Przeszły dzisiaj zaledwie 17
kilometrów, ale ze dwie trzecie trasy miało podłoże asfaltowe. I właściwie już
po godzinie stopy miały ochotę odłączyć się od reszty towarzystwa i zalec w
miednicy z wodą i solą, ale serce się rwało do wędrówki, więc jakoś dały się
namówić na pozostanie z grupą, ale zadowolone do tej pory nie są.
No to gdzież one były? A w sercu Gór
Świętokrzyskich – wędrowały od Ciekot przez Mąchocice, Brzezinki, Barczę do
Łącznej. W pewnym momencie, gdy już mgła nieco opadła widzieliśmy wokół siebie
wszędzie góry na horyzoncie – po jednej stronie Pasmo Masłowskie, w dali
Łysica, przed nami Klonowskie. Musieliśmy iść samymi „porządnymi” drogami, żeby nie przemoknąć do cna, bo trawy
po ostatnich deszczach mokre, nie do przebycia. I dlatego nauczeni niedzielnym
doświadczeniem zrezygnowaliśmy z łąk i pól.
asfalt z widokiem na góry
Ale i tak zajrzeliśmy tu i tam. W
Ciekotach oczywiście tak zwany szklany dom i dworek Żeromskiego. Oba stosunkowo
nowe, Żeromski ich na pewno nie widział za swego życia. My obejrzeliśmy z
zewnątrz, bo byliśmy tam o nieludzko wczesnej porze i jeszcze nie nadeszła godzina otwarcia podwoi tych instytucji.
dworek w Ciekotach
Centrum Edukacyjne Szklany Dom - tamże
i jeszcze amfiteatr (staw w tle wysechł)
Niebieskim szlakiem powędrowaliśmy
do przełomu Lubrzanki, gdzie wpadliśmy na pomysł odszukania przedwojennej willi
Wieszniewskich nazwanej na cześć właścicielki – Ameliówka. Bywali tu liczni znakomici goście, jak choćby prezydent Ignacy Mościcki.
Wdrapaliśmy się na zbocze Dąbrówki, przeszli ładną drogą wśród płotów otaczających nowe pensjonaty, ale starego nie udało nam się odszukać. W grudniowym numerze miesięcznika „Teraz” z roku 2011 czytałam wywiad z wnuczką założycieli pensjonatu, która ubolewała nad jego stopniowym popadaniem w ruinę. Widać nie udało się temu zapobiec.
Wdrapaliśmy się na zbocze Dąbrówki, przeszli ładną drogą wśród płotów otaczających nowe pensjonaty, ale starego nie udało nam się odszukać. W grudniowym numerze miesięcznika „Teraz” z roku 2011 czytałam wywiad z wnuczką założycieli pensjonatu, która ubolewała nad jego stopniowym popadaniem w ruinę. Widać nie udało się temu zapobiec.
Ameliówka przed trzydziestu laty
współczesna zabudowa wzgórza w Ameliówce
Maszerując dalej znienawidzonym
asfalciorem obejrzeliśmy parę ciekawostek w Brzezinkach, a potem nawet
podjęliśmy bohaterską próbę przejścia leśną drogą. Niestety, stopy musiały
poczekać na lepsze czasy – ta droga to była raczej mokra plama zasiedlona przez
komary, więc się wycofaliśmy.
kapliczka przy drodze z Brzezinek do Barczy
figurka Jana Chrzciciela w tej kapliczce
Dopiero za Barczą weszliśmy do lasu
z suchą, żwirową drogą. Rozkosz prawdziwa! Mogłabym tak sobie iść i iść tą
drogą, podziwiać roślinki, śpiew ptaków i czasem mokradła przydrożne (ale z
daleka – bez wchodzenia).
parzydło leśne
leśne mokradła
W ten sposób
obeszliśmy niejako dołem Bukową Górę i wylądowali na kolejnym – tym razem już
ostatnim – asfalcie. Z niego zbiegliśmy jak na skrzydłach, żeby zdążyć na
pociąg. Udało się na szczęście, bo gdybyśmy nie pojechali pociągiem,
musielibyśmy iść kolejny kilometr asfaltem do przystanku busa.
Zdjęcia
– Edek i ja
Wielu ludzi zamieniło by każdą polną dróżkę na asfalt... a Ty narzekasz !
OdpowiedzUsuńW tę stronę chodziliśmy raczej rzadko, a należy chodzić w te i we wte...
A gdzież bym śmiała narzekać - obiektywnie stwierdzam fakty.
UsuńAle faktycznie trasa rzadko uczęszczana.