Mało
brakowało. Głównie to chyba mioteł zabrakło, bo gdyby były, to kto wie…
Świętokrzyska tradycja mogłaby być wreszcie wprowadzona w życie. W środę
warunki były niezwykle sprzyjające.
Start
w Pile w podmuchach silnego wiatru, ale przy wdzięcznym towarzyszeniu słońca. Już
miałam nadzieję, że może jednak uda nam się trafić na słoneczną pogodę. Niech
by i ten wiatr, byle słońce.
pomnikowe dęby w Pile
zalew na Czystej w Pile
zrośnięte sosny
Jakże
więc przykro się zrobiło w lesie, gdzie wprawdzie wiatr wył gdzieś tam w
koronach drzew, ale słońce skryło się za chmury. Maszerowaliśmy więc leśnymi drogami
i ścieżkami, ciepło nam było, choć trochę brakowało promieni słonecznych.
szlak niebieski na drodze z Piły do Starej Kuźnicy
drogowe dylematy
zawiłości szlaku
mały przelew na potoku
Na
trasie zajrzeliśmy do dwóch znanych miejsc nad stawami. Pierwsze to oczywiście
Stara Kuźnica, a drugie Piasek z miejscem po młynie. Stawy lekko zamarznięte,
okolica poszarzała – widokowo raczej bez porywów.
i sam zalew
Przy
okazji przypomniałam sobie moją letnią wycieczkę do skansenu w Tokarni, gdzie odwiedziłam
naszego dobrego znajomego – młyn z Piasku. Ledwo go poznałam. Tak się zmienił.
Z
Piasku powędrowaliśmy do Smarkowa, gdzie wiało dosyć intensywnie, ale szybko
zanurzyliśmy się w lesie, aby dojść do Starej Góry. I tu nam szefostwo
zafundowało ekstremalne wrażenia, czyli tytułowy odlot. Wleźliśmy na hałdę w
pobliżu zakładu Henkel Ceresit. Jest to sporych rozmiarów górka – dużo większa
niż niedawno pokazywana hałda w okolicach Starachowic. Tutaj mamy do czynienia
z pozostałościami po dawnej kopalni rudy żelaza „Stara Góra”, wspinamy się na
jedną hałdę, zaraz schodzimy i znów wdrapujemy się na następną. Przed nami
grzbiet hałdy – przyjemna ścieżka, na której nasze buty robią się o dobre kilo
gliny cięższe. I dobrze, bo w przeciwnym
razie jak nic odlecielibyśmy porwani silnym wiatrem. Na szczycie wieje
okropnie, wokół nas widoki na okolice, a na horyzoncie całe Łysogóry jak na
dłoni. I gdyby nie to, że wieje akurat od południa, to może nagle zawitalibyśmy
na gołoborzu.
Po
zejściu z hałdy szefostwo zadaje podchwytliwe pytanie „Czy dacie radę iść 6 na
godzinę, żeby zdążyć na bus ze Stąporkowa o trzynastej?” Pokażcie mi takiego,
co się przyzna, że nie da rady. Polecieliśmy więc po asfalcie, tylko błoto z
butów odpadało. I oczywiście nie zawiedliśmy szefa – na bus czekaliśmy tak
około pół minuty.
Przyrząd
pomiarowy wskazał, że przeszliśmy 19,6 kilometra.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
Fajna trasa i foty też...
OdpowiedzUsuńTrasa do tego stopnia dopracowana, że nawet co roku w tym samym miejscu jemy śniadanie. Chociaż startujemy z rożnych miejscowości.
UsuńWidzę, że dęby z Piły na blogu gościły nie raz. Trafiłem dziś na artykuł o tych drzewach, w tym o rekordowej Magdalenie!
OdpowiedzUsuńNo proszę, więc w okolicy mamy już rekordowego dęba, największe modrzewie (przy czarnym szlaku Majdów-Mroczków) oraz najgrubszy wiąz szypułkowy w Mircu* :)
*choć wikipedia podaje, że jest nim jednak Wiedźmin z Komorowa;)
Tak, do tych dębów często zaglądamy. Nie wiedziałam jednak, że jeden z nich to Magdalena.
UsuńA wiąz z Mirca jeszcze nie był u nas pokazywany. Chociaż dworek parę razy. Trzeba będzie nadrobić zaległość przy najbliższej okazji.