Innego
wyboru nie było. Znów zapowiadano upał na niedzielę. W tej sytuacji albo
zostajemy w domu, albo taki wariant wycieczki. Musiało być w lesie i z
zakończeniem przed południem. No i dojazd bez przesiadek.
Oto, co wymyśliłam.
Wysiadamy z
pociągu w Brodach Iłżeckich i wędrujemy na zachód, żeby dotrzeć do tak zwanego
„Małego Stawu”. Jest on malutką odnogą zalewu w Brodach i znajduje się po przeciwnej stronie torów.
Mały Staw w Brodach Iłżeckich
Jeszcze z
okna pociągu widzimy na skraju lasu przed stawem ciekawy kamienny krzyż. To
najstarsza figura w gminie – pochodzi z roku 1817 i wspomina pisarza
Tanuddowskiego. Myślę, że był to gminny pisarz, a umieszczenie jego nazwiska u podstawy krzyża służy albo
podkreśleniu jego zasług, albo pozwala ustalić czas powstania krzyża. Pan
Mariusz Zawłocki na stronie gminy (tu link) opowiada, że krzyż pierwotnie
ustawiono na rozdrożu między Brodami a Rudą, ale na skutek powodzi w roku 1903,
która zniszczyła miedzy innymi zakład w Nietulisku, został przeniesiony wyżej,
na obecne miejsce. W tej okolicy wysypywano ziemię podczas robót przy naprawie
nasypu kolejowego po owej powodzi.
krzyż przy torach
inskrypcja
Krzyż jest
trochę uszkodzony, bo podobno w czasie wojny został ostrzelany przez
niemieckiego żołnierza, w późniejszych latach strzelał też do niego jakiś
czerwonoarmista. Mimo wszystko trzyma się dzielnie, choć wysokie trawy
utrudniają podejście do niego.
rewers krzyża
Od krzyża
miła ścieżka prowadzi już nad staw. Jest rzeczywiście niewielki, ale ryby tam
biorą, kilku wędkarzy to potwierdza.
w stronę stawu
błękitna toń
a tu bardziej zielona
Znad stawu
wędrujemy leśnymi ścieżkami na północ w stronę ulicy Spokojnej, która ma nas
doprowadzić w pobliże kolejnego celu naszej wycieczki.
zasłonak fioletowy przy ścieżce
polna droga też była
Wkraczamy
teraz na solidną leśną drogę prowadzącą na północny zachód. W lesie mamy
przyjemny cień. Powietrze ani drgnie.
Docieramy
do szlaku czarnego – ten wariant wybrałam jedynie dla nabrania rozpędu i
lekkiego wydłużenia trasy. I szlakiem zawracamy na południe.
na szlaku
Zbliżamy
się do Rezerwatu Skały pod Adamowem. Mój plan przewiduje spokojny spacer między
tymi skałami, dokładne zaglądanie w różne szpary i po prostu relaks.
w tę szparę się nie wciskaliśmy
Zaczynamy
od skały, którą nazywamy Złym Czarownikiem. To on, naszym zdaniem, zamienił
parę zakochanych w sosnę i dąb. A potem sam skamieniał ze złości.
Zły Czarownik i jego czujne oko
zakochane drzewa w czułym uścisku
Inne skały
nie mają wymyślonych przez nas historii, błąd. Mają za to swoje nazwy nadane im
przez bulderowców. Spotykamy ich na skałkach. Jeden z nich opowiada o tym,
jakie nazwy oni nadali grupom skał. Może i u nas się przyjmą i zainspirują do
wymyślenia nowych „legend”.
Angry Bird - koniecznie musimy wymyślić historię o wkurzonym ptaku, tylko, co go mogło wkurzyć?
Teraz
koniec zanudzania – zapraszam na spacer między skałkami.
Skałki
ciągną się na długości około kilometra. Nie prowadzi przy nich szlak, ale jest
wygodna ścieżka, do której co jakiś czas wracamy.
chwilowa dezorientacja - iść? oglądać? fotografować?
skalne ściany
To
piaskowce dolnojurajskie. Mają różne barwy i ciekawe wyrzeźbienie. To malutkie
rowki, żeberka. Ot, taka skalna koronkowa robota.
coś, jakby skalne hieroglify
balkon wróżek
A formy
przyjmują te skały przeróżne. Stąd ich nazwy. Ale przy tych nazwach bym się nie
upierała – każdy ma prawo do własnych wyobrażeń.
pawian? dzik? pierwsze kłamstwo Pinokia?
starzec? tysiącletni żółw?
żółwik? gliniany ptaszek?
kowadło? grzyb? szpulka?
I co
jeszcze oferują skały? Wyzwalają w nas dziecko, które normalnie gdzieś się
ukryło. Co tu dużo gadać – szaleliśmy jak dzieci. Ale bezpiecznie. Nikt nigdzie
nie spadł, ani niczego nie uszkodził.
wszędzie zajrzą
i elegancko przejdą
wcisną się w szparę, żeby ją sfotografować od wewnątrz
padalca nikt nie męczył, sam się zwinął w alfę
świerk w szpagacie miał widocznie rozdwojenie jaźni
Jak już się
wyszaleliśmy, przyszło nam wracać do cywilizacji.
badania w lesie - pułapka feromonowa
Oznaczało to powrót do
Brodów. Plus przejście wiejskimi ulicami. Słońce walnęło w nas ze zdwojoną
siłą. Na szczęście wśród pól wiał lekki wietrzyk i bez problemów dotarliśmy na
stację. A tam cień wiaty, lody z pobliskiego sklepiku i pociąg do domu.
Trasa
liczyła 10,7 kilometra i spełniła wszystkie warunki zawarte w tytule. Tak sądzę
…
Zdjęcia – Zosia, Edek, Janek i ja
Kolejna ciekawa wycieczka! Co za zasłonak! Szkoda, że niestety jest już coraz rzadszy. Do Skał pod Adamowem warto wybrać się o każdej porze roku, bo zawsze znajdzie się tam coś ciekawego. Nasze najbliższe wspomnienia z tym miejscem pochodzą z tegorocznej zimy, kiedy to próbując dotrzeć do skałek natrafiliśmy na całkiem świeże tropy wilka. Chcąc je ominąć i przypadkiem nie natknąć się na dzikiego zwierza, postanowiłem pójść przykrytym jeszcze śniegiem dnem wąwozu. Jak się potem okazało nie był to za dobry pomysł. Cała przygoda skończyła się na tym, że po kolana byłem w błocie :)
OdpowiedzUsuńMy też znamy te skałki z różnych pór roku, ale na tropy wilka nigdy jeszcze nie natrafiliśmy.
UsuńA w niedzielę spotkaliśmy grupę młodych poszukiwaczy przygód na tych skałkach, ale to nie Poszukiwacze z bloga. Szkoda... Może jeszcze gdzieś kiedyś nasze szlaki się przetną.
Niesamowite skałki o bardzo ciekawych kształtach. Ptaka mogła wkurzyć próba zamknięcia w klatce przez czarownicę.
OdpowiedzUsuńTrzeba to przemyśleć. Może był używany do śledzenia zakochanych, nie chciał tego robić i dlatego trafił do klatki.
UsuńŻyczyłbym sobie samych takich planistek i kierowniczek jak Ty! Doprawdy skarb tam mają w twojej osobie. Na tak krótkim dystansie i z takimi obostrzeniami, tyle ciekawych miejsc zmieścić...
OdpowiedzUsuńOj, bo się zarumienię...
UsuńTen obszar jest po prostu atrakcyjny. I tyle. A skoro na niedziele mamy teraz właściwie tylko pociąg jako środek transportu, będę zmuszona częściej tu coś planować. I na pewno jeszcze kilka wariantów uda się zmieścić.