Znacie Pomyków? Nie?
Przejeżdża się przez tę wieś w drodze
do Końskich i zupełnie się jej nie zauważa. Do niedawna miałam tak samo. Teraz
poznałam kilka miejsc w Pomykowie i już wiem, że warto się tu zatrzymać.
Dla jego historii duże znaczenie miała działalność kanclerza wielkiego koronnego Jana
Małachowskiego, który w 18. wieku założył w Pomykowie fabrykę karabinów i
innych rodzajów broni oraz narzędzi rolniczych. Działała ona aż do całkowitego
zburzenia jej przez wojska carskie w czasie powstania listopadowego.
Jan
Małachowski zadbał o wysoki poziom produkcji sprowadzając do Pomykowa
najlepszych fachowców z Saksonii. Byli oni ewangelikami. Zbudowano dla nich
domy i drewniany zbór, założono niewielki cmentarz. Do naszych czasów zachował
się jedynie ów cmentarz. Informacje o nim znalazłam na stronie Konskie.org (tu
link), wypadało więc odwiedzić to miejsce – niegdyś zaniedbane, odnowione przed
dziesięciu laty.
Drogę do cmentarza znaleźliśmy nadzwyczaj łatwo. Wystarczyło
wejść w uliczkę obok kościoła i za ostatnimi zabudowaniami skręcić w prawo.
Cmentarz jest z daleka widoczny.
ogrodzony kamiennym murkiem cmentarz na granicy pól i lasu, tablica informacyjna nie pozostawia wątpliwości - dobrze trafiliśmy
W moich planach nie wzięłam pod uwagę jednego
– opadów śniegu, które utrudniły obejrzenie kilku zachowanych tablic
nagrobnych. Kolega Ed odśnieżył jedną z nich i okazało się, że na niej wyryto nazwisko
Krystiana Metzgera, zmarłego w latach 50. XVIII wieku. Zastanawiamy się, może to jakiś dawny przodek naszego
kolegi, Janka. Trudno to sprawdzić. A cmentarz trzeba będzie odwiedzić kiedyś
latem, gdy tablice nagrobne będą lepiej widoczne i czytelne.
Mieliśmy tu jeszcze jedną przygodę. Otóż zostaliśmy
wytropieni przez policyjnego psa tropiącego, który podczas spaceru trafił na
trop obcych i nie zaznał spokoju, aż nas znalazł i doprowadził do nas swojego
opiekuna. Pies jest już na policyjnej emeryturze, ale raz zdobyte umiejętności
ciągle wykorzystuje. Muszę dodać, że wytropiwszy nas zachowywał się nadzwyczaj
spokojnie – nie przymilał się ani nie atakował. Po prostu pilnował.
Kolejnym wartym odwiedzenia miejscem na granicy Pomykowa i
Górnego Młyna jest spory zalew na Czystej.
Jego tafla wydaje się zamarznięta,
ale ten lód wygląda na cienki. Woda intensywnie wypływa z przelewu.
My zaś pomaszerowaliśmy na południowy zachód, przekroczyli
tory i weszli na ładną leśną drogę.
Doprowadziła nas do niezbyt przyjemnej szosy pokrytej
rozjeżdżonym śniegiem i błotem. Woleliśmy iść leśną drogą, choć ta, początkowo
równoległa do szosy, znacznie nas oddalała od obranego celu wyprawy. W końcu
zdecydowałam się na przejście jedną z prostopadłych (ach, ta matematyka!) do niej dróżek w kierunku szosy. Ładnie tam było,
mięciutko, a i widoki na las przyjemne.
Po dotarciu do szosy przekroczyliśmy ją i poszli
kolejną leśną drogą, która lekko okrężnie doprowadziła nas do głównego celu
naszej wyprawy – Kamiennego Krzyża. Najważniejsze, że uniknęliśmy asfaltu, a wycieczka była na tyle krótka, że lekkie wydłużenie jej trasy było mile widziane.
Kamienny Krzyż, miejsce dawniej odwiedzane przez nas często, zaniedbaliśmy ostatnio.
krzyż ufundowany w roku 1849 przez "nadleśnego" Franciszka Greimera z żoną Franciszką (co do roku mam wątpliwości - po renowacji data zmieniła się na 1819)
Koledzy zajrzeli tu w 2019 roku tuż po odnowieniu krzyża (tu link). Sześć lat minęło jak z bicza strzelił i znów tu zaglądamy (chyba nie
można nam zarzucić, że się powtarzamy zbyt często w planowaniu tras). Wtedy
opisałam dość dokładnie historię krzyża, nie będę się więc powtarzać.
Skoro cel wycieczki osiągnięty, pora wracać na metę. Droga prosta, prowadzi szlakiem czerwonym na
północ. Takie było założenie, ale kolega Ed musiał wtrącić swoje trzy grosze i
wymusić zejście na pozornie ładną drogę prowadzącą prosto w chaszcze, aby
później radośnie odnaleźć leśną drogę zaplanowaną do przejścia przeze mnie.
Mimo przeszkód dotarliśmy na miejsce i nawet zatrzymaliśmy
się powtórnie przy zalewie na Czystej.
I to już koniec wycieczki. Długość trasy – 13,8 km.
Większość jej przebiegu łatwa i spokojna. Zabierając rower w żadnym wypadku nie
należy ryzykować skracania trasy w
drodze powrotnej przed torami. Tam się tylko człowiek przedrze. No i
można w ogóle zrezygnować z naszego planu, a jechać drogami, na których
wyznakowano szlak rowerowy.
Zdjęcia – Edek i ja
Fajny spacer...
OdpowiedzUsuńNaprawdę udany.
UsuńMoże nie sam Promyków (musiałem zerknąc na mapę), ale jadąc od strony Końskich w kierunku Skarżyska Kamiennej właśnie za Promykowem zwróciła moją uwagę grupa minimum pięciu dębów blisko drogi. Takich solidnych, dużych, nie zdziwiłbym się, jakby to były pomniki przyrody. Zdaje się, że po sąsiedzku był jakiś zalew, lub rozlewisko.
OdpowiedzUsuń