Wyobraźcie sobie, że wychodzicie ze wsi, idziecie w stronę
lasu i ewidentnie widzicie przed sobą zamkniętą bramę. Bramę w płocie z
solidnej siatki. Główkujecie, jak by tu wejść do tak zabarykadowanego lasu.
Obejść przeszkody się nie da. Mimo wszystko maszerujecie w stronę bramy, bo
widać przy niej i na niej tablice informacyjne. Czytacie. I okazuje się, że
płot i bramę ustawiono, żeby zwierzyna nie opuszczała leśnych terenów. Człowiek
może wejść, ale bramę musi zamknąć za sobą. Co ciekawe, pnie ściętych drzew też
swobodnie opuszczają teren lasu i zalegają w stertach przed bramą. Takie leśne
zoo utworzono. A co z wędrówkami niektórych gatunków zwierząt, które potrzebują
dużych terenów, aby wyżyć? Jaki obszar lasu zagrodzono? Czy tak będą wyglądać w
najbliższej przyszłości wszystkie polskie lasy? Nie wiem i boję się pytać.
Przekraczamy bramę i maszerujemy leśną bitą drogą mając po
obu, a czasem jednej jej stronie ogrodzenie. Wyjścia na kolejne leśne drogi, choć nie wszystkie, mają bramy. Nie
chcecie wiedzieć, z czym mi się ten spacer kojarzył. Zdjęć brak, bo widok był
zbyt okropny, żeby go uwieczniać.
Na szczęście po lewej stronie drogi płot znika, a po
krótkiej chwili przed naszymi oczyma otwiera się wolna przestrzeń. Lustro wody,
małe pomosty, dziwny domek na brzegu. Cóż to takiego? Zbiornik przeciwpożarowy
Kotyzka w Lipiu utworzony na rzece Kotyzka. Może on i przeciwpożarowy, ale
urody mu to nie ujmuje.
Po przeciwnej stronie drogi widzimy zza siatki rozlewisko na
Kotyzce.
Maszerujemy dalej do drogi, którą dotrzemy nad staw (tak go
będę nazywać, bo ten zbiornik, to mi jakoś nie brzmi). Pierwsze widoki i
konstatacja zmian – jeden ze starych wędkarskich pomostów zniknął, a drugi
wygląda na odnowiony.
Naszego przybycia oczekują trzy żaby wodne w różnych
odcieniach zieleni. Nie całujemy, robimy tylko kilka fotek. Zauważamy też interesujące
roślinki i owady.
turzyca nibyciborowata
w pobliżu takie cudo, którego nie potrafię zidentyfikować, czyli jednak żabieniec babka wodna
Później spacer północnym brzegiem stawu. I kolejne zachwyty.
Staramy się nie hałasować nadmiernie, bo na zachodnim brzegu spokojny wędkarz
czeka na zdobycz.
widok z północnego brzegu na wschodni
No to teraz brzeg zachodni. Wędkarz nie potrzebuje ciszy.
Wręcz rwie się do rozmowy, bo ryba nie bierze. Udziela wskazówek, jak dojść do
pomostu i do domku. To znaczy radzi lepiej tam nie leźć.
Mimo wszystko leziemy. Pomost raczej nie powala widokiem, a
wejście nań mocno ryzykowne.
Wracamy do naszego nowego znajomego, a on ma zdobycz! Złowił
lina. Akurat go mierzy. Lin na szczęście dla siebie nie zaliczył testu.
Jest za mały i po sfotografowaniu wraca do wody. Oby tylko nie nagadał kuzynom,
że tu taki miły wędkarz siedzi, co pozwala wyjrzeć na powierzchnię, a potem
zwraca wolność.
A my zmierzamy w stronę domku nad wodą. Od strony lasu
wyglądem przypomina sławojkę. Prowadzi do niego kilka desek, z których pierwsza
jest nieco spróchniała. Mimo to idziemy. Domek okazuje się „fotobudką” z
okrągłymi otworami do obserwacji okolicy.
Po powrocie na stały ląd urządzamy sobie piknik. Jego
niewątpliwą atrakcją jest ciasto drożdżowe.
Zapominamy o jeszcze jednym pomoście i zawracamy, żeby znów popatrzeć na staw. Na północnym brzegu spotykamy kolejnego
sympatycznego wędkarza, który przygotowuje się do użycia spinningu na
szczupaka. Ja zaś wykonuję sesję foto jagodziance – drugiej atrakcji pikniku,
która została zachowana specjalnie na potrzeby zdjęcia.
Zamierzamy spenetrować jeszcze wschodni brzeg. Nie jest to
łatwe. Jest tu najbardziej mokro, rosną solidne szuwary, a nowy pomost trudno
dostępny. Podobno bez woderów lepiej się do niego nie zbliżać.
Na tym kończymy spacer wokół stawu. Wracamy do wsi i
przenosimy się w stronę kolejnego obiektu. O tym w innym wpisie.
na skraju wsi Lipie Podłaziska pokazywany już wcześniej Krzyż Pański i kamień upamiętniający pułkowników powstania styczniowego (tu link)
Zdjęcia znów tylko
mojego wyrobu.
Niezidentyfikowana roślinka to może żabieniec babka wodna??
OdpowiedzUsuńTeż miałam takie przypuszczenia. Nie sfotografowałam liści - mój błąd. W przypadku sałaty zrobiłam zdjęcie liścia i mam pewność co do rośliny.
UsuńDopiszę info o żabieńcu.
Trochę ryzykowna wyprawa... fajne foty.
OdpowiedzUsuńTym razem byłyśmy ostrożniejsze niż w Rosochaczu i obyło się bez większych wpadek. Podmokły teren zawsze może sprawić niespodziankę, no i bobry też tam swoje trzy grosze wtrąciły. Nudno nie było.
Usuń
OdpowiedzUsuńKiedy pokonujemy leśne ostępy przy napotkanym stawie, pewnie nas zaskoczy,
że żaba ze zdziwieniem patrząc na nas "wytrzeszcza" oczy!
Pozdrawia; Ob. Wieś "
Gorzej, jak ucieka. :)
UsuńŚwietnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej
OdpowiedzUsuńDziękuję. Mam już ponad tysiąc wpisów, może jeszcze jakiś się Pani spodoba.
Usuń