Z tej tęsknoty zrodził się pomysł
niedzielnej wycieczki – sprawdzimy, jak wygląda i dokąd prowadzi nowa, nieznana
droga, która rozpoczyna się w okolicach Parszowa. Wyglądała zachęcająco (dwa tygodnie
temu, kiedy śnieg jeszcze nie padał). A dziś? Mało – zachęcająco, wyglądała
pięknie – równa jak stół, posypana grubą warstwą śniegu, którego dostawa ciągle
trwała.
I jak tu się oprzeć takiej pięknej drodze? Tu - początek trasy.
Wyruszyliśmy więc we czwórkę na WIELKĄ WYPRAWĘ POZNAWCZĄ.
Jeśli ktoś z nas miał śmiały zamiar narysowania na mapie
przebiegu tej drogi, to musiał porzucić mrzonki – wije się ona raz na południe,
raz na zachód, jednym słowem – sporych rozmiarów serpentyna.
jeden z licznych zakrętów
Planując trasę „złapałam języka” w
nadleśnictwie. Niestety, język nie był w stu procentach dokładny – zapowiadane
5 kilometrów drogi rozrosło się do siedmiu, co w warunkach zimowych dało 1,5
godziny marszu. Co ja mówię, marszu? Toż to było brnięcie po świeżym śniegu. To
jeszcze dobrze, jak panowie okazywali się dżentelmenami i szli pierwsi, więc
mogłam brnąć w czymś w rodzaju koleiny.
Ale za to, jaki las! Oglądając
zdjęcia, miałam wrażenie, że chyba wszystkie zrobiłam krzywo. Gdzie tam, to
drzewa takie pochylone pod naporem lodu! W dodatku chrzęścił on złowróżbnie,
jak tylko zawiał wiatr. W jednym miejscu przechodziliśmy po leżących pod
śniegiem kablach elektrycznych! Panowie zapewniali, że są dobrze izolowane.
Były – żyjemy. Poza tym, to oni poszli na pierwszy ogień, a ja, po ich śladach.
Nawet mi Remek rękę podał.
Uczciwie przyznam, że w nadleśnictwie nas ostrzegano, że w lesie mogą pojawić się problemy wywołane ostatnimi wariactwami pogodowymi, ale nie wzięliśmy sobie tego do serca.
tu dwa przykłady działania sił zimy
a to nie sękacz, lecz oblodzony pień sosny leżącej w poprzek drogi
I jeszcze jedną niespodziankę
zapewniła nam ta droga – skończyła się w lesie, chociaż „język” zapewniał, że
prowadzi do Suchedniowa! Na szczęście jej koniec był w postaci połączenia z
inną drogą, która już faktycznie doprowadziła do Suchedniowa.
Tu zaś na skraju lasu zjedliśmy najdziwniejsze
śniadanie wycieczkowe, jak tylko sięgam pamięcią. Jak się nietrudno domyślić,
nie było porządnego miejsca na postój, więc rozłożyliśmy się z termosami na
środku drogi. Ledwo człowiek nalał herbaty do kubka, a tu na tej pustej
odludnej drodze pojawił się samochód, który, na szczęście wolno, jechał w te
nasze kubki i bułki. Nie wiadomo było, co ratować – życie czy herbatę. Udało się i jedno i drugie.
ostatni odcinek drogi
I to już był koniec emocji, podjęliśmy
decyzję o zmianie planowanej trasy i zakończeniu eksploracyjnej części wyprawy. Udaliśmy się znanymi,
przejeżdżonymi drogami do Skarżyska. Jakaż to przyjemna nuda, tak sobie iść
ulicą, którą czasem coś przejedzie, ale za to nogi nie zapadają się w śnieg. A
już las w okolicach zalewu w Rejowie - rozkosz prawdziwa, bo i ładnie, i
cywilizacja, nawet parę osób się spotkało. Dalej, to już tylko do domu. I po
wyprawie.
leśna droga w Rejowie
Może kto słyszał jeszcze o innych drogach w nieznane? Chętnie skorzystamy, jak
śnieg stopnieje.
*E. Stachura „Msza Wędrującego”
Fajna trasa... już wiemy gdzie prowadzi !
OdpowiedzUsuńRemka nie podejrzewałem o jakieś opiekuńcze gesty... :)
On jest stosunkowo "nowy", to jeszcze nie przesiąkł zasadami edwardiańskimi.
OdpowiedzUsuńEdward - jest niedościgłym wzorem galanterii...
UsuńPiękny , zimowy krajobraz
OdpowiedzUsuń