muszę przedstawiać 

rzut oka na wnętrze kościoła
 
Następnym punktem programu był oczywiście pobliski kamieniołom Zachełmie. Znacie te historie związane z odkrytym tam tetrapodem, skałami, które mają miliony lat i leżą dziwnie poukładane, śladami prehistorycznych żyjątek, więc wiecie, co oglądałyśmy. Prób wyniesienia skał nie było – toż to ciężkie jak jasny gwint, kto by nam to dźwigał?


ściany kamieniołomu

Z jasnością wzroku, typową dla pań, wypatrzyłyśmy oznakowanie czarnego szlaku rowerowego i podążyłyśmy za nimi do zalewu w Zachełmiu. Miejsce sprzyja piknikowi, no to się go tam zrobiło.


wiosenny zalew na Bobrzy
 
A potem w las  i do Występy. W ramach porównań z przeszłością zamieszczę zdjęcie tej samej, co zawsze kapliczki. To okazja, żeby podziwiać jej najnowsze ozdoby.

leśna ścieżka

nowe szaty kapliczki

jeszcze jedna kapliczka z Występy
 
W Występie wdrapałyśmy się na pola, skąd miałyśmy widoki na Góry Świętokrzyskie. I właściwie to już było wszystko, co nas interesowało. Nastąpił powrót do domu.


Góry Świętokrzyskie na horyzoncie 

Na koniec małe podsumowanie. Jak się wędruje z samymi babeczkami? Świetnie! Wprawdzie zawsze znajdzie się jakaś jedna, co się musi rządzić, bo niby zna trasę, ale poza tym w grupie panuje nastrój radosny i zgodny. A jaka współpraca w razie trudności! Sami zobaczcie.

Z mapą w ręku nietrudno być mądrym. 

Żadne trudności ich nie pokonają! 
 
Zdjęcia – Teresa i ja

4 komentarze:

  1. Babski wypad... fajne foty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że może trzeba założyć taka podgrupę. Czasem dobrze oddzielić się od męskiego wędrowania.

      Usuń
  2. A już myślałem że to chodzi o jakąś perwersyjną nowość turystyczną, polegająca na zażeraniu się babeczkami podczas marszu... ;-).

    U mojej żony w pracy też sobie taki babski rajdo/pielgrzymek urządzają w maju. Chcą bez chłopów nie ma sprawy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wariant z zażeraniem się babeczkami bardzo przyjemny. My zażerałyśmy się wyśmienita babką orzechową. :)

      Usuń