Czemu
zawdzięczam szok, jaki przeżyłam na widok moich niegdyś ślicznych szarych skarpetek po
zdjęciu butów? To efekt trasy, którą zaplanowałam i, niestety, zrealizowałam w
czwartek.
Szliśmy
przez piaszczyste koneckie lasy, drogi wygodne, nawet ładne. A stopy po zdjęciu
owych poczerniałych skarpetek czarne jak święta ziemia.
Teraz,
kiedy stopy wymyte, skarpetki i buty wyprane, mogę relacjonować przebieg
wycieczki.
Start w
miejscowości Gatniki. Wioska nieduża, jedna uliczka, zadbane domy. Niby nuda,
ale jednak parę ciekawostek da się zauważyć.
stare domy
smutne okno
Po wyjściu
ze wsi testujemy pierwszą leśną drogę. Jest. Dobra, ale zanika na skutek
wyrębu. Na jego terenie skaczemy po wyschniętym bagnie. Pachnie jak w babcinej
szafie. Pod nogami całe łany bagna zwyczajnego. Nawet się cieszę, że nie jestem
molem, bo musiałabym zlec w tym bagnie.
najpierw tak
a potem tak
kępa bagna zwyczajnego
już blisko do drogi
Za bagnem
świetna droga. Na niej spotykamy relikt przeszłości – konny wóz. Koń pięknie
utrzymany, woźnica rozmowny, dumny z urody wałacha.
Nasza
rewelacyjna droga doprowadza nas do szlaku niebieskiego, a ten na skraj wsi
Piekło. Tutaj to już kilka kroków i docieramy do jurajskich skałek Piekło–
Gatniki. Ten pomnik przyrody w gruncie rzeczy niebrzydki. By był, gdyby nie był
taki zanieczyszczony przez ludzi.
tu skały skrywają się wśród drzew
trzy siostry
Obiektywnie
przyznam, że skałki odczyszczono z napisów zrobionych farbą. Tych wyrytych nikt
nie da rady usunąć. Ale śmieci, które walają się na ziemi, nie świadczą dobrze
o odwiedzających to miejsce. My swoje śmieci zabieramy do domu, ale inni zostawili
swoje na ziemi, bo kosza na odpadki brak.
Spójrzmy
jeszcze na skałki i przyjrzyjmy się porastającej je roślinności. Niech zostawią
nam miłe wrażenie na drogę.
A droga
prowadzi szlakiem piekielnym w stronę rzeki Czarnej. Las nadal piaszczysty.
brzozowy łuk
Nad rzeką
pogubiliśmy się. Staszek i ja polecieliśmy oglądać i fotografować Czarną.
to nie Żółta Rzeka, to Czarna
piaszczysty stromy brzeg
rzeka przeciska się wśród bujnej zieleni
a na brzegu drzemie drewniany "krokodyl"
Zosia i
Janek trzymali się szlaku i dotarli do małego pomnika wystawionego w
roku 1985 na miejscu stracenia w dniu 7 kwietnia 1940 roku 13 Polaków. Owych
ludzi wywlekli Niemcy z pobliskiego młyna nad Czarną w Małachowie. Schwytali
też kilku robotników leśnych i mężczyzn, którzy przypadkowo przechodzili przez
las. Wszyscy zostali rozstrzelani w odwecie za potyczkę z polskimi żołnierzami
w tej okolicy.
miejsce stracenia niewinnych mężczyzn
Od pomnika
zawróciliśmy nad Czarna, żeby sfotografować miejsce, gdzie przed laty znajdował
się most przez rzekę w pobliżu młyna.
w centrum zdjęcia możecie zauważyć pozostałość przyczółka mostowego
Za dalszy
odcinek trasy koledzy zapewne mieli ochotę mi coś z czegoś powyrywać, bo
przedzieraliśmy się przez wysokie trawy, teren pod nogami był nierówny, słońce
grzało. Powstrzymali się jednak. I nikt nawet wyrazem nie rzucił. A co dostali w podzięce za trudy? Kilka widoków na Czarną.
malownicza ta Czarna, ale brzeg stromy ...
brzoza u wodopoju
W końcu
udało nam się oddalić od rzeki i maszerowaliśmy kolejną świetną piaszczystą
drogą na północy wschód. Czyli w stronę Starej Wsi.
Jeśli
myślicie, że tam nie dotarliśmy, to się mylicie. Bez problemu się doszło.
A potem
pruliśmy lasem na wschód aż do Czarnieckiej Góry. W tym lesie drogi jak
wszystkie tego dnia. Z ciekawostek odnotowujemy charakterystyczny kamienny
krzyż na rozstajach leśnych dróg.
samotne drzewo w lesie
krzyż z roku 1811
jeszcze jedna droga podobna do innych
W
Czarnieckiej Górze już nie bawiliśmy się w zwiedzanie, tylko ruszyliśmy z
kopyta, żeby zdążyć na bus. Zdążyliśmy. Z pewnym trudem, ale i z sukcesem.
Licznik
wskazał, że nasza trasa liczyła 17,9 kilometra.
Na zakończenie relacji jeszcze Czarna. Teraz nieco inaczej, czyli kolory Czarnej.
czarna
zielona
i złocista
Zdjęcia – Zosia, Janek i ja
Pełna dzikości i kolorów Czarna, śliczne skałki, świetna pogoda. To wszystko składa się na wycieczkę idealną. Okolice Końskich dotychczas kojarzyłem tylko z ciągnącymi się kilometrami borami sosnowymi, a teraz z przyjemnością wybrałbym się w tamte strony. Szkoda, że wakacje nie trwają dłużej :(
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o skałki to ostatni raz odwiedziłem je kilka lat temu i już wtedy problem zaśmiecenia był dosyć duży. Szkoda, że nie wszyscy są takimi kulturalnymi turystami jak Wy..
Problemem tych skałek jest ich łatwa dostępność - są w gruncie rzeczy nieduże i bardzo blisko drogi. I zaglądają tu nie tylko turyści, jak myślę.
UsuńPamiętam te skałki sprzed kilku lat i wydaje mi się, że wtedy były w gorszym stanie. Chociaż i teraz nie jest dobrze.
Co do wakacji - studenckie będą dłuższe, ale na taki długi urlop w pracy to już bym nie liczyła. ;-)
Warto prać skarpetki dla takich szlaków!
OdpowiedzUsuńNoooo! Po drugim praniu puściło. :-)
Usuń