czwartek, 29 września 2016

Gdzie są te niegdysiejsze drogi?

No gdzie?
Na mapie, oczywiście! Bo w terenie to już różnie bywa.
I w moich wspomnieniach. 

jesienna leśna droga 
 
Od dłuższego czasu „chodziła” za mną dawna trasa ze Stanisławowa przez Koszorów do Budek i na Altanę. Pamiętam te leśne i polne ścieżki, tych strażaków w wozie bojowym zagubionych w lesie, te buty, co mnie niemiłosiernie uciskały i musiałam je nieść w plecaku, te grzybobrania połączone z zagubieniem się  w lesie i wiele, wiele podobnych historii.
Od ostatniej wyprawy tą trasą minęło dokładnie 9 lat i 5 dni.
Wyruszyliśmy w środę. Wysiedliśmy w tym samym miejscu, co dawniej - za Pawłowem. Ale pomaszerowaliśmy już nie polnymi ścieżkami, a normalnym czarnym asfaltem w kierunku Stanisławowa. 

oczko wodne przy drodze do Stanisławowa 

leśne wyrobisko w pobliżu drogi

ciekawy stary dom w Stanisławowie

drzwi do obórki
  
Asfalt doprowadził nas do Koszorowa, gdzie znajduje się  spory zbiornik wodny na rzece Kobyłce. Już po sezonie, więc cicho tam i spokojnie. Spotkaliśmy jednego wędkarza, który spokojnie łowił „na żywczyka”. Nie bardzo wierzył, że zrobimy ładne zdjęcia. Jakie wyszły, można zobaczyć.  

sielski bieg rzeki po opuszczeniu zalewu

zalew we wsi


leśne brzegi zalewu 
 
Po obejściu zalewu pomaszerowaliśmy raźnym krokiem w las. Pierwsza droga wprowadziła nas w rzekę (tu sprostowanie - nie wiem, co to było, bo nie dotarłam do tego miejsca, a koledzy tak zawile opowiadają, że nie wiem, czy to rzeka, czy jej zakole, odnoga, a może tylko ogromna kałuża), druga w bagno, a trzecia w leśne ostępy. Czwartej nie szukaliśmy. Przedzieraliśmy się przez krzaki, wychodzili nieoczekiwanie na śliczne leśne dróżki i znów znikali w leśnej głuszy. Nudno nie było ani trochę. Ja dostałam gałęzią po oczach, ale to drobiazg. 

borówka bagienna z owocami

bagno zwyczajne

pierwsze jesienne barwy
 
Żadne błoto nas nie wciągnęło i w końcu pokonaliśmy coś, co przed laty było zapewne łąką i wylądowali w Budkach I niedaleko remizy strażackiej, tej samej, której przed laty szukali zagubieni strażacy. 

już nie las, a jeszcze nie wieś 

 to nie drzewko owocowe, a młody dąbek z liśćmi obrośniętymi przez galasy 

 potwierdzenie na zbliżeniu 

zamiast słońca - topinambur

Trochę sobie w tych Budkach I odpoczęliśmy, a potem zaczęliśmy szukać polnych dróg do Budek II. Na szczęście napotkaliśmy sympatycznego mieszkańca wsi, który pokazał nam swoją drogę do szkoły. Nie on jeden nią chodził, furmanki też jeździły. I żeby kto nie myślał, że starca pytaliśmy – mężczyzna młody. Bardzo nam dokładnie ten sympatyczny człowiek ową drogę opisał i ruszyliśmy zgodnie ze wskazówkami. Pierwszy punkt orientacyjny stanowił dąb – ten jest! Na końcu drogi miał być kościół. I do niego doszliśmy. Gorzej było z drogą. W pewnym momencie widziałam przed sobą jedynie czapkę Janka, reszta ginęła w wysokiej trawie. Ale i tak mieliśmy szczęście, bo podobno dawniej było tu spore bajoro. Bez obaw – wyschło. 

kościół w Budkach II

 stary dom w Budkach II
 
Umęczeni przeprawą przez byłą drogę postanowiliśmy nie opuszczać asfaltowej szosy z Budek do Huciska. W ten sposób zrelaksowani doczłapaliśmy do szlaku zielonego, który wprowadził nas na Altanę. Podchodziliśmy świetną leśną drogą, bez chaszczy i innych niespodzianek. 

owoce konwalijki dwulistnej (uwaga - trujące!)

 dzieżka pomarańczowa (jadalna, ale podobno bezsmakowa) 
 
Na szczycie zrobiliśmy sobie mały odpoczynek i się poszło dalej szlakiem w dół. Tu przy drodze dużo efektownie ułożonych stert drewna. Odgłosy prac leśnych słyszeliśmy gdzieś daleko w tle.   

martwa ściana lasu 

 idziemy

 coś jednak wyrasta przy ściętych pniach

Miejsce wolne od wyrębu to teren rezerwatu Ciechostowice. Modrzewie mogą tam sobie spokojnie rosnąć i ze współczuciem patrzeć na współbraci, którzy padają w pobliżu. Na niektórych pniach zauważyliśmy oznakowania GDN. Dzięki uprzejmości znajomych wiem już teraz, że to gospodarczy drzewostan nasienny. Będą się nasze modrzewie rozmnażać i rozrastać w tym lub innych lasach. 

kapliczka w rezerwacie (chyba już ze trzeci raz na blogu)

pnie modrzewi 
 
Na zakończenie wycieczki zahaczamy o Mroczków i na przystanku dokonujemy obliczenia długości trasy (20,6 km). Wydaje mi się, że raczej nie będziemy się wybierać na nią kolejny raz. Sponiewieramy się w jakim nowym miejscu.

jesienny akcent na zakończenie - kępa trzmieliny w Kapturowie 

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

6 komentarzy:

  1. Warto było odświeżyć pamięć... a ścieżki obeschną. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt - było warto, a ścieżki były w miarę suche. Gdyby było deszczowe lato, to już samo zajrzenie w kierunku bagna mogło się skończyć nieprzyjemnie. A tak to przynajmniej mogliśmy się wycofać.

      Usuń
  2. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki...
    Czasem dobrze odświeżyć wspomnienia, ale wspomnienia nie zawsze wychodzą zwycięsko z takim konfrontacji.
    Jak dla mnie pierwszorzędna trasą, jest się gdzie przytyrać ale i gdzie odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację co do wspomnień. Większość wydarzeń jest w nich podkolorowana. Ale czasem warto zajrzeć w stare kąty.
      Poza tym, jak ktoś wędruje, tak jak ja, pół życia z okładem, to już ma coraz mniej nowych miejsc. Trzeba wracać do starych.

      Usuń
  3. Bardzo przyjemna ta wycieczka i piekne tereny:) podobają Nam się te stare domy, dzielnie się jeszcze trzymają . Widuję nieraz takie stare domy, prawie zabytkowe ale zameszkałe. Co prawda w śródku cywilizacja jest ale z zewnątrz wygladają cudownie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te dwa domy wyglądały na opuszczone. A obok rozkwita wiejska elegancja - efektowne ogrodzenia, wypielęgnowane ogródki, porządne domostwa. Tylko te staruszki takie przycupnięte przy ziemi nie wiedzą, co ze sobą w tej nowoczesności począć.

      Usuń