niedziela, 28 września 2025

Z Kępy Redłowskiej na Dar Pomorza

Kiedy już odeszłam od malowniczego miejsca na Klifie Orłowskim, skierowałam się dalej plażą. Mój plan wędrówki przewidywał spacer nad wodą z małym odejściem do Rezerwatu Kępa Redłowska. 
 

Najpierw jednak moją uwagę zwrócił betonowy kloc leżący w wodzie. To zapewne jeden ze schronów z czasów zimnej wojny, czyli z lat 50. XX wieku. Dlaczego tak dziwnie leży w wodzie? Może to ten schron, który znajdował się  najbliżej brzegu klifu i groził osunięciem się. Został więc celowo zsunięty na plażę, a właściwie do morza.
 
 
Idąc dalej plażą dotarłam do wejścia nr 14 i nim weszłam do lasu. 
 
 
Tu spotkałam szlak żółty, który pamiętam z Klifu Orłowskiego, domyśliłam się więc, że idąc nim w lewo wrócę na punkt widokowy, gdzie niedawno byłam. Postanowiłam przejść przez malowniczy bukowy las idąc prosto przed siebie. Bardzo dobra decyzja. 
 

Napotkani przypadkiem mieszkańcy Gdyni namówili mnie na podejście do skraju lasu i powrót na plażę zejściem nr 13. Tu było jeszcze ładniej niż na poprzedniej drodze. Wąwozy zdecydowanie przyjemne, choć nie każdy łatwo dostępny.
 



Zeszłam na plażę z widokami w kierunku portu i perspektywą przejścia tuż przy wodzie, gdzie na palach falochronu odpoczywają ptaki. 
 



Wiem, mogłam podejść wejściem nr 12 znów na Kępę i zwiedzić pozostałości zespołu schronów Stanowiska Dowodzenia 32. Dywizjonu Artylerii Nabrzeżnej. Już w domu, planując trasę, podjęłam decyzję, że tam się nie wybiorę. Wolałam spacer brzegiem morza. 
 

Nie był on łatwy. Najgorzej wspominam przejście tuż przy wzmocnionym betonem brzegu klifu. Musiałam iść po śliskim, nachylonym ku wodzie betonowym pasie. Cały czas ostrożnie, żeby nie wylądować w morzu. Nie muszę dodawać, że nie umiem pływać, a w pobliżu nie było żywego ducha. 
 

I tu się mylę – żywych duchów było bardzo dużo, ale wątpię, żeby nurogęsi potrafiły ratować tonących.
 



Kiedy już się stamtąd wykaraskałam, pozostał mi niewielki odcinek plażą ku gdyńskiej promenadzie. 
 
 
Na promenadzie zatrzymałam się w kilku punktach z widokiem na molo czy znane rzeźby. 
 

kopia rzeźby "Powrót do domu", daru mieszkańców Seattle 
 
"Biała Wdowa", czyli pomnik "Tym, co odeszli na wieczną wachtę" Ireny Loroch
 
"Ryby" Adama Smolana
 
Najbardziej wypatrywałam punktu gastronomicznego, bo było już południe, a w naszej grupie jada się o jedenastej. Niestety, była sobota – w każdej restauracji tłumy. I tak poznałam gorzką prawdę – frytki w kartoniku też mogą nadawać się do jedzenia, jak człowiek głodny.
 

Mój plan na zwiedzanie Gdyni przewidywał wjazd kolejką na Kamienną Górę, spacer z widokami na morze, zwiedzanie Daru Pomorza i powrót do Sopotu trolejbusem. 
I tu się trochę pokiełbasiło. Zamiast spokojnie podejść jedną z dróżek na Kamienną Górę, uparcie dążyłam do kolejki. Przy okazji obejrzałam z zewnątrz Muzeum Marynarki Wojennej, Muzeum Miasta Gdyni i Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej oraz Gdyńskie Centrum Filmowe, w którym odbywają się projekcje filmów Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. 
 
skwer przy teatrze
 
centrum filmowe
 
A potem zobaczyłam długachną kolejkę do kolejki i przeraziłam się perspektywą sterczenia w niej co najmniej godzinę. W tej sytuacji pomaszerowałam ku morzu. Przeszłam obok gdyńskiej mariny i dotarłam na  Nabrzeże Pomorskie, gdzie cumuje Dar Pomorza. 
 


Tu już obyło się bez problemów. Mogłam zwiedzić żaglowiec. Zwiedza się indywidualnie, bez przewodnika, ale w każdym pomieszczeniu spotykałam się z kompetentnymi pracownikami, którzy w każdej chwili wyjaśniają, jak wyglądało życie na żaglowcu, czym w konkretnym pomieszaniu zajmowali się oficerowie bądź załoganci.
 
kabina młodszego oficera
 
oficerska mesa

w kapitańskim salonie 
 
Potem zwiedzanie przenosi się na pokład. I tu jest też ciekawie. Na szczęście statkiem nie buja i można spokojnie się  poruszać.  
 
ku bocianiemu gniazdu
 
kompas morski
 
na mostku kapitańskim 
 
Zwiedzanie trwa pół godzinki i można znów spacerować po mieście. W moim przypadku był to spacer przez Skwer Kościuszki i ulicę 10 Lutego do przystanku trolejbusów. 
 
Pomnik Polski Morskiej
 
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy się okazało, że trolejbus do Sopotu nie kursuje w weekendy… Cóż, przyszło mi pomaszerować na dworzec kolejowy. To też dobre rozwiązanie, bo budynek dworca jest naprawdę piękny – stanowi przykład doskonałej architektury modernizmu.
 
dworzec widziany z peronu 1.
 
Kilka minut czekania i mogłam wyjechać z Gdyni kolejką. 
 
modernistyczna balustrada na peronie
 
To już ostatnia relacja z mojego pobytu w Trójmieście. Wnioski same się nasuwają – koniecznie trzeba tu znów wrócić. 
 
może żaglowcem...
 
Zdjęcia mojego wyrobu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz