Byliśmy tam w listopadzie 2019 (tu link), pogoda wtedy słaba
była, chociaż w sumie, jak na listopad niezła. Obiecywaliśmy sobie powrót przy
lepszej pogodzie i wróciliśmy. Wprawdzie nie wiosną, a latem, ale to też z ważnych
powodów.
Tym razem start w Starochęcinach (nie wypada wszak powtarzać
całej dawnej trasy). Jest wczesna poranna godzina, oglądamy więc tamtejszy kościół
jedynie z zewnątrz i ruszamy w drogę.
zbudowany na planie krzyża greckiego barokowy kościół p.w. św. Stanisława BM, przypuszcza się, że jest on dziełem słynnego architekta Tylmana z Gameren
A droga polna, wygodna, z widokami na okolicę. Najpierw
prowadzi na południowy wschód w kierunku szczytu Czubatej. Mamy więc skromne podejście
(imponujące 263 m n.p.m.).
Potem droga skręca na południe w kierunku wsi Przymiarki. Szliśmy
tędy w listopadzie. Porównujemy widoki. No i odczuwamy, że robi się coraz
cieplej.
Za wsią nasza droga prowadzi do lasu. A tu spore polany z kwitnącymi roślinkami. Zatrzymujemy to i owo w kadrze.
I wreszcie główny cel naszej wyprawy – zbiornik wodny
Lipowica. Czemu on? Przyszliśmy sprawdzić, jak się zakończyły prace, które prowadzono
nad nim podczas naszej pierwszej bytności.
No, widać efekty. Pojawiły się nowe ścieżki, ławki, tablice
informacyjne i inne atrakcje. Zaraz się zaprezentują. A całość otwarto po
remoncie 4 lipca. Nie ma tu jednak kąpieliska ze względu na charakter zbiornika
powstałego w wyrobisku po kopalni piasku bez przepływu wody.
Wtedy nie udało nam się obejść zbiornika, bo wszędobylskie
błoto skutecznie to uniemożliwiło. Teraz spacerowaliśmy asfaltowymi dróżkami.
Zaczęliśmy od wejścia na molo.
Potem skorzystaliśmy z możliwości, jakie dają usytuowane na
brzegu wieżyczki widokowe. Szkoda tylko, że słońce akurat słabo świeciło.
Daliśmy się też skusić obietnicy drogowskazów namawiających na
spotkanie z Czarną Nidą. Okazuje się, że jest do niej bardzo bliziutko. Warto zajrzeć.
Niestety, asfaltowa ścieżka nie prowadzi wokół całego
zbiornika. Kończy się na stromym zboczu, które porasta roślinność wodna –
wiadomo będzie mokro i lepiej się tam nie pchać.
Toteż zawróciliśmy. Dzięki temu przeszliśmy ścieżkę kolejny raz
i tym razem w słońcu.
Potem przenieśliśmy się na brzeg z polną ścieżką. Tu umieszczono
liczne miejsca do wypoczynku, ale my woleliśmy wędrować.
Zatrzymaliśmy się na brzegu z pomostami i budkami dla
wędkarzy.
Po drugiej jego stronie zachowano dziki fragment zbiornika. Jest
tu jak w rezerwacie – bez śladów ludzkiej ręki, za to z licznymi roślinami. Jedno,
czego było brak, to łabędź. Nie wiadomo, gdzie zniknął. Może skrył się gdzieś w
szuwarach? Za to cały czas towarzyszyła nam ruchliwa pliszka, która wskazywała drogę,
podskakiwała i nie pozwalała zrobić sobie zdjęcia. Celebrytki z niej nie
zrobimy.
Opuściliśmy zbiornik Lipowica idąc starymi ścieżkami, które
teraz zyskały oznakowanie jako szlak zielony Chęciny – Daleszyce. Czyli kolejna
nowość na dawnej trasie. Szlak solidnie znakowany poprowadził nas ścieżką wzdłuż
Leśnej Góry od jej południowej strony. Nie powiem – przyjemnie się szło.
Rzucaliśmy
okiem na górę, która nie jest jakoś spektakularnie wysoka (255 m n.p.m.), ale
dosyć długa. Dało się zauważyć kilka ścieżek prowadzących na jej grzbiet – do wypróbowania
kolejnym razem.
Teraz kusił nas nieduży zbiornik wodny w pobliżu drogi
szybkiego ruchu. Co o nim powiedzieć? Jest. Faktycznie niewielki. Dostęp do
brzegów utrudniony. No i do tego potężny hałas z szosy. Raz zobaczyliśmy i
chyba wystarczy.
Szlak prowadzi do Podzamcza Chęcińskiego, ale my odłączamy się
dyskretnie i wracamy na znaną nam drogę po północnej stronie Leśnej Góry.
I tu niespodzianki.
Droga nadal polna, ale wśród pól wyrastają nowe domy. A tak niedawno stał tu
tylko jeden… Zaświtała nam obawa, że i asfalt może tu niedługo wkroczyć.
Kończymy naszą wyprawę zwiedzaniem kościoła pod wezwaniem
św. Stanisława Biskupa Męczennika w Starochęcinach. Uprzejmy i chętny do pomocy
proboszcz wychodzi do nas, pozwala obejrzeć wnętrze niewielkiego, ale jakże
uroczego kościoła. Szczególnie zachwycamy się naprawdę ładnymi stiukami ozdabiającymi
wnętrze kopuły i sąsiadującymi z nią.
To już koniec wycieczki. Nie była długa, ale żeby uboga, to
też nie.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
Zadbany akwen... fajne foty.
OdpowiedzUsuńAni jednego śmiecia nie było. Ale to dwa tygodnie po otwarciu.
UsuńMy odwiedziliśmy zalew w Lipowicy jeszcze w maju. Już wtedy ładnie się prezentował (śmieci też nie było). Widać, że inwestycja została przemyślana w każdym calu. Szczególnie urzekły mnie te drewniane pomosty, które super komponują się z okolicą.
OdpowiedzUsuńOgólnie rzecz biorąc - świetne miejsce. Szkoda tylko, że takie bezludne. Może z czasem się spopularyzuje. No i dobrze by było, gdyby łabędź wrócił. :)
Usuń