Jeśli
wysiedliście na przystanku w Wielkiej Wsi, to kierujcie się na północny zachód
– najpierw ulicą, a później polną drogą.
I tu
przyznam, że w tę drogę nie wierzyłam, chociaż mapa wskazywała, że jest, ale obawiałam
się, czy przebijemy się do niej przez zabudowania wsi. I co? I nic właśnie.
Droga jest wprawdzie ukryta sprytnie, ale bez problemu ją znaleźliśmy i
pomaszerowali w wybranym kierunku. Jak ją znaleźć? Proszę, oto podpowiedź:
Janek zauważył potężne liście katalpy, a przy okazji wypatrzyliśmy drogę w pola
Droga
powinna prowadzić wśród pól, ale prowadzi przez ugory i zagajniki, poza tym
jest bez zarzutu.
na horyzoncie wieś Gadka
W
odpowiednim momencie nasza droga się kończy, a następuje to w lesie, gdzie i
tak musimy iść bardziej na zachód niż na północ. I tak maszerujemy (mój nowy
kompas działa bez zarzutu!). Przy drodze znów mnóstwo „przeszkadzajek”. Niektórzy
zbierają.
na owocu głogu odorek zieleniak
te okazy powędrowały z Markiem
ten został w lesie
Na małej
polance Janek zaprasza na ciasto. Pyszne, niestety – trudno mu się oprzeć.
ciasto - paluszki lizać!
I tak
objedzeni ciastem, w dobrym humorze wędrujemy przez las do wsi Majków.
Kiedyś
składała się ta wieś z kilku oddzielnych wiosek. Teraz w gruncie rzeczy też tak
jest, ale z wiosek powstały „ulice”. Idziemy ulicą Pleśniówka.
Mamy tu
swoje ulubione miejsca. Najpierw zbiornik przeciwpożarowy, który wygląda jak
nieduży staw z brzegami porośniętymi pałką szerokolistną.
nad zbiornikiem ppoż
pałka szerokolistna
W tej wsi widujemy
też piwniczkę, którą zwykle fotografujemy, kiedy tędy przechodzimy.
latem piwniczka cała w zieleni
I w końcu
nasza ulica skręca w prawo – jesteśmy na ulicy Żeromskiego. Dawniej była to
wieś Piaski.
Teraz to
już do jurt niedaleko. Nie wierzycie? Oto brama do świętokrzyskiej krainy jurt:
Jesteśmy w
miejscu, które trudno określić jednym słowem. Nie jest to gospodarstwo
agroturystyczne, choć znajduje się na wsi. Nie jest to hotel, choć goście mają
do dyspozycji usługi hotelarskie. I nie jest to camping, choć do mieszkania
służą namioty – jurty. Ostatnio powstało nowe słowo „glamping”, które określa
takie miejsca - ekskluzywne campingi.
glamping Las Jurtas
Pierwsza
jurta – Sowa, została zbudowana 3 lata temu. Zajrzeliśmy do środka i spodobało
nam się. Nasza gospodyni, pani Asia, opowiada, że była to pierwsza jurta budowana w Polsce. Na niej budowniczowie i właściciele zdobywali doświadczenie.
jurta Sowa i jej totem
Podobne są
jurty Wilk i Niedźwiedź.
to, zdaje się, Wilk
bardzo nam się spodobały totemy jurt
Każda ma łazienkę, aneks kuchenny, antresolę i taras.
Przy czym tarasy są tak usytuowane, że siedząc na jednym nie widzi się
pozostałych, co zapewnia prywatność wypoczynku.
tak od wewnątrz wygląda konstrukcja jurty (ściany są ocieplone wełną owczą, czyli mieszkamy w kołderce)
świetlik w dachu - w gwiaździstą noc, to musi być wrażenie ...
widok z wnętrza na tarasy
Co tam
prywatność! Widzieliśmy też miejsca wspólne dla wszystkich mieszkańców – basen,
hamaki, miejsce na ognisko, plac zabaw dla dzieci.
gospodarze zapraszali na ognisko, ale nie w tym upale
tu by się poszalało
poleżeć też można
Najbardziej
kusiła sauna z jacuzzi, ale nie spodziewałam się takiej atrakcji i nie
zarządziłam zabrania kostiumów kąpielowych. Może następnym razem …
basen z widokiem na saunę
tak zwana "beczka z wodą"
Gospodarze
zabrali nas też w leśne ostępy. Za płotem rośnie tu dorodny dąb, do którego
można przejść wychodząc przez najprawdziwsze drzwi do lasu.
okazały dąb, niestety bez sztafażu
drzwi do lasu
Przez lasek
przepływa okresowy strumień, który wyżłobił cienisty wąwozik. Lato w tym roku
suche, to strumienia brak, ale on tu jeszcze wróci.
na wyschniętym dnie strumienia
Czuliśmy
się tutaj jak w najprawdziwszym rezerwacie, czasem tylko odgłos przejeżdżającego
samochodu uświadamiał, że jesteśmy oddaleni kilkadziesiąt metrów od drogi.
Takie to miejsce przedziwne ten glamping Las Jurtas.
mroczna zieleń kopytnika
w gąszczu korzeni
prywatne grzyby
Na
pożegnanie z serdecznymi gospodarzami zrobiliśmy sobie strażackie foto i
mogliśmy ruszyć dalej w drogę.
dziękujemy za gościnę
Teraz
udaliśmy się w kierunku rzeki, której nazwa nie jest do końca ustalona. Zosia i
ja nazywamy ją Kaczka, znamy osoby, dla których to Żarnówka. Tak czy inaczej to
rzeka naszego dzieciństwa i zawsze chętnie ją odwiedzamy.
rzeka dzieciństwa
Znad rzeki
wędrujemy ulicą Staffa (wieś Kolonia) do pomnikowego dębu Majkowiak. Na blogu
był już pokazywany dwukrotnie, ale koledzy jeszcze go nie widzieli na żywo. Rozłożysty
jest, ma potężną koronę i solidny pień. Dojście do niego utrudniają zarośla
jeżyn i innych chaszczy. Nie zważając na przeszkody przedarliśmy się do niego.
Teraz się zastanawiamy, który dąb potężniejszy – Majkowiak, czy dąb przy Las
Jurtas. Trzeba chyba dokładnych pomiarów.
Majkowiak jeszcze widoczny z drogi
i z bliska
Tyle
atrakcji przygotowałam na niedzielę. Pozostało nam tylko dostać się do
przystanku autobusowego na Młodzawach. Przeszliśmy trochę lasem, trochę drogą
wiejską, zaczekali 5 minut na autobus i po wycieczce. Ta liczyła 10,7
kilometra; jak na upalną niedzielę tyle wystarczyło.
Wniosek –
do jurty nie jest daleko.
na zakończenie kamień - czy potraficie zauważyć w nim twarz długowłosego człowieka?
Ten dopisek dodaję po kilku latach od wycieczki, bo może ktoś tu zajrzy i zechce się w wybrać na glamping. Otóż, jest to niemożliwe. Właściciele zamknęli obiekt. Wpisu nie usuwam, bo chcę, żeby choć taka forma wspomnienia tego sympatycznego miejsca pozostała.
Zdjęcia – Zosia, Edek, Janek i ja
No niesamowite, uwielbiam takie miejsca. Ciekawe czy można tam z psem... Zaraz poczytam na ich stronie. A czemu mówicie na Żarówkę Kaczka?
OdpowiedzUsuńZ psem nie można. Ciasto to chyba karpatka? Jadłabym.
OdpowiedzUsuńCiasto karpatka bez wątpienia. Robota żony i córki Janka.
UsuńZ rzeką jest kłopot taki, że ona faktycznie ma te obie nazwy, są różne tłumaczenia, że do jakiegoś miejsca obowiązuje jedna, od niego druga. Mój rozum tego nie ogarnia. Wywodzę się z tej części wsi, gdzie obowiązywała nazwa Kaczka, o Żarnówce dowiedziałam się dopiero na wycieczkach PTTK i do tej pory nie mogę wyjść ze zdumienia, że jest taka rzeka. Chociaż w innych miejscach używam tę nazwę, ale moja rzeka to Kaczka.
PS Moja wieś nazywała się Anna! Nieoficjalnie Piekło.Obecnie ulica św. Anny.
UsuńTak czy inaczej jestem z Piekła rodem. ;)
Fajne miejsce z jurtą...
OdpowiedzUsuńBardzo fajne, ale niewidoczne z szosy. Trzeba pamiętać adres.
UsuńW sumie to w jurcie jeszcze nie spaliśmy... Kto wie?
OdpowiedzUsuńMnie tam najbardziej urzekło łóżko na antresoli, czyli takie, że po drabinie się wchodzi.
UsuńDziś otrzymałam komentarz do tego wpisu od naszego dobrego znajomego. Zamieszczam poniżej, przeczytajcie.
OdpowiedzUsuńDrobiowo.
Jak mówię byłem na Kaczce, to nie jest bez racji,
słuchający mnie pytają a w której restauracji?
P.S. - dla niewtajemniczonych.
Kaczka to osada w pobliżu zalewu w Mostkach w okolicy Skarżyska.
Pochodzi od nazwy rzeczki Kaczka, która dla odmiany, nazywana jest też Żarnówką.
Ongiś stał tam młyn wodny i być może ta nazwa pochodzi od żaren, mielących zboże na mąkę?
A mnie Kaczka najbardziej z Tadkiem się kojarzy!
„ Ob. Wieś „
Kim jest Tadek, nie będę tłumaczyć, ale go pozdrawiam - Ania