środa, 14 maja 2014

Ot tak sobie wyszliśmy poszukać wiatraków


Nie, żeby od razu z nimi walczyć, ale, żeby zbadać, co to za jedne, gdzie się znajdują i czemu służą. Widzieliśmy  już kilkakrotnie na horyzoncie w okolicy Wąchocka cale ich stado. Ale nikt z nas nie miał posępnego oblicza, więc nasza przygoda z wiatrakami wyglądała zupełnie inaczej niż owa słynna literacka.
Zaczęliśmy wędrówkę w Mircu. Tym razem tylko rzuciliśmy okiem na kościół, a potem zajrzeliśmy na stary cmentarz. Jest tam sporo ciekawych nagrobków z 19. wieku, a wśród nich wypatrzyliśmy dwa związane z powstańczą historią tej miejscowości. Są to nagrobki Józefa Prendowskiego (w czasie powstania styczniowego pełnił on funkcję komisarza Rządu Narodowego w województwie sandomierskim, a jego żona – Jadwiga była kurierem rządu) oraz jego ojca – Ludwika (był on dzierżawcą dóbr w Mircu i tę dzierżawę przekazał synowi). Może czytelników zainteresuje, że tydzień temu przy kościele w Świętomarzy widzieliśmy nagrobek ojca Jadwigi Prendowskiej – Kajetana Woyciechowskiego. Był on kapitanem wojsk napoleońskich, a w powstaniu listopadowym awansował do stopnia pułkownika.

 kościół p.w. św. Leonarda w Mircu

nagrobek Ludwika Prendowskiego  

nagrobek Józefa Prendowskiego 

nagrobek Kajetana Woyciechowskiego 


stare nagrobki z cmentarza w Mircu

Z Mirca pomaszerowaliśmy w kierunku lasu, a w nim  natrafiliśmy na czarną ścieżkę edukacyjną, która nie wiadomo, skąd i dokąd prowadzi. Nas doprowadziła do leśniczówki Gadka, przy której znajduje się pomnik upamiętniający zwycięską bitwę Batalionów Chłopskich z Niemcami. Miała ona miejsce 3 września 1944 roku. 

 pomnik przy leśniczówce Gadka 

Tu znaki ścieżki skręciły w prawo, a my w lewo – w głąb lasu. Trochę to dziwny kierunek dla poszukiwaczy wiatraków, ale kierownictwa trzeba słuchać. I nawet nieźle na tym posłuszeństwie wyszliśmy, bo droga okazała się dobra, przy niej napotkaliśmy mały staw, kałuże były nieliczne, a las ładny. 

 śródleśny staw 

omomiłek wiejski spotkany w lesie

Niestety pogoda trochę chciała nam popsuć plany i zesłała niewielki deszczyk. W tej sytuacji po wyjściu z lasu rozejrzeliśmy się po okolicy, zobaczyli nowe ciemne chmury na horyzoncie, a wiatraków nie dostrzegli i porzucili ambitne plany. Skierowaliśmy się do Wąchocka, gdzie rzuciliśmy okiem na stare kąty. Po cichu przyznam, że rzuciliśmy się też na lody. Ot, taka drobna słabość.

 klasztor w Wąchocku
 
I tak przeszliśmy 11,7 km. Wiatraków, które potem widzieliśmy z okna busa, nie znaleźliśmy, ale wiemy, że są i czekają na nas.  Jeszcze się spotkamy. 


Zdjęcia – Edek i ja

3 komentarze:

  1. Omomiłek wiejski imponujący... czy jest odmiana miejska? - już się boję. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc nie wiem i boję się zapytać, żeby nie obrazić, bo może być groźny. ;)

      Usuń
    2. Poczytałam trochę o odmianie wiejskiej - to drapieżnik. Podobno lubi mszyce. Czyli następnego spotkanego zapraszamy do ogrodu.

      Usuń