W Kuźniakach zapytałam, czy koledzy mają ochotę kontynuować
wycieczkę i jaki wariant wędrówki wybierają. Mieli. Wybrali pełny – do Góry
Dobrzeszowskiej i z powrotem.
Wyruszyliśmy więc niebieskim szlakiem w kierunku mostu na Łośnej,
a potem w las.
Maszerowało się przyjemnie, bo droga przyzwoita, las jodłowy
cienisty. Sama przyjemność. A i cieplej się zrobiło. Mieliśmy tylko jedno
zadanie – nie przegapić skałek zaznaczonych na mapie przy szlaku.
Aż tu nagle zza krzaczka odezwało się szczekanie, a potem
wyłonił się nieduży i nadzwyczaj ruchliwy psiak. Biegał wokół nas – wyprzedzał,
pojawiał się niespodziewanie tuż przy nodze, albo znikał na jakiś czas. Ja nawet
przez chwilę myślałam, że to dwa psy, tak go było wszędzie pełno.
Dotarł z nami do poszukiwanych skałek. Tam to miał używanie
– wszędzie wsadzał nos, obwąchiwał wszystkie zakamarki i nic sobie nie robił z
ostrożności. Zupełnie nie tak, jak my, co to stawialiśmy ostrożne kroczki, żeby
się nie poślizgnąć. Co do skałek – atrakcyjne. W dwóch grupach, z obniżeniem
terenu między nimi. Jedna skała w pierwszej grupie naprawdę duża – tak ze trzy,
cztery metry wysokości.
Po obejrzeniu skałek zrobiliśmy krótki postój śniadaniowy i
tu Fafik zapałał gorącym uczuciem do kolegi Eda. Nawet pozwalał mu się
pogłaskać. A mnie ciągle robił psikusy wyskakując z hałasem zza placów przy
mojej nodze. Chyba sprawiało mu radość to, że za każdym razem mnie wystraszył.
Szlak doprowadził nas do szosy w Kierunku Dobrzeszowa, a potem
do mostku na rzeczce Łośna (to druga rzeka łącząca się niedaleko z tą, która przepływa przez
Kuźniaki i razem tworzą Łośną, czyli Wierną Rzekę – taki galimatias).
Szlak brzegiem lasu prowadzi w stronę Dobrzeszowskiej.
Panowie z Fafikiem wyrywali do przodu, panie spokojnie podziwiały okolicę.
W końcu jednak przyszło podejść na Dobrzeszowską. Szlak
początkowo robi delikatne obejście partii szczytowej, a potem prowadzi ostro w
górę.
Już na podejściu rzucają się w oczy liczne omszałe
kamienie, a potem jest ich coraz więcej
i coraz ciekawszych.
Cały czas pamiętamy, czym prawdopodobnie była ta góra w
dalekiej przeszłości. Wierzchołek góry jest uznawany za miejsce kultu Słowian.
Jest on otoczony trzema wałami, które bez trudu zauważy nawet niewprawne oko.
Trudniej je sfotografować, tak, żeby wyglądały na to, czym są.
Duże, płaskie kamienie wewnątrz kręgów podobno mogły pełnić
funkcje rytualne, ale nikt z nas nie potrafił dopatrzyć się w nich stołów
ofiarnych czy menhirów. No, nie znamy się. Tak czy inaczej wierzchołek góry
robi spore wrażenie.
Pora jednak wracać, bo robi się coraz cieplej i coraz
później.
Schodzimy dróżką, która okazuje się ścieżką zielonego szlaku
rowerowego. A przy niej pomnikowy dąb szypułkowy Sylwan nazwany tak dla
uczczenia 200. rocznicy ukazania się pierwszego numeru leśnego czasopisma
naukowego „Sylwan”. Dąb wygląda imponująco – jest prosty i dorodny, liczy sobie
prawdopodobnie 160 lat. Jego pień ma interesująca „bliznę” – podobno ślad po
kuli carskiego żołnierza.
Nasza droga powrotna początkowo nie jest drogą, a leśnymi
bezdrożami. W końcu jednak wychodzimy na luksusową drogę doprowadzającą do
szlaku. Powtarzamy więc fragment trasy w przeciwnym kierunku. Dla Fafika
najlepszy jest powrót nad rzekę – tam się może porządnie napić i umyć.
A my szukamy nowej drogi, która powinna nas doprowadzić do
jeszcze jednej grupy skałek. Średnia ta droga – zawalona gałęziami, męcząca.
Koledzy zaczynają wątpić w istnienie obiecanych skałek. Grozi mi bunt na
pokładzie.
Aż wreszcie jest – dosyć długi, niezbyt wysoki grzbiet
czerwonawych skałek. Te są zdecydowanie mniejsze od grupy usytuowanej przy
szlaku, ale za to ciekawie ułożone.
A i droga od tego miejsca robi się dużo lepsza. No i za
kilkanaście minut docieramy wreszcie znów do punktu startu i mety w Kuźniakach.
Zastanawiamy się, co dalej z Fafikiem. Zabrać go ze sobą?
Zostawić? Oczekujemy rozdzierającej serce sceny rozstania. Tymczasem psina nas
zostawia dla towarzystwa przy pobliskim sklepie spożywczym. Znika bez
pożegnania, bo tam chyba zapachy jedzenia są bardziej kuszące.
Możemy spokojnie wracać do domu – Fafik da sobie radę.
I po wycieczce.
mapka dwóch tras jednego dnia (drogi powrotne zaznaczyłam kropkami, umiejscowienie grup skałek w Paśmie Dobrzeszowskim jest widoczne)
Zdjęcia – Edek i ja
Nie byłem... już żałuję.
OdpowiedzUsuńByłam, ale przy podejściu na Dobrzeszowską chciałam się wycofać. Na szczęście, nie było takiej możliwości. Chwila słabości minęła i dalej poszło "z górki".
UsuńAle fajne i ciekawe miejscówki! I psiak kochany!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, przyjemne miejsca. No i ta aura tajemniczości...
UsuńSzkoda tylko, że piesek taki bezpański, bo sympatyczny nadzwyczaj.
Szkoda Fafika, ciekawe czy ma jakiś dom.
OdpowiedzUsuńFormacje skalne ciekawe.
Są dwie możliwe wersje. Jedna zakłada optymistycznie, że Fafik jest psem z jednego z gospodarstw Białej Gliny niedaleko miejsca, gdzie się do nas przyłączył - może lubi uciekać z domu, powłóczy się i wraca.
UsuńDruga przypuszcza, że został wyrzucony z auta na skraju wsi i teraz się błąka przyłączając się do różnych turystów lub klientów sklepu w nadziei na poczęstunek. Pewnie zawsze coś dostanie do zjedzenia.
Ja się skłaniam ku pierwszej, bo to pies naprawdę zadbany, ma ładną sierść, jest przyjacielski.
Jak się dostać dostać do świętokrzyskich włóczęg
OdpowiedzUsuńDo kontaktu mamy formularz kontaktowy po prawej stronie bloga.
UsuńTak te zdjęcia narobiły mi apetytu na skałki, które to od kilku lat wciąż pozostawały tylko w fazie planów, że zeszłej soboty w końcu udało nam się odwiedzić. W znalezieniu grzędy skalnej niezwykle pomogła zamieszczona tutaj mapka trasy. Ta, którą znalazłem w rejestrze pomników przyrody - wyprowadziła nas w przeciwległy skraj lasu. A Fafika nie spotkaliśmy...
OdpowiedzUsuńWniosek - mamy wymianę inspiracji, bo my dziś nad Belnianką (oj, się działo!).
UsuńU nas wszystko szło według mapy papierowej. Tak bardzo się jej trzymałam, że po wycieczce nadawała się tylko na makulaturę. Ale ta najnowsza wersja mapy Gór Świętokrzyskich jest rzeczywiście solidnie zaktualizowana i rzetelna.
Skoro nie spotkaliście Fafika, to może on faktycznie mieszka gdzieś we wsi i tylko czasem korzysta z wolności.